9. Lexie

2.6K 98 7
                                    


Wchodzę do mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi i staje oparta o nie plecami. Cały czas w głowie mam obraz nieprzytomnego blondyna, którego Ann nazwała samobójcą. Zaintrygowało mnie to. Nie rozumiem tego co się stało, ale byłam w takim szoku, że nie zdołałam zapytać o to Colina. Koniecznie muszę się jednak dowiedzieć, bo zaczynam być tym wszystkim przerażona. Jedyne co mi pozostaje to czekać, czekać na jutrzejszy wyścig – może wówczas uda mi się czegoś dowiedzieć. Zdejmuję buty, odkładam torebkę na kaweczkę pod wieszakiem i wchodzę do kuchni. Jest już późny wieczór, więc postanawiam zrobić sobie szybką kolacje, cały czas jednak nie mogąc przestać myśleć o tym co się dziś wydarzyło.
***
Myśli zaprzątają moją głowę do tego stopnia, że przez pół nocy nie udaje mi się zasnąć. Co chwilę zerkam na stojący na szafce nocnej budzik, który nijak nie chce przyspieszyć. Minuty mijają mi tak wolno, że mam wrażenie iż leżę usiłując zapaść w sen już całą wieczność. Nad ranem udaje mi się jednak zapaść w sen.
Jako, że noc była dla mnie dość ciężka budzę się dopiero w południe. Od razu – jak to mam w zwyczaju – biorę do ręki telefon. Odblokowuję go i widzę kilka nieodebranych połączeń od mojej przyjaciółki. Nie kontaktowała się ze mną już tyle czasu, że musiało stać się coś poważnego.
– Halo. – odbiera po jednym sygnale, gdy oddzwaniam.
– Co jest? Dzwoniłaś.
– Wiesz... chciałam tylko cię przeprosić. Niepotrzebnie...
– Nic się nie stało Marie, naprawdę. To ja zareagowała zupełnie absurdalnie. – stwierdzam.
– Może wyskoczymy gdzieś pogadać? – pyta.
– Ja dziś nie mogę, jestem zajęta, niedługo jadę... – przerywa, bo nie jestem pewna, czy moja przyjaciółka wie czym dokładnie zajmuje się Ann. –... do dentysty. – kończę szybko.
– Rozumiem. To może jutro? Kawa na mieście?
– Jasne, bardzo chętnie. – odpowiadam, po czym żegnamy się, a mi z serca spada kamień.
Zdaje się, że odzyskałam najlepszą przyjaciółkę. Uradowana, że w końcu będę miała komu się wygadać i na kim wesprzeć idę do łazienki. Nie spieszę się, bo do wyścigu mam jeszcze mnóstwo czasu. Delektuję się długim, gorącym prysznicem, po czym wychodzę i owijam się miękkim ręcznikiem. Szybko suszę kasztanowe, kręcone włosy, wskakuje w białe szorty, zwiewną błękitną bluzeczkę i wsuwam na stopy kapcie. Postanawiam przyrządzić sobie moje ulubione spaghetti, więc wstawiam wodę na makaron i rozsiadam się przed telewizorem. Po chwili wracam do kuchni, przygotowuję sos i wrzucam makaron do garnka. Po sytym obiedzie wracam do oglądania seriali rozmyślając o tym co mnie dziś czeka.
***
Późnym wieczorem zaczęłam zbierać się do pracy, gdy zadzwonił Colin. Oznajmił, że czeka pod blokiem i poprosił, bym się pospieszyła. Kończąc makijaż nałożyła na usta błyszczyk i byłam już gotowa do wyjścia. Założyłam buty, zgarnęłam torebkę z wieszaka i zamknęła za sobą drzwi. Z biegam na dół i widzę przed budynkiem wyścigowe Ferrari, od razu wsiadam do środka i witam się z kierowcą.
– Gotowa na dziś? – pyta z uśmiechem.
– Szczerze? Nie bardzo. Nawet nie wiem jak mam się tam zachowywać.
Jestem pełna obaw, ale wiem że muszę to zrobić. Innej pracy na razie nie znajdę, więc tymczasowo musi wystarczyć mi ta. Mam przynajmniej nadzieję, że cała ekipa okaże się sympatyczna, z drugą racing girl na czele, bo to w końcu od niej mam się czegoś nauczyć. Zupełnie nic nie wiem o tym świecie, a sama pcham się w jego objęcia.
– Spokojnie, Sofia wszystkiego cię nauczy. – odpowiada spokojnym tonem.
Po chwili zjeżdżamy do podziemnego garażu, w którym po wczorajszym wypadku nie ma nawet śladu. Kierowca gasi silnik, więc od razu rozglądam się po betonowej przestrzeni.
– Gdzie są wszyscy? – zwracam się do Colina, myśląc, że powinny trwać już przygotowania do dzisiejszego wydarzenia.
Bez słowa naciska guzik na pilocie, a zamek centralny auta zamyka się. Idzie korytarzem mijając biuro i kantorek, a ja ruszam za nim. W końcu po chwili otwiera przede mną duże, blaszane drzwi, a moim oczom ukazuje się pokaźna ilość osób. Na środku ogromnego pomieszczenia stoją trzy rogowe kanapy złączone że sobą. Po prawej stronie od wejścia widzę stanowiska dla makijażystek, czy fryzjerek. Za to po lewej zauważam coś co zwala mnie z nóg – jedenastu zabójczo przystojnych, wysokich mężczyzn. Najpewniej to te ciacha będą się dziś ścigać.
– Witam panów! – odzywa się facet, który mnie tu przywiózł i jednocześnie jedyny, którego znam.
Wszyscy odwracają się ku nam i wesoło witają Colina, ja jednak dostrzegam, że kilku z nich nieśmiało zerka również na mnie. Cały czas po głowie chodzi mi wczorajszy „samobójca”, dlatego – mimo, że nie jest to takie proste – próbuję go wypatrzeć. To na nic, bo nigdzie nie zauważam tajemniczego blondyna. Nie widzę też nigdzie Ann, ale ona zapewne nie ma czasu, bo załatwia ważniejsze sprawy. Spoglądam pytającym wzrokiem w górę, na wyższego ode mnie Colina.
– Chłopaki, przedstawiam wam. To jest nasza nawa koleżanka, Lexi. – wypycha mnie lekko do przodu. – Wiecie może, gdzie jest Sofia? Musi wyjaśnić naszej pięknej blondynce kilka spraw.
Pyta, a mężczyźni zaczynają pogwizdywać, po czym jeden po drugim podchodzą i przedstawiają się. Niestety nie jestem w stanie zapamiętać tych imion – prócz jednego. Rudzielec z włosami do ramion o imieniu Eric bardzo się wyróżnia. Właśnie on odpowiada na pytanie kierowcy Ferrari.
– Chyba w garderobie, wiesz... Te babskie sprawy. Tu makijaż, tam fryzura, a obok ciuszek. Ale słuchaj stary, może nasze maleństwo niech radzi sobie samo. – śmieje się szyderczo, a ja już stwierdzam, że go nie lubię.
Coś jest w tym powiedzeniu, że rude to wredne.
Wychodzę z sali, w której na odległość czuć testosteron i kieruję się do biura Ann, z którego jest przejście do garderoby. Piłam nieśmiało w drzwi, które sekundę później otwiera mi niebieskooka, czarująca wprost dziewczyna o kruczoczarnych włosach. Sofia okazuje się być wspaniałą, ciepłą osobą, wyjaśnia mi cierpliwie wszystko co mam robić. Stwierdzam, że to wszystko brzmi dość prosto i na pewno dam sobie z tym radę.
***
Jest już pierwsza w nocy i wszyscy ci bogaci i ustawieni faceci zbierają się wokół toru wyścigowego z garściami kasy w walizkach. Szczerze nie wiedziałam, że będzie ich aż tylu i, że w grę wchodzi, aż taka ilość pieniędzy. To wszystko jest dla mnie szokiem. Zdzirowato umalowana i uczesania w wysoki kucyk wciskam się w czarne szorty, ledwo zasłaniające mi tyłek. Do tego wkładam pomarańczowy, wydekoltowany top do pępka i razem z drugą racing girl – jak nas tu nazywają – wychodzę z garderoby. Wychodzimy inną stroną budynku na – jak się okazuje – profesjonalny tor wyścigowy z trybunami na których na nasz widok zawrzało. Z jednej strony uśmiecham się ciesząc z tego, z drugiej zaś świadomość, że po prostu podniecam starych grzybów na widowni przyprawia mnie o dreszcze. Dwunastu kierowców – w tym Colin – ustawia się na torze, ale jeszcze nie ruszają.
– Na co czekamy? – Pytam niecierpliwie koleżankę po fachu.
– Na trzynastego kierowcę. – odpowiada tajemniczo.
– To jest jeszcze ktoś? – dziwię się.
Sofie już nie odpowiada, bo nagle wszystkie światła nad torem zostają zapalone, a na sam jego początek wjeżdża czarne wyścigowe bugatti z numerem jeden. Zaskoczona tą sytuacją otwieram szeroko usta i próbuję ogarnąć co tu się dzieje. Bugatti wszystkie szyby mi przyciemnione, więc choćbym chciała, nie zobaczę kto jest za jego kierownicą. Biorę w rękę ciężką flagę w czarno – białą szachownicę i idę machnąć tą szmatką, żeby wreszcie mogli ruszyć.

Racing Girl - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz