XIX. Tabu

7 0 0
                                    

Są tematy o których nie wolno rozmawiać głośno. Należy ich wyczekiwać, a gdy przyjdą rozmawiać o nich z umiarem. By nie przesadzić. By nie wlać prawdy w umysł. Bo my chyba boimy się wszyscy tego samego, prawda?

Że jesteśmy tylko my. Reszta to wymysł.

I patrzymy na siebie, codziennie. Jak w lustra odbiciu. W swoich oczach widzimy ten sam ból. Czujemy go przez warstwy ubrań, przez skórę i przez kości.

I nie robimy z nim nic. Nic mogłoby przeszkodzić w rozwoju tej czarnej masy jaką się staliśmy.

Umieramy i rodzimy się. Tak jest codziennie.

A więc żyjmy, a nie umierajmy w momencie narodzin. Kto wie co wszechświat dziś dla ciebie przygotował? Jakiś rodzaj kary, czy może ucztę? Czy spotka cię jakaś nagroda? A może spadnie na ciebie klęska?

Ileż prawdy zawartej jest w kłamstwie? Takie pytanie zadałabym Bogu, gdyby istniał. Gdybym pewnego dnia stanęła u jego stóp.

- Jak bardzo kłamiemy?

Musiałby to wiedzieć, skoro mnie stworzył. Jeśliby oczywiście istniał w tym bezdennym bezkresie.

Należę do młodego pokolenia. Takiego, które swoją wiarę opiera na dowodach. Ja zyskałam dowody, podróżując. Temu zakładam istnienie bytu, potężniejszego od nas. Rozważam jego istnienie i kwestionuję prawdziwość, jednak wiem, że musi istnieć coś ponad nami.

Nic nie mogło stworzyć czegoś.

*

Omiatam wzrokiem stację kolejową. Tą w Anglii. Siedzi na niej błękitnooki mężczyzna. To jedyne co widzę – jego błękitne oczy.

Wsiada do pociągu, wsiadam za nim. Uśmiecha się do mnie, zaś ja bacznie go obserwuję.

- To ty – myślę tylko i łzy napływają mi do oczu – To naprawdę ty.


*

Kto? - zapytasz.

Mógł być kimkolwiek. Mógł być przypadkowym mężczyzną, który posłał mi uśmiech. Mógł przez przypadek zwrócić moją uwagę. Jednak tak nie było. Bywają takie momenty w naszym życiu, które nie śniły się filozofom.

Momenty magiczne. Pełne czaru i dźwięku. Pozbawione wątpliwości.

*

Omiatam wzrokiem stację kolejową. Tą, w Rzeszowie. Jadę gdzieś. Tylko gdzie? Nie. Właśnie wróciłam.

Obserwuję szarość polskiego świata. Myśli zagubione w chęci zysku, seksie i ciągłej gotowości do upadku.

Mijam kobietę z ogromną walizką, która biegnie, spóźniona na pociąg. Mijam policjanta – tego samego, który wiele lat temu wystawił mi mandat za palenie pod zakazem – co zrobiłam nieumyślnie i mijam starszego mężczyznę, wiek około lat pięćdziesięciu, który bacznie się mi przygląda. Mrużę oczy.

- Znam cię. - myślę.

A on znika w tłumie.

Wychodzę na parking przed dworcem. Pogoda jest słoneczna. Nie było mnie cały miesiąc. Co ja powiem rodzicom? Czy w ogóle coś powiem?

A jeśli zamilknę na wieki i nikt nie dowie się o tym co tu się dzieję? Co podpowiada umysł, a co serce?

A co jeśli one już dawno zamilkły?

Co wówczas?

Czy świat się wtedy skończy, czy świat się zacznie?

Omiatam wzrokiem parking. Zawieszam wzrok na jadących samochodach. Jestem wykończona, ale nie daję tego po sobie poznać. Chciałabym przeprosić matkę, ale jeszcze nie teraz. Nie jestem gotowa. Choroba trzyma mnie w ryzach, jak marionetkę.

Wypuście mnie stąd.

Czas, jakby się zatrzymuję. Samochody zwalniają. Ponownie widzę starszego mężczyznę – tego samego, którego widziałam na peronie.

Czas odzyskuję swój dawny rytm.

Co się wydarzyło?

Jestem chora?

A może to świat jest chory?

1.Miasto pogan(2019-2020)Where stories live. Discover now