33. Lexie

1.5K 76 5
                                    

Davis już śpi, a ja jakoś nie potrafię. Przewracam się z boku na bok, cały czas myśląc o dzisiejszym dniu i zupełnie nie daje mi to spokoju. Ta noc ma być dla Ann decydująca i w każdej chwili, mogą zadzwonić do nas ze szpitala z informacją, że ona nie żyje. Mój chłopak jest tym tak zdruzgotany, że ledwo udało mu się zmrużyć oczy, przy czym ja zupełnie nie mam na to szans. Wgapiam się od godziny, bez przerwy w jego telefon, modląc się o cud, który jak wynika z przekazanych nam informacji, nigdy może nie nadejść. Bardzo się boję , bo nie wiem, co się wtedy stanie. Postanawiam przestać tak niecierpliwie czekać i wtulam się w Dava, bo wiem, że wtedy zasypia mi się najlepiej, ale w takim momencie nawet to mi nie pomaga. Zamykam oczy i staram się przestać na chwilę myśleć, nadal jednak nasłuchując komórkowego dzwonka, aż w końcu, o czwartej nad ranem nadchodzi błogi sen...

Budzę się i pierwsze co robię, to od razu zerkam na telefon. Nikt nie dzwonił, chłopak nadal śpi obok mnie i jest siódma czterdzieści. Nie mam pojęcia dlaczego, ale od razu czuję ulgę. Najwyraźniej stan siostry Davisa, nie pogorszył się w nocy jeszcze bardziej niż przed naszym wyjściem. Opadam z ulgą na poduszkę, a po chwili z poduszki obok zrywa się blondyn.

– Co się stało? – pytam siadając i obejmuję go. – Śniło ci się coś złego?

– Dzwonili ze szpitala? – pyta, a ja słyszę jak szybko bije mu serce.

– Telefon milczał całą noc. – odpowiadam smutno i kładę smartfon na pościeli przed nim.

– Trzeba tam szybko zadzwonić!

– Lepiej nie kusić losu, spokojnie. Chodź, ubierzemy się zjemy śniadanie i pojedziemy do niej. – mówię na tyle spokojnie, na ile pozwalają mi moje nerwy.

– Może masz rację... – przytakuje i wstaje z łóżka.

Kuca i wyciąga z torby t - shirt oraz krótkie spodenki, a ja wychodzę z pokoju i idę długim korytarzem do łazienki. Przemywam twarz, maluję lekko rzęsy i zakładam jeansową sukienkę na ramiączkach po czym szybko wychodzę. Schodzimy na dół i spokojnie zasiadamy do stołu w kuchni, do której po chwili wchodzi wuj Ed.

– I co z Ann? Wiecie już cos może? – pyta, siadając na miejscu obok Davisa.

– Niestety nie, ale to chyba lepiej... – odzywam się cicho, a mężczyźni przytakują, lekko kiwając głowami.

Jemy śniadanie, a przy stole panuje niemal grobowa cisza. Nikt nie ma odwagi się odezwać, a mnie po którejś z kolei łyżce płatków owsianych z mlekiem zaczyna mdlić. Zrywam się z krzesła, przewracając je i pędem biegnę do łazienki. Otwieram klapę kibelka, wyrzucam z siebie całe śniadanie, po czym wstaję i patrząc w lustro obmywam twarz zimą wodą. Coraz mniej mi się to podoba. Te nerwy mnie wykończą. Wychodzę z pomieszczenia i od razu wpadam na Davisa.

– Co się stało? Odbiegłaś od stołu jak opętana. Źle się czujesz? – pyta z troską w głosie.

– Nie, nic... naprawdę. – odpowiadam i jak to przy kłamstwie bywa, nie patrzę mu w oczy.

– Coś kręcisz, jesteś blada jak ściana. Chodź, zrobię ci ciepłą herbatę. – obejmuje mnie za ramiona i prowadzi do przestronnego salonu. – Zaczekaj tu.

Robię tak jak mówi i grzecznie siedzę na kanapie. Dlaczego moje życia musiało się skomplikować do tego stopnia? Przecież żyło mi się dobrze, spokojnie, miałam wszystko czego potrzebowałam. A teraz? Uciekam przed własnym ojcem, Ann właściwie z mojej winy została zgwałcona i próbowała się przez to się zabić, a na dodatek coraz częściej czuję się tak, jakby ktoś wypompował ze mnie życie. Ta anemia i do tego straszne nerwy... to mnie wykończy. Po kilku minutach wraca mój chłopak z kubkiem gorącego napoju i siada obok mnie.

– Wypij, coś ciepłego, to dobrze ci zrobi.

– Dzięki. – bąkam i biorę łyk herbaty.

– Musisz w końcu odpocząć i przestać, aż tak się wszystkim stresować. Nie chcę stracić i ciebie. – mówi cicho i całuje mnie delikatnie.

– Jak to „i mnie"? Przecież Ann żyje! – podnoszę głos.

– To prawda, ale boję się, że w końcu dostaniemy wiadomość o jej śmierci. – odpowiada i wtula się we mnie ze łzami w oczach.

Chyba nigdy wcześniej nie spotkałam tak wrażliwego mężczyzny jak on, ale w tej sytuacji to zrozumiałe. Jego siostrę dzieli tylko krok od śmierci, a przecież tak wcześnie stracili rodziców, ona się nim opiekowała, bardzo się zżyli. Zupełnie nie wiem co zrobiłabym w tej sytuacji. Zauważam, że Davis wybucha i zaczyna płakać jak małe dziecko. W końcu ileż można tłumić w sobie takie emocje. Mają tylko siebie, wspierają się nawzajem i przecież przez ten cały czas świetnie dawali sobie radę. Gdy ona umrze nie wiem jak mój chłopak sobie poradzi, nie może zostać sam, zrobię wszystko, by to się tak nie skończyło. Nagle rozdzwania się telefon stacjonarny, zawieszony na ścianie. Siedzący obok mnie mężczyzna nie jest w stanie w tej chwili rozmawiać, a wuj poszedł już nakarmić zwierzęta, więc podbiegam szybko do brzęczącego urządzenia.

– Tak, słucham.

– Lexie? – słyszę zachrypnięty głos w słuchawce.

– Kto mówi? – pytam i głośno przełykam ślinę.

Ojciec mnie znalazł? Nie, to jest niemożliwe! Wybijam sobie to szybko z głowy i w milczeniu czekam na odpowiedź.

– Jeżeli ktokolwiek, dowie się, że doniosłem, nie będą mieli skrupułów, po prostu mnie zabiją, ale musiałem. – rozpoznaję Sama i łzy zaczynają mi płynąc ciurkiem po policzkach – Martin cię znalazł, musisz uciekać najdalej jak tylko się da. – po plecach przechodzi mnie nagle zimny dreszcz.

– Samuel? Jak mnie znalazłeś?!

– Nie pytaj jak, lepiej zastanawiaj się już nad najlepszą drogą ucieczki. – mówi rozłącza się a mi miękną nogi.

Opieram się o ścianę i zsuwam się po niej, aż ląduję na podłodze. Jak mu się udało mnie odnaleźć w tej zabitej dechami dziurze? Przecież to niemożliwe... ja czuję się tu zupełnie tak, jakbym była na końcu świata. Nie sądziłam, że zdoła mnie tu odnaleźć. A jednak. Zaczynam trząść się ze strachu i kulę się pod ścianą jak przerażony mały kotek.

– Skarbie... Co się stało? – chłopak podchodzi i kuca obok mnie.

Nie wiem, co mam mu odpowiedzieć, ani jak wyjaśnić to, że muszę natychmiast stąd zniknąć, zapaść się pod ziemię. Muszę sprawić, żeby on był bezpieczny, muszę oddalić się bez niego. Umrę z tęsknoty, ale to przecież o mnie chodzi ojcu. To ja jestem na ich celowniku. Jeśli mnie tu nie znajdą, nie ruszą Davisa, będzie bezpieczny.

– Dzwonili ze szpitala? – pyta, łapiąc mnie za ramiona, a ja zrywam się i biegnę do pokoju na górę.

Wchodzę do naszej sypialni i w szaleńczym tempie zaczynam pakować swoje rzeczy.

– Lexie, co jest do cholery?!

– To nie ze szpitala! – krzyczę zrozpaczona, zapinając bagaż.

– Uspokój się, kurwa, i powiedz co się stało?!

– Zawieź mnie gdzieś na najbliższy samolot, autobus... cokolwiek! – odpowiadam i wychodzę, ale od mnie zatrzymuje.

– Co się dzieję?! Nigdzie nie zamierzam cię zawozić! – krzyczy zrozpaczony, a ja przeciskam się obok niego i zbiegam na dół.

Słyszę za sobą wrzask Davisa, ale nie zamierzam odpuścić, jestem szybsza i w locie łapię kluczyki od samochodu, po czym wybiegam na podwórko i szybko do niego wsiadam. Zostawiając za sobą chmurę kurzu, wyjeżdżam szybko z posesji i kieruję się w stronę głównej drogi, prowadzącej do miasta. Wiem, że łamię mu tym serce, ale nie chcę narażać na niebezpieczeństwo całej jego rodziny.

Racing Girl - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz