Miron wyprostował się, ocierając wierzchem dłoni krew z ust. Na smukłej szyi Any, tam gdzie znajduje się tętnica, widniały dwie krwawiące rany, które niemalże natychmiast się zasklepiły.
Szybko zerwał z dziewczyny mundur, zostawiając ją w samej bieliźnie. Przeszukał kieszenie, wyjmując legitymację, portfel, klucze i telefon. Legitymację rzucił na podłogę, klucze i portfel włożył do kieszeni swojego płaszcza. Złapał dłoń Any i przyłożył palec do czytnika linii papilarnych na telefonie. Przeczytał ostatniego SMSa, którego Ana wysłała do kogoś o imieniu Theo i zaklął. Miał dosłownie kilka minut, zanim na głowę zwali mu się pół LAPD. Gdyby chodziło tylko o niego nie stanowiłoby to żadnego problemu, ale musiał coś zrobić z Aną, plus nadal miał do wykonania zadanie. No i magiczne księgi, które Arturius zgromadził w piwnicy też nie powinny wpaść w niepowołane ręce, choć prawdę mówiąc to akurat mało go obchodziło.
- No cóż, nie mam wyboru. - westchnął, zrywając z szyi łańcuszek, na którym wisiał srebrny medalion, pokryty skomplikowanymi symbolami. Rzucił medalionem w ścianę, a ten, zamiast się odbić, rozprysnął się w srebrną kałużę. Kałuża zaczęła się rozszerzać i po chwili część ściany zamieniała się w sięgające podłogi, delikatnie falujące lustro.
Podszedł do stojących na ziemi słojów i przyjrzał się im po kolei. W każdym zamknięta była dusza jednej z ofiar maga. Upewnił się, że Thea jest wśród nich, poczym podszedł do biurka. Szybko przejrzał zgromadzone woluminy. Zaklął, widząc tytuł tej, która wcześniej wydała mu się znajoma. Schował ją do obszernej kieszeni płaszcza, a resztę rzucił na środek sigila na podłodze.
Podniósł z ziemi nieprzytomną Anę i zarzucił ją sobie na ramię. Podchodząc do lustra, wyjął z kieszeni płaszcza dwa granaty - zapalający i odłamkowy. Granaty były magicznie wzmacniane, więc spokojnie powinny wystarczyć.
Gwiżdżąc refren "T.N.T." narysował na lustrze symbol aktywacyjny. Tafla zafalowała i po chwili w miejscu jego odbicia zobaczył wnętrze innego pokoju. Wyrwał zębami zawleczki z granatów i rzucił je za siebie, przechodząc przez portal który zniknął chwilę później.
* * *
- Kapitanie, jesteśmy gotowi. - oznajmił policjant w mundurze jednostek szturmowych.
- Dobrze, macie zielone światło. - odpowiedział dowodzący akcją mężczyzna z pokaźnym, siwym wąsem.
Po chwili kilkanaście czarnych sylwetek zbliżyło się do domu, którego adres podała Ana. Byli już tuż przy drzwiach, kiedy powietrze przeszył huk eksplozji, a z okien na parterze buchnął ogień.
* * *
zima 1944; Rumunia, lasy w pobliżu miasta Bacău
- Daleko jeszcze? - wydyszała Tasija, biegnąc przez śnieg. Długie, brązowe włosy półelfki wysunęły się spod uszanki i falowały na wietrze.
- Nie, już jesteśmy. Zachować czujność! - krzyknął do oddziału partyzantów biegnący na czele wysoki mężczyzna.
"Miron, opiekuj się Dariem. Obiecałeś, że wróci żywy, pamiętasz?" pomyślała, unikając uginających się pod ciężarem śniegu gałęzi. Do jej nozdrzy dobiegał zapach ozonu, dymu i palonego ludzkiego mięsa. "Dlaczego ty zawsze musisz pchać się na pierwszą linię, idioto? Aż tak go podziwiasz?"
Cały oddział wbiegł na małą polankę. Z trzech stron otaczały ją drzewa, z czwartej - zwęglone pnie. Pomiędzy nimi rozrzucone były nadpalone ciała, poprzecinane na wysokości brzucha. Któryś z żołnierzy zgiął się wpół i zwymiotował.
- Dario! - krzyknęła Tasija, podbiegając na środek polanki. Chłopak leżał na kurtce Mirona, okryty dodatkowo jego koszulą. - Dario, kochany, nic ci nie jest? Powiedz coś! Miron! Co mu się stało!?
YOU ARE READING
Night Hunters
FantasyDroga wycieczko, witamy w Los Angeles! Plan zwiedzania: penetracja obcych światów, w tym Piekła i Ogrodów Babilonu, wizyta w najbardziej luksusowym domu publicznym na zachodnim wybrzeżu i degustacje specjałów kuchni bardzo obcej. Wsiadaj więc do bu...