25

701 38 4
                                    

- Nie zdążyliśmy wczoraj pogadać. - przerwał.

- Jace? - wyciągnęłam rękę w jego stronę, bo zrobiło mi się go żal. Dotknęłam dłonią jego przedramienia. - O co chodzi? - spytałam czule, uśmiechając się lekko.

- Czy on, no wiesz Matt już wcześniej.. Um..dobierał się do ciebie? - mina mi zrzedla po usłyszeniu tego imienia. Posmutnialam, zabrałam rękę i spojrzałam w podłogę.

- Nie. - podniosłam głowę, spoglądając mu w oczy. - Przyjaźniliśmy się od dziecka. Nawet jak byliśmy Mali to nasze mamy też się przyjaźniły. Potem straciły kontakt. - mówiłam spokojnie i smutno, bo przypomniała mi się sytuacja z wczoraj. - Zawsze byliśmy blisko. Nie wiem co w niego nagle wstąpiło. Strasznie mnie tym zranił. - chłopak słuchał i przyglądał mi się uważnie, przechwytując każde słowo wypowiedziane z moich ust.

- Rozumiem twój ból. - uśmiechnął się, tym razem bardzo przyjaźnie.
Widzisz, co ty byś beze mnie zrobiła? - dodał po chwili ciszy i zachichotał pod nosem. Uniosłam głowę znad moich dłoni, którymi, nie wiem kiedy zaczęłam się bawić, i spojrzałam mu w oczy, uśmiechając się niechętnie.

- Dzięki. - wydukałam. - Trochę mi lepiej. - zaśmiałam się.

- No widzisz? A teraz chodź. - wstał i wyciągnął rękę w moją stronę.

- Dokąd? - byłam zmuszona podnieść głowę jeszcze wyżej, by spojrzeć mu w twarz.

- Zobaczysz. - ponaglił dłonią. Ja wstałam niechętnie i podreptałam za Jace'm. - Przejdziemy się, to ci dobrze zrobi. - dodał, kiedy już podchodził do holu. - Znam miejsce, gdzie zapomnisz o każdym problemie i każdej trosce.

Kiedy chłopak wrócił się na chwilę do swojej sypialni, ja zakładałam swoje bordowe buty na dość wysokim koturnie, które idealnie komponowały się z moim outfitem na dzisiaj, mimo że ubrałam się bardzo szybko.
Wrócił szeleszcząc kluczami od drzwi wejściowych i złapał mnie za nadgarstek, by zamknąć drzwi od wewnętrznej strony. Następnie podążyłam za nim do samochodu, stojącego w garażu. Był on ogromny i znajdowało się tam wiele innych pojazdów. Ciekawiło mnie czy on nimi wszystkimi jeździ, ale zrezygnowałam z zapytania o to.
Wsiedliśmy do jednego z nich, które już dość dobrze znałam, chyba jego ulubione, i po zapięciu pasów ruszyliśmy.
Nie miałam pojęcia dokąd jest dziwmy i jakie ma zamiary. W pewnym momencie przypomniały mi się te wszystkie historie, jak ktoś wywiózł dziewczynę za miasto i nie wiadomo co się z nią działo. Zaśmiałam się na myśl o tym. Bo przecież Jace nie jest jakimś pokręconym mordercą.

- Z czego się śmiejesz? - zdziwił się, zerkając na mnie co chwilę. - Mam coś na twarzy? - Spojrzał w przednie lusterko.

-  Nie. - zaśmiałam się znowu. - Nic, nic. - spoważniałam, spoglądając na Jace'a.

- O nie. Tak łatwością nie ma. Musisz mi teraz powiedzieć. Inaczej będę myślał, że to ze mnie się śmiałaś. - udał poważnego i zerknął na mnie przelotnie.

- Po prostu wydało mi się to dziwne, że zabrałeś mnie gdzieś, nie mówiąc gdzie, i na dodatek jesteśmy w jakimś bezludnym miejscu. - uśmiechnęłam się. - Jak w jakimś horrorze albo jeszcze gorzej. - dodałam.

- No właśnie. Nie boisz się, że ci coś zrobię? - zauważył.
Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem i zakłopotaniem.

- Żartuję. - wybuchnął głośnym śmiechem. - Serio pomyślałaś, że mógłbym Ci coś zrobić?

- Głupi jesteś, wiesz? - pacnęłam go w ramię i uśmiechnęłam się nieśmiało. - Nie dziw się, że mam jakieś obawy po tym coś się stało. - dodałam smutno i spuściłam głowę.

- Hej. - położył rękę na moim kolanie, gdy stanęliśmy na moment na światłach. - Już w porządku. - uśmiechnął się przyjemnie, a gdy zdał sobie sprawę, że jestem lekko skrępowana tą sytuacją, szybko cofnął dłoń. - Sory. - powiedział nieśmiało, nie odrywając już wzroku od drogi.

Do końca naszej podróży nie zamieniliśmy już słowa.

Po dwudziestu minutach jazdy Jace zatrzymał się, z tego co mogłaby dojrzeć, w przytulnym miejscu.
Wysiadłam, kiedy dał mi odpowiedni znak, mówiąc, że jesteśmy.

Wokół nas były drzewa. Wyglądało to trochę jak las, ale od razu można było dostrzec malutkie jezioro, otoczone pięknymi różnego rodzaju kwiatami i innymi roślinami. Otworzyłam szerzej oczy na ten widok i od razu podeszłam bliżej. Stanęłam zaraz przed jego początkiem i uśmiechnęłam się. Wyobrazilam sobie jak cudnie muszą wyglądać tutaj zachody słońca, które kocham oglądać. Zawsze mnie uspokajają i sprawiają, że czuję się lepsza, ważniejsza.

- Cudnie tu jest. - wydusiłam wreszcie, kiedy zauważyłam kątem oka, że chłopak stanął obok mnie, nadal patrząc się przed siebie. - Czemu mnie tu zabrałeś? - zwróciłam się przodem do niego.

- Uznałem, że ci się spodoba. A poza tym. - spojrzał w dół i złapał moją dłoń, zwisającą swobodnie. - Czy to nie jest idealne miejsce na randkę? - spojrzał mi w oczy, przez co mogłam wyczytać, że mówi wszystko na poważnie.

- Tak, prawda. - powiedziałam zawstydzona. - Do czego zmierzasz? - spytałam podejrzliwie.

- A jak myślisz? - patrzył mi głęboko w oczy.

- Nie wiem, nie siedzę w twojej głowie. - uśmiechnęłam się.

- To może ja ci pomogę się domyśleć? - odwzajemnił uśmiech i przybliżył się do mnie. Złączył nasze usta w ciepłym pocałunku. A po chwili go pogłębił. Byłam w siódmym niebie. Jeszcze nigdy nie miałam takich motylków w brzuchu, jeszcze nigdy nie byłam tak w pełni szczęśliwa jak w tamtym momencie. Miałam wrażenie, że mam wszystko, czego potrzebuję i nawet to, co nie jest najważniejsze, by być szczęśliwym. Ale...przecież nic nie trwa wiecznie, prawda? Kiedy następuje rozwój, kiedyś musi przyjść i kryzys...





Witajcie.
Mam nadzieję, że się podoba. Wybaczcie, że ciut spóźnione i za krotkie.
Obiecuje, że się poprawię.
Pozdrawiam❤️

Wish You Were Here || Jace NormanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz