IV

372 17 0
                                    

Miesiąc później...

-Zephyr znów oszukiwała. - zaśmiał się Bjorn.

-Po prostu jestem lepsza. - odpowiedziałam, posyłając mu zwycięski uśmiech.

Bjorn'a poznałam jakiś czas temu dzięki Valerii. To brązowooki brunet w moim wzroście. Jego smok to Argo, koszmar pomocnik.

-Bjorn, twoja luba ma rację. - zachichotała Ingrid.

-Jaka jego? Ona jest moja! Prawda, Zephyr? - udała oburzoną Valeria.

-Ta, jasne. - zaśmiałam się.

Ingrid również poznałam dzięki Valeria'i. Ma śliczne kręcone, rude włosy i błękitne oczy. Dosiada zbiczatrzasła, Margo.

-Co powiecie na rewanż? - zasugerował brunet.

-Gdyby nie to, że dziś przylatuje Valka to bym się zgodziła. - odpowiedziałam.

- To naprawdę dziś dzieciaki będą tresować swoje pierwsze smoki? - zapytała Valeria.

-Tak. Nawet nie wiesz ile czekałam, aby znów ją ujrzeć. - zaśmiałam się. - Ja już lecę. Do zobaczenia wieczorem.

Dwa miesiące później...

-Znów łowcy? - zapytałam zdenerwowana gdy usłyszałam krzyki ludności Berk.

Wybiegłam z chaty wraz z moim smokiem i poleciałyśmy w kierunku portu. Okazało się, że miałam rację. Łowcy już trzeci raz w tym tygodniu próbują zdobyć Berk.

-Valeria i Bjorn! Bierzecie trzy po lewej, a ja i Ingrid pięć po prawej! - rozkazałam i już po chwili zaczęliśmy niszczyć statki wrogów.

Wieczorem po wygranej bitwie, odbył się pogrzeb. Zawsze po ich przybyciu żegnamy wikingów oraz smoki. Odnosimy spore straty, ale nic nie możemy na to poradzić. Dlatego też wściekła do granic możliwości, patrzę na odpływające łodzie.

-Zephyr... - zaczęła łagodnie Ingrid. - W końcu sobie z nimi poradzimy. Pomścimy naszych bliskich. Wikingów i smoki, ale potrzebujemy czasu na poznanie wroga.

-Rozumiem to... - westchnęłam, a moje oczu zalśniły od łez. - Ale nienawidzę tego uczucia. Tej bezsilności. Nic nie mogę zrobić. Ponosimy coraz więcej strat. Jako przyszły wódz powinnam wiedzieć co robić.

-Och, skarbie. - mruknęła, po czym przytuliła mnie do siebie. - Nikt od ciebie nie oczekuje, że będziesz wiedzieć co robić. Nawet twój ojciec nie wie. Nie bądź dla siebie tak surowa.

-Gdyby mój brat tu był, byłoby zupełnie inaczej. - warknęłam.

Miesiąc później...

Od jakiegoś czasu łowcy nie dają znać o swojej obecności, więc dni na wyspie stały się znośniejsze. Odkąd mój brat wraz z przyjaciółmi zniknęli, wiele się zmieniło. Berk odwiedza mniej gości z innych wysp z powodu częstych ataków łowców. Mój ojciec chodzi często niespokojny wraz z matką, która stara się mu pomóc. Ich smoki chodzą krok w krok za nimi, bojąc się o nich z wiadomych powodów. Nila coraz bardziej odczuwa brak rodzeństwa i tęskni. Na dodatek Pyskacz podupadł na zdrowiu. Na domiar złego Valka nie przyleci na święta z obawy o smoki.

-Bjorn... Myślisz, że jeszcze się ułoży? - zapytałam, patrząc z nadzieją na przyjaciela.

-Nie ma innej opcji. - odpowiedział, uśmiechając się. - Wątpisz w to?

-Czasami... - mruknęłam, spuszczając wzrok na swoje palce.

-Coraz lepiej odpieramy ataki łowców, a twój brat gdy wróci na pewno nas wspomoże i pokonamy ich. - oznajmił, zwracając moją uwagę.

-Nie ma go już prawie rok. - szepnęłam. - Może zmieńmy temat, co?

-Z chęcią. - odparł. - Zmieniłaś fryzurę?

-Trochę. - zaśmiałam się speszona i założyłam kosmyk włosów za ucho. - Pomyślałam, że pora w końcu coś w sobie zmienić.

Moje długie włosy były obecnie spięte w wysoką kitkę, a z czupka głowy wypuściłam dwa pasma włosów.

-Ładnie ci tak. - powiedział, posyłając mi uśmiech.

Miesiąc później...

-Zephyr, skarbie... - zaczęła mama. - Musimy porozmawiać.

-O czym? - zapytałam, zasiadając naprzeciw rodziców.

-O przyszłości Berk. - westchnęła.

-Już to przerabialiśmy. - stwierdziłam trochę zła. - Jeszcze nie jestem gotowa na zostanie wodzem.

-Wiemy to. - odezwał się tym razem mój ojciec. - I nie naciskamy pod tym względem.

-A, więc o co chodzi?

-Łowcy przybywają coraz częściej, a my mamy coraz większe straty. - powiedział, zaciskając dłonie w pięści. - Potrzebujemy pomocy innych wikingów, których nie atakują ze względu na bardzo odległe położenie.

-W takim razie wyślijmy im smoka lub polećmy do nich z prośbą o pomoc. - zasugerowałam.

-Już to zrobiliśmy. Wysłaliśmy smoka. - oznajmiła mama, sciskając rękę męża. - Chcą czegoś w zamian.

-Czego? Złota? - spytałam.

-Chcą zapieczętować sojusz małżeństwem. - wyrzucił z siebie ojciec. - Chcą, abyś ty i ich syn się pobrali.

-Co? - wydusiłam. - Nie zgadzam się.

-Zephyr... Proszę, przemyśl to. - westchnął smutno ojciec. - Potrzebujemy ich pomocy bardziej niż kiedykolwiek.

-I przez to mam żyć z obcą osobą? - zapytałam wściekła.

-Chcemy, abyś go najpierw poznała. - rzekła mama.

-Nie chce nikogo poznawać! - warknęłam, wstając od stołu.

-Skarbie, proszę cię! - uniósł się tata. - Poznajcie się. Chociaż spróbuj wejść z nim w jakąkolwiek relację. Dla naszego dobra.

-Muszę to przemyśleć. - rzuciłam i wyszłam z chaty.

~~~

-I wtedy wyszłam. - powiedziałam, kończąc opowiadać o tym co zaszło między mną, a moimi rodzicami.

-Nie możesz się na to zgodzić. - rzekł Bjorn.

-A co jeśli od tego zależy dalszy los nas wszystkich? - zapytałam, wyrzucając ręce w powietrze.

-To zbyt poważna sprawa. Nie możesz podjąć decyzji pochopnie. - oznajmiła Valeria.

-Może to małżeństwo nie byłoby takim złym wyjściem. - zaczęła Ingrid.

-Wydaje się najgorszym. - powiedziałam, krzywiąc się.

-Spójrz na to optymistycznie. Rodzice dają ci szansę poznać go. Może się zakochasz. A jeśli nie to wystarczy, że się będziecie dogadywać. W razie czego, jak sytuacja na wyspie się unormuje możecie się rozstać. - stwierdziła.

-Wątpię żeby jego ojciec na to pozwolił. - zaznaczyłam.

-Dlatego to właśnie jego syn musi poświadczyć o swojej winie. Ojciec trochę pomarudzi i mu przejdzie. - wytłumaczyła.

-A co poradzisz na to jak będzie głupim wandalem? - zapytał wciąż zły Bjorn.

-Wtedy osobiście upozoruje wypadek. - rzekła, uśmiechając się podle.

-Pewnie będę tego żałować. - zaśmiałam się ponuro.

Kilka dni później...

-Oby było warto. - mruknęłam, widząc statki przyszłych sojuszników.

Stać nas na coś lepszego... | HttydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz