Nowy Świt 2/3

3 1 2
                                    

Po wizycie u Jacko pojechał do centrum, do pozornie zwyczajnego klubu "LUX". Klub zajmował trzy najniższe piętra budynku w stylu Art Deco, stojącego przy Sunset Boulevard. Kolejne dziesięć pięter zajmował jednak "My Sweet Gluttony" - luksusowy dom publiczny dla magicznych, największy i najbardziej prestiżowy przybytek tego typu na zachodnim wybrzeżu. Miron wszedł do windy i wjechał na trzynaste piętro, najbardziej luksusowe - wyżej mieściły się tylko prywatne pokoje Lady Serenity, burdelmamy i właścicielki tego zamtuza.

To właśnie ona była powodem jego dzisiejszej wizyty. Wiedział jednak, że nie ma sensu jej szukać - na pewno dowiedziała się o jego obecności gdy tylko przekroczył drzwi wejściowe i sama znajdzie go w swoim czasie.

- Witaj, jestem Salma. - powiedział młody, czarnoskóry sukkub podchodząc do niego. - Madame jest teraz zajęta, ale wezwie cię jak tylko będzie mogła. Zanim to nastąpi, ja mam umilić ci czas, oczywiście jeśli takie jest twoje życzenie.

- Kobietom i alkoholu nigdy nie odmawiam. - odparł filozoficznie i pociągnął ją na parkiet, przez tłum, w którym mieszali się przedstawiciele różnych ras i gatunków. Powietrze drgało od magii i pożądania. Samo przebywanie w tym miejscu sprawiało, że był jak na rauszu. Orkiestra zaczęła grać "Shape of you". Salma złapała go za drugą rękę i zaczęli tańczyć.

Mironowi taniec zawsze kojarzył się z szermierką. Przewidywanie ruchów drugiej osoby, błyskawiczne dopasowywanie się do nich, zwinność i refleks. Oto obraca się w szybkim piruecie, idealnym do gładkiego cięcia po szyi. Przechodzi pod jej ręką jak pod spadającym na niego ostrzem. Przyciąga ją do siebie, tak jakby chciał wbić jej sztylet pod żebro. Ich usta zderzają się w pocałunku. Jej język wbija się w niego i jego żyły zalewa fala adrenaliny i magii. Napierają na siebie nawzajem, próbując wygrać tą najprzyjemniejszą z gier - grę wstępną.

Usta Salmy smakują czekoladą i grzechem, a nie miodem i jałowcem. Salma rozpływa się w jego objęciach, ochoczo mu się oddając, zamiast rzucać się na niego i chcąc wziąć go na własność. Ale Mironowi to nie przeszkadza. Liczy się tylko magia i żądza, żądza ciała i krwi. Żądza krwi...

"Żądza krwi? W takim miejscu?" Miron puścił Salmę. Radosne podniecenie ustąpiło miejsca napięciu. Rozejrzał się swoim "trzecim okiem" - zmysłem pozwalającym mu widzieć magię. Sala rozjarzyła się płomieniami w miejscach tańczących. Widział błyski ich dusz i świecące zwoje neuronów. Salma buchała ogniem pożądania, ale to nie na tym się skupiał. Z korytarza wyczuwał intensywną żądzę krwi - jakiś wampir miał zamiar się pożywić. Z własnego doświadczenia Miron wiedział, że w tym przybytku takie zachowania są absolutnie nieakceptowalne.

Pociągnął Salmę za rękę w stronę pokoi. Nie było czasu na informowanie ochrony ani Madame. Niemal biegiem minęli stojącego pod ścianą zmiennego w uniformie ochroniarza i ruszyli w głąb korytarza. Miron mijał kolejne pokoje, próbując ustalić gdzie odczucie jest najsilniejsze. Znalazł właściwe drzwi i wybił je kopnięciem, jednocześnie ogłuszając impulsem mocy zaniepokojonego ochroniarza, zbliżającego się korytarzem.

- Stój! - krzyknął, wchodząc do pokoju. Jego oczy błyszczały krwistą czerwienią.

Na łóżku - jedynym oprócz krzesła i niewielkiej szafki nocnej meblu w pokoju, leżała młoda dziewczyna, ćwierćelfka jeśli się nie mylił. Z kłami kilka centymetrów od jej szyi pochylony był wampir, przyciskając jej ręce do łóżka.

- Puść ją. - powiedział Miron, a powietrze zadrżało.

Twarz wampira wykrzywił grymas bólu, ale puścił dziewczynę i powoli się wyprostował.

- Klękaj. - rzucił Miron lodowato zimnym głosem.

Mężczyzna zatrząsł się jak w febrze, próbując oprzeć się jego woli. Z jego ust i nosa buchnęła krew, a po chwili zgiął się wpół i padł na kolana jak uderzony w brzuch.

Night HuntersWhere stories live. Discover now