10

930 48 8
                                    

Telefon zadzwonił o 10:13. Zwlekłam się powoli z łóżka, na którym leżała też Jane i sięgnęłam po niego.
Na szczęście nie był daleko. Dzwonił Matt. Zdziwiło mnie to, bo przecież po co on dzwoni do mnie, skoro jest u mnie w domu.

- Halo? - powiedziałam zaspanym i zachrypnietym głosem, cały czas nie odzyskują do końca przytomności.

- Al, gdzie ty jesteś? Obudziłem się gdzieś i nie wiem dokąd iść. - Boże, jaki on jest durny.

- Matt? ... - powiedziałam spokojnie.

- Tak?

- Jesteś u mnie, do cholery! - krzyknęłam, otwierając przy tym oczy, bo sama siebie rozbudziłam tym krzykiem.

- Tak? O. - zdziwił się. Chyba sam też dopiero się obudził, bo brzmiał bardziej realistycznie.

- Owszem. A teraz przepraszam, ale muszę iść się ubrać i zaraz do was zejdę.

- No okej. Pójdę do kuchni, coś zrobić na śniadanie.

Rozłączyłam się i już mu nie odpowiadałam. Dziwiło mnie jednak jeszcze to, że moja mama do tej pory nic nam nie powiedziała i, że nie zainteresowała się mną. Przecież powinnam być już w szkole od co najmniej dwóch godzin.

Odłożyłam telefon na biurko i postanowiłam nie budzić jeszcze Jane.

Udałam się do łazienki, ubrałam się, umyłam i po dosłownie 10 minutach byłam już na dole w holu.

- Kurwa Lou, czy ty nie możesz mi chociaż raz pomóc? - usłyszałam głos Matt'a. Normalka.

- No już, przecież się nie rozdwoję! - odkrzyknął lekko wściekły chłopak.

- Może ja coś zrobię, bo widze, że wy dwaj razem sobie nie poradzicie. - przerwałam rozmowę, mówiąc spokojnie i wchodząc do kuchni.

- Haha, bardzo śmieszne, a z resztą już prawie gotowe. - powiedział Matt stojąc przed kuchenką.

Zauważyłam, że smarzy naleśniki. Zajrzałam za niego i dostrzegłam spalonego naleśnika.

- Mmhm..właśnie widzę. - podniosłam patelnię. - Złą patelnię wziąłeś. Daj, zrobię to sama. - wyrwałam mu łopatkę z ręki i zdjęłam tego jego spalonego naleśnika z patelenki.

- A ty zawsze wiesz najlepiej. - odszczeknął się chłopak, lecz już nie chciało mi się z nim dochodzić.
Wzięłam inny sprzęt do smażenia i zrobiłam szybko ciasto na amerykańskie naleśniczki. Dodałam borówki, a usmażenie ich zajęło mi tylko kilka minut. Kiedy skończyłam przygotowywać śniadanie, prawie wszystko zostało zjedzone. Zostało tylko kilka małych dla mnie. Ale i tak się najadłam.

Zorientowałam się, że moja przyjaciółka jeszcze nie wstała, więc wpadłam na pomysł, że naleję zimnej wody do miski i pójdę ją wylać na nią.

Tak też zrobiłam. Weszłam cicho do pokoju, żeby się nie obudziła. Podeszłam wolno do łóżka, na którym spała i już miałam zamachnąć się tą miską, ale w tym momencie usłyszałam głos zaraz za sobą.

Tak się wystraszyłam, że odwróciłam się takim szybkim ruchem, że woda wylała się na osobę, stojącą za mną.
Spojrzałam na twarz i jak się okazało, był to Jace.

Stał w jednej pozycji, zdziwiony, ale jednocześnie mocno wkurzony, a jego mina była bezcenna. Ja nie wiedziałam co powiedzieć i zrobić. Po krótkiej chwili nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.

On się tylko spojrzał na mnie i wyszedł. Poczułam się, jakby się obraził, więc wyszłam za nim.

Zeszłam po schodach i rozejrzalam się za nim. Wyszedł z domu, czy co?
Chłopaki siedzieli na kanapie.

- Kogo szukasz? - spytał Louis.

- Ja? Widzieliście Jace'a? - zapytałam, podchodząc do nich.

- Tak. - rzucił od razu Matt.

- Tak?

- Tak, stoi za tobą.

- Co? Jak... - w tym momencie poczułam, że nasiąkam jakąś cieczą.
Odwróciłam się szybko przez ramię.
Jace był za mną. Z wiadrem. Pustym już wiadrem.

- Pojebało cię?! - krzyknęłam patrząc na swoje mokre części ciała.

- Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. - wydusił.

- Przecież to było niechcący! I wiesz o tym dobrze! - wkurzyła się bardziej, bo zrobił to specjalnie i nie wiem dlaczego.

- Życie nie zawsze jest sprawiedliwe. - odszedł w stronę łazienki.

Odwróciłam się do chłopaków.
Oni też byli trochę mokrzy. Z tego akurat za zelam się śmiać. Rozbawił mnie widok ich zdziwionych twarzy.

Potem postanowiłam iść się przebrać. W końcu byłam cała mokra!

Ma szczęście, że nie byłam już ubrana i bez makijażu. Tak, to bym mu nie dała żyć.

Z tego wszystkiego zapomniałam o mojej przyjaciółce, którą chciałam obudzić, poprzez kąpiel w zimnej wodzie.

Niestety już pewnie wstała, więc będę musiała to zostawić na kiedy indziej.

Po raz kolejny tego dnia zeszłam na dół. Ale tym razem już ubrana, pomalowana i uczesana.

Uslyszalam głosy dochodzące z kuchni, więc powędrowałam w tę stronę. Zobaczyłam Jace'a i Jane rozmawiajacych i świetnie się dogadujących. Widać było, że jest im wesoło i miło. Poczułam nagle lekkie ukłucie w sercu, ale to zignorowałam.

Weszłam do pomieszczenia, jakby nigdy nic, rzuciłam szybkie "cześć" w stronę dziewczyny i podeszłam do lodówki.

- Hej. Dowiedziałam się właśnie, że chciałaś mnie obudzić niezbyt przyjemnie. - wycedziła przez śmiech. Z czego ona się tak śmieje? Ja nie widzę tu nic do śmiechu. Z tego wszystkiego byłam tylko cała mokra.

- Tak, to prawda. Ale widocznie tak miało się stać, bo oberwał ktoś inny. - zaśmiałam się, ona zaraz za mną.

- Witam wszystkich! Słyszałem już, że nieźle się beze mnie bawicie. - usłyszałam głos brata z dużego pokoju. Po chwili wszedł do kuchni, gdzie byliśmy w trójkę. - No, siostra, ja wiedziałem, że ty to szybka jesteś, ale żeby tak do mojego przyjaciela zrywać, i to w ten sposób? - zrobił zdziwiona minę, ale po chwili się chamsko zaśmiał.

Czy on musi robić mi taki wstyd przed ludźmi. Jeszcze sobie ten chłopak coś o mnie pomyśli, że on mówi prawdę albo coś.

Nie, żeby mnie to obchodziło, ale jednak nie lubię tego uczucia, kiedy Jack coś takiego mówi. Zawsze w takich sytuacjach muszę być przy nim, bo jeszcze coś chlapnie. A potem będą się ludzie na mnie dziwnie patrzeć. I oczywiście nikt mi nie powie o co chodzi.

Spojrzałam na niego morderczy wzrokiem i wzięłam sok nalany do szklanki i wyszłam bez słowa z kuchni.

Poszłam znaleźć telefon. Zadzwoniłam do mamy. Ona często wyjeżdża. Ma jakieś spotkania, konferencje, więc dużo jesteśmy sami. Czasami mi to przeszkadza, że nie mówi, że gdzieś jedzie. Mam wtedy wrażenie, że w ogóle się nami nie interesuje.

Powiedziała mi, że wróci jutro rano. Pojechała do jakiegoś miasteczka niedaleko naszej okolicy.
Nawet nie spytała się o szkołę i o mojego brata. Niektórzy ludzie już tak mają. Są pracoholikami. I, żeby im to uświadomić potrzeba wiele wysiłku i czasu.

Witajcie! Bardzo Was przepraszam, że tak długo nie było żadnych rozdziałów, ale nie miałam weny i totalnie nie wiedziałam co pisać. Ale już teraz jest w porządku. Postaram się dodawać jeszcze w wakacje rozdziały. Pozdrawiam!

Wish You Were Here || Jace NormanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz