AKT I: DEMONY MIASTA ANIOŁÓW - Noc Łowcy 1/2

20 2 2
                                    

trzy dni do Birke; późny ranek

Ana wbiegła nerwowo po schodach, prawie zderzając się ze schodzącym technikiem policyjnym. "Pierwszy tydzień w nowej jednostce, sprawa z pierwszych stron gazet, a ja przyjeżdżam ostatnia. Ten debil ma szczęście że go kocham, bo mielibyśmy na głowie kolejne morderstwo." pomyślała "Chociaż może przynajmniej to dałoby się rozwiązać..."

Uspokajając oddech (zawsze miała świetną kondycję) podeszła do drzwi z numerem dwieście czternaście w jednym z anonimowych bloków w dzielnicy Skid Row. Na korytarzu kręcił się tłum ludzi w mundurach LAPD. Nic dziwnego, to było już trzynaste takie morderstwo w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy. Przeszła przez przedpokój, ocierając ramieniem o skórzany płaszcz wiszący na kołku i weszła do sypialni, skąd dochodził szmer przytłumionych głosów.

- Cześć Ana! - krzyknęła do niej stojąca na drugim końcu pokoju Theo, niewysoka murzynka z olbrzymim afro. - Zaczęliśmy bez ciebie słońce, mam nadzieje że się nie obrazisz! - dodała złośliwie.

- Sorry, mój chłopak znowu podział gdzieś kluczyki od samochodu i szukałam ich prawie dwadzieścia minut. Przed dziesiątą ma IQ rośliny więc nie był w stanie mi pomóc. - odpowiedziała zakładając lateksowe rękawiczki i próbując ukryć irytację. Sądząc po lekkim uśmiechu koleżanki, to drugie niezbyt jej się udawało.

- Co ten twój kwiatuszek wymyślił tym razem, hmm? O ile dobrze pamiętam, ostatnio włożył kostki do zmywarki do szafki z ręcznikami, tak?

- Z pościelą. To była szafka z pościelą... - westchnęła, stając obok i patrząc na ślady krwi i tabliczki z numerami leżące na podłodze. Kiedy tylko dowiedziała się że została przydzielona do tego zespołu, zapoznała się z aktami poprzednich dwunastu spraw. Łącznie z dzisiejszą - dwadzieścia jeden ofiar. Modus operandi - ofiary brutalnie zabijano w środku nocy we własnych domach, a na podłodze ktoś rysował ich krwią pentagram z wpisanymi tajemniczymi symbolami. Żadnych odcisków palców, śladów butów, śliny, nasienia, włosów, nic co dałoby się powiązać ze sprawcą. Wszystkie zbrodnie, zaczynając od trzeciej, były popełniane w takich blokach jak ten, a mimo to sąsiedzi nigdy nic nie widzieli ani nie słyszeli. Kamer nie było. Przez bezprecedensową aferę medialną, jaką wywoływał cały ten koszmar, dowództwo chwytało się brzytwy tworząc jednostkę w której doświadczeni policjanci współpracowali z młodymi - utalentowanymi, ale jednak żółtodziobami.

- Ej, śpiąca królewno! - Theo pacnęła Anę w tył głowy - Pytałam gdzie były te kluczyki?

- Co? A, w zamrażalniku - policjantka podniosła oczy i napotkała wzrok mężczyzny stojącego naprzeciwko niej, po drugiej stronie pentagramu. Miał czarne włosy i jeśli dobrze widziała, tęczówki tak czarne, że zlewały się ze źrenicami. Gdy zauważył, że na niego patrzy opuścił wzrok. Nie chciała tego przed sobą przyznać, ale pierwsze co zauważyła to to, że był dobrze zbudowany i przystojny, może tylko z nieco zbyt ostrymi rysami twarzy. Może. Był ubrany w białą, lnianą bluzkę z dekoltem wiązanym rzemieniem i czarne spodnie ze wzmocnieniami na bokach, wpuszczone w skórzane buty sięgające prawie do kolan. Na ile mogła ocenić, wyglądał na lekko ponad dwadzieścia lat i około metr osiemdziesiąt wzrostu.

- Co to za facet? Nie wygląda jakby był od nas. - zapytała przyklękając i udając zainteresowanie śladami na podłodze.

- Sama byłam zdziwiona. Mówił, że nazywa się eee... - Theo podrapała się po głowie, a cała jej fryzura zafalowała jak korona drzewa smagana wiatrem. - Chyba Eren. Podobno jest ekspertem od okultyzmu, przyszedł rzucić okiem na pentagram.

- Ekspertem? Wygląda, jakby dopiero co skończył college. - teraz Ana była naprawdę zdziwiona - Zresztą, dowództwo to zaakceptowało? Tak po prostu? Reputacja policji wisi na włosku a oni tak o wpuszczają jakiegoś amatora?

Night HuntersWhere stories live. Discover now