Lekcje mijały Travisowi w miarę spokojnie, oprócz przydługich spojrzeń posyłanych w jego stronę, raczej nic go wybitnie nie irytowało. Do czasu przerwy na lunch. Naprawdę lubił tam chodzić, w końcu darmowe jedzenie, ale jednocześnie było w tym coś naprawdę upierdliwego, a mianowicie wieczny brak miejsca. Zazwyczaj musiał upychać się przy innych na samym końcu ławki, przez co ciągle miał wrażenie, że zaraz spadnie. Co zresztą czasami się zdarzało. Już nawet przyzwyczaił się do tego uczucia zażenowania, gdy wszyscy zaczynali się z niego wyśmiewać.
Odebrał swoją tacę i spojrzał na nią z odrazą. Czasami na stołówce naprawdę serwowali dobre jedzenie, ale znacznie częściej były to dania których nie potrafił zidentyfikować. Nawet w sumie chyba nie chciał. Wolał nie wiedzieć, czym go trują. Słysząc burczenie swojego brzucha, postanowił przestać bezcelowo gapić się na papkę znajdującą się na talerzu i ruszył na poszukiwania jakiegoś wolnego miejsca. Oczywiście jak zwykle nic nie może iść po jego myśli. Zamiast miejsca w rogu sali, gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał, jedyne miejsce było obok Todda, tak zwanego prekursora gejowatości. Zaraz obok niego była reszta tych przegrywów. Travis naprawdę nie potrafił zrozumieć jakim cudem ci ludzie zdołali nawiązać ze sobą jakąkolwiek przyjazną relację. Nie łączyło ich nic, oprócz tego że mieszkają w apartamentach. Ich charaktery są zupełnie różne, a przynajmniej tak wynika z powierzchownej obserwacji. To nie tak, że interesuje się nimi w jakikolwiek sposób, ale chcąc nie chcąc potrafił wyciągać wnioski z nawet przypadkowych obserwacji. Travis mimo opinii panującej w szkole, umiał myśleć. Todd, ten inteligenty, chociaż widocznie nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo grzeszy będąc odmiennej orientacji. Bóg nie akceptuje podludzi. Larry, nie bardzo wiedział o nim cokolwiek, Larry po prostu zawsze był i irytował go całą swoją osobowością, nie znosił w nim tego jak prosto potrafi nawiązać znajomość. Też był grzesznikiem, jak zresztą każdy z tej grupki dziwaków. Ash, cóż, po prostu istniała. Travis nie miał o niej jakiejś głębszej opinii, czasami widział jak gadała z Salem, to wszystko. Sam Sal, Travis naprawdę nie miał pojęcia co o nim sądzić. Po tej całej sytuacji, wolał go unikać, nie miał zamiaru go poznawać. Jeszcze do głowy znowu wpadną mu jakieś inne spierdolone pomysły. Jeszcze Chug i Maple, grubas, do którego jakoś wyjątkowo nie miał złego nastawienia, oraz zwykła szara nie wyróżniająca się myszka.
Tym razem zje na stojąco.
Przecież i tak nigdy z nikim nie rozmawiał, zawsze był sam.
Już miał wepchnąć widelec w papkę , gdy nagle wyskoczył z niej bąbel powietrza. Westchnął cierpiąco i ruszył w stronę kubła na śmieci, w końcu, nie był aż tak głodny. Wczorajsze śniadanie wystarczy mu do końca dnia. Napełni się też trochę mlekiem, które był dodawane do każdego posiłku. Nie jest tak źle. Wypakował słomkę z szeleszczącego papierka i wbił do kartonika. Przyłożył już napój do ust, gdy nagle ktoś na niego wpadł, sprawiając że zawartość opakowania znalazł się na różowej bluzie Travisa.
- Oh Sorry! Nie zauważyłem cię!
Travis nie odpowiedział, po prostu zamknął oczy i miał szczerą nadzieję, że gdy je otworzy nikt już nie będzie przed nim stał. Tak też się stało. Przeleciał spojrzeniem po sali, jak przeczuwał, wszyscy się gapią i chichrają debilnie pod nosem. Widząc oddalającego się od niego chłopaka, który prawdopodobnie był sprawcą zamieszania, lekko puściły mu nerwy.
- Spoko, ciebie raczej trudno byłoby nie zauważyć, ale wiesz, miałem zamknięte oczy, nie atakuj tak z zaskoczenia, bo nie każdy zniesie taka masę.
Puszysty chłopak odwrócił się gwałtownie w jego stronę i spojrzał z niedowierzaniem. Prawdopodobnie naprawdę zrobił to przypadkiem, i w końcu go przeprosił, co nie zmieniało tego, że Travis miał dość. Wychodząc słyszał za sobą tylko śmiechy innych. Chłopak który na niego wpadł, prawdopodobnie przez kilka dni będzie trochę męczony przez innych uczniów słowami Travisa, ale takie jest życie. Coś za coś. Różowa bluza za zdrowie psychiczne. Bywa.
W końcu życie jest chujowe.
Skierował swoje kroki w stronę łazienki, naprawdę wolał nie śmierdzieć mlekiem przez resztę dnia. Podłożył zachlapany kawałek materiału swojej bluzy pod wodę i próbował jakoś zetrzeć tę plamę. Efekt końcowy był taki, że jego bluza dalej waliła mlekiem, a teraz na dodatek jest jeszcze bardziej mokra. Spojrzał mimowolnie w lustro, naprawdę wyglądał źle. Limo było cholernie widoczne... Westchnął i uświadomił sobie kolejną rzecz, a mianowicie to, że znowu wyszedł na okropnego dupka. Wszedł do kabiny i usiadł na zamkniętej desce. Lubił tu siedzieć. Nikt z reguły tu nie przychodzi, w końcu to szkolny kibel, z którego korzysta się tylko w ostateczności. Oczywiście jak na złość usłyszał zgrzyt otwieranych drzwi. Egzystencja naprawdę musi go nienawidzić.
- Travis?
Tak, los ewidentnie chce wpędzić go przedwcześnie do grobu.
CZYTASZ
Understand Your Pain | Sally Face x Travis
AléatoireJasne tęczówki, skrawek twarzy przyciągający na siebie uwagę przez niechlujnie nałożoną protezę, cierpka skóra na strudzonych dłoniach próbujących odwinąć kawałek jego bluzki, dźwięk przesuwanej jeszcze bardziej na bok protezy, duszący truskawkowy...