III

459 18 3
                                    

Pov Zephyr
-Dzień dobry. - przywitał się, wchodząc do mojego domu Asger. - Znalazłem zgubę.

- Nie zgubę tylko Zephyr! - poprawiłam go.

-Dziękujemy. Możesz odejść. - rzekł mój tata.

-Skarbie, strasznie się o ciebie martwiliśmy! Nie rób tego nigdy więcej. - powiedziała mama, przytulając mnie.

-Zephyr, bardzo chciałbym cię przeprosić za tamtą kłótnię. Mnie i twojego brata poniosło. - wyznał, patrząc na mnie przepraszająco.

-Już okej, tato. - odpowiedziałam po części szczerze. - A tak po za tym to bardzo się cieszę, że chcesz poświęcić nam więcej czasu.

Po w miarę przyjemnie spędzonym czasie z rodziną, poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i szeroko uśmiechnęłam. Naprawdę bardzo się cieszę, że mam znów tatę. Muszę o tym porozmawiać z Nuffinkiem. Nie pozwolę mu tego zepsuć.

Kilka minut później byłam pogrążona w głębokim śnie, aż do momentu w którym ktoś zaczął mnie szturchać w ramię.

Naprawdę? Znowu?

-Zephyr. Wstawaj.

-Jestem zajęta, Nuffink. - mruknęłam i odwróciłam się do niego plecami.

-Jeśli nie wstaniesz to osobiście wyniose cię z łóżka i wrzucę do morza. - zagroził.

-Nie zrobisz tego. - powiedziałam, odwracając się i patrząc na niego z zmrużonymi oczami.

-Ja tego nie zrobię? - zaśmiał się i ruszył w moją stronę.

-Dobra! Wygrałeś. Czego chcesz? - zapytałam w pełni obudzona.

-Wylatuje z Berk. - oznajmił, patrząc prosto w moje oczy.

-Na tydzień? Dwa? - zapytałam znudzona.

To nie pierwszy raz kiedy miałby wylecieć na jakiś okres czasu, więc nie zdziwiło mnie to.

-Na kilka miesięcy. Może więcej.

-Dlaczego?

-Nie potrafię znieść ojca w domu. - warknął. - Nie rozumiemy się.

-On ci kazał wylecieć? - spytałam zła.

-Nie. To mój pomysł. - zaprzeczył niemal od razu.

-Na pewno? - dopytałam. - Jeśli nie to przysięgam, że porozmawiam z ojcem.

-Na pewno. Po prostu potrzebuje chwili dla siebie. - westchnął.

-Rozumiem. - powiedziałam, wysilając się na uśmiech. - Lecisz z kimś?

-Tak. Asger, Aila, Elsewher i Halfdan dotrzymają mi towarzystwa. - odpowiedział, na co ja skinęłam głową. - Dziś wieczorem już nas nie będzie.

-Tak szybko? - zapytałam smutno. - Rodzice chociaż wiedzą?

-Zostawiłem list. Nie dam rady im o tym powiedzieć. - oznajmił, spuszczając wzrok na buty.

-Mam wrażenie jakby historia w kółko się powtarzała. - zaśmiałam się, opierając wygodniej na rękach. - Nasza matka chyba dwa razy opuściła Berk na długo, prawda?

-Tak, to prawda. - potwierdził. - Leć z nami.

-Co?

-Leć z nami Zephyr. - powiedział głośniej. - Jesteś młoda. Zwiedzisz trochę świata, a ja będę mieć siostrę obok siebie.

-Mój cały świat jest tutaj, bracie. Nie wylecę. Nie mam ku temu powodu.

Następnego dnia, tak jak zapowiadał mój brat, zniknął. Na Berk panował dziwny spokój odkąd rodziny przeczytały listy. Wyspa przeżywa na swój sposób ich brak. W końcu to byli najlepsi z najlepszych. Nie określili czy w ogóle wrócą.

Śledzik i Heathera Ingerman stracili córkę Aila'ie.

Torvi i Rollo Vergan stracili syna Asger'a.

Szpadka i Eret Thorston stracili syna Halfdan'a.

Aella i Dagur Deranged stracili córkę Elsewher.

Astrid i Czkawka Haddock stracili syna Nuffink'a.

Mogłam temu jakoś zaradzić, ale po co? To ich życie. Ich wybory i błędy. Po co mam się wtrącać?

-Jak już zapewne wiecie... - zaczął mój ojciec, a cała wioska zwróciła na niego uwagę na wielkiej sali. - Naszą wyspę opuścili jedni z najlepszych wikingów, a w tym także mój syn. - po tych słowach ludzie zaczęli szeptać. - Wraz z opuszczeniem tej wyspy zrzekł się prawa do tronu! Okazał wobec nas brak szacunku. - warknął, a ja uchyliłam usta w szoku. - Dlatego poznajcie przyszłego wodza... moją córkę, Zephyr. To ona przejmie tron gdy nadejdzie czas.

I od wtedy zaczęło się lepsze życie. Nie zaprotestowałam gdy wydziedziczył mojego brata. Może na początku chciałam, ale to minęło po tym jak ludzie zaczęli mnie traktować. Jego i tak nie ma oraz prawdopodobnie długo nie wróci, więc dlaczego nie mam ułatwić sobie życia tutaj? Sprawić, aby nie postrzegano mnie jako tą niezdarną i słabą Zephyr?

Miesiąc później...

-Wyżej Nila! - krzyknęłam.

Po chwili smok leciał z wystarczającą prędkością, aby w następnym momencie zwrócić się ku oceanowi i zamaskować się tuż przed zetknięciem z taflą wody oraz pojawić się kilka metrów dalej nad nią.

-Dobrze, mała. - pochwaliłam przyjaciółkę. - Jesteśmy coraz lepsze.

Nim słońce zaszło byłyśmy już na wyspie gdzie czekał na mnie ojciec.

-Zephyr! Mam dla ciebie nowe zadania. - oznajmił uradowany.

-Jakie, tato? - spytałam, wymuszając uśmiech.

Kocham go, ale też nienawidziłam kiedy przygotowywał mnie w ten sposób do roli przyszłego wodza. Nie czułam się na siłach, aby sprawować władzę. Zajmować się cała wyspą. Nie miałam też ochoty na siłe szukać partnera. Jakoś nie interesowały mnie również aranżowane małżeństwa, które proponuje mi matka wraz z ojcem. Twierdzą, że zawsze można się poznać. Spróbować, bo być może się pokochamy lub dogadamy, a to już według nich wystarczy, abym wyszła za mąż. Z tej racji nie miałam żadnych kolegów. Aranżowane małżeństwo będzie ostatecznością.

-Zajmiesz się nowymi gośćmi, sprawdzisz jak ma się Pyskacz i pójdziesz potrenować z innymi rówieśnikami. - odpowiedział, uśmiechając się. - Liczę na ciebie.

-Raczej dam radę. - zachichotałam. - To ja już lecę. Do zobaczenia w domu.

-Uważaj! - pisnęła blondynka, ostrzegając mnie przed lecącą ku mojej osobie siekierą.

-Dzięki... - zaczęłam gdy do niej podeszłam, mając nadzieję, że wyjawi swoje imię.

-Valeria. - zaśmiała się i wyciągnęła ku mnie dłoń.

-Zephyr. - odpowiedziałam.

Valeria była wysoką i szczupłą dziewczyną z typową postawą wikinga. Pomimo to nie wygląda to u niej źle. Dodaje wręcz uroku. Jej jasno-zielone tęczówki mocno kontrastują z blond włosami.

-Skądś cię kojarzę... - zaczęłam myśleć na głos.

-Jestem przybraną córką Sączysmarka i Henrego. - oznajmiła.

-Tak myślałam. - zachichotałam. - Ile masz lat?

-Osiemnaście, a ty?

-Siedemnaście. - odpowiedziałam.

Spędziłyśmy razem miło popołudnie. Wiele się dowiedziałam o niej. Na przykład, że jej smokiem jest śmiertnik zębacz o imieniu Clara.

-Chciałabyś wpaść dziś do klubu? Wydajesz się w porządku, więc poznałabym cię z resztą znajomych. - zaproponowała, spoglądając na mnie przyjaźnie.

Nie pozostało mi nic innego jak się zgodzić. Wieczorem byłam już w drodze do wyznaczonego miejsca. Klub to miejsce dla młodych wikingów którzy chcą się 'odstresować'. Spotkania te odbywają się co jakiś czas. Nigdy tam nie byłam ze względu na brak znajomych. Jednak czasy się zmieniły.

Stać nas na coś lepszego... | HttydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz