32. Davis

1.6K 75 8
                                    

– Nie to, że nie udało się nam ją uratować. My cały czas o nią walczymy, ale Pani Ann jest coraz słabsza, jej stan jest krytyczny i boję się, o to, że to mogą być jej ostatnie godziny. – odpowiada poważnym tonem, a mój świat pęka.

Gdy ją stracę, całkowicie się rozpadnie.

– Mogę ją chociaż zobaczyć?

– Oczywiście, ale może najpierw niech pan sprawdzi co z dziewczyną. Wybiegła stąd jak oparzona. – tłumaczy, a ja rozglądam się po korytarzu.

Do tego stopnia skupiłem się na swoim bólu i tym do mówił doktor, że nie zauważyłem nawet jej zniknięcia.

– Widział Pan może, dokąd pobiegła?! – pytam w panice lekarza, bardzo bojąc się o Lexie.

– Zdaje się, że pobiegła w stronę toalet. Proszę ją znaleźć i zapraszam do siostry. – kończy, a ja niemal natychmiast ruszam w stronę wskazana mi przez niego.

Biegnę korytarzem nie zważając na nić wpadam do damskiej toalety. W czas! Brunetka siedzi, oparta o ścianę i nagle jej ciało bezwładnie przechla się na bok. Łapię ją w locie i przytulam do siebie.

– Co ci jest skarbie... – szepczę jej do ucha i wychodzę z łazienki w poszukiwaniu jakiegoś lekarza, bądź pielęgniarki.

Po chwili znajduję Panią, która już wcześniej bardzo nam pomogła.

– Nasza perełka znowu zemdlała... – mówi spokojnym głosem i wchodzi do małego gabinetu. – Proszę ją tu położyć.

– Może, trzeba zrobić więcej badań? Może powinna dostać na trochę w szpitalu? – pytam w panice, a starsza kobieta podchodzi do leżanki.

– Spokojnie, kochaneczku, już się tak się denerwuj. Ona po prostu straciła przytomność.

– Po prostu?! Pani wie, który to już raz?! – krzyczę, lecz jej to chyba zupełnie nie rusza.

– Ale naprawdę! Nic złego się nie dzieje. Ona ma anemię, bardzo zaawansowaną zresztą. Przez to może czasem czuć się słabo, mieć zawroty głowy, a w skrajnych przypadkach mogą się zdarzać nawet omdlenia. – tłumaczy, a ja opadam bezsilnie na krzesło.

– Przez jak bardzo długi czas, będzie trwał taki stan?

– Oj widzę, że się bardzo o nią martwisz kochaneczku. – odpowiada, mierząc ciśnienie krwi Lexie.

– Ależ ma szczęście! Ty ją musisz naprawdę bardzo kochać! – mówi i spogląda na ekran małego monitora. – Ciśnienie ma w praktycznie w normie, nie masz o co się martwić.

Po chwili, zauważam, że loczek odzyskuje przytomność i chce usiąść.

Uparciuch!

– Ej, ej, ej! Leż spokojnie. – odzywa się do niej pielęgniarka.

Wstaję i podchodzę do niej, siadając na brzegu leżanki.

– Ale mi strachu napędziłaś, księżniczko. – odzywam się i całuję ją delikatnie w czoło.

Sam nie wiem, o co chodzi ale zacząłem żałować, że nie jest w ciąży. Tam, wtedy przed salą intensywnej terapii, gdzieś w środku byłem na nią za to zły. To niedorzeczne, ale naprawdę byłem wściekły za jej wyniki badań, a przecież nie miałem takiego prawda. Musiał się we mnie odezwać jakiś ojcowski instynkt i zacząłem pragnąć chyba, żeby ta ciąża nie była tylko głupim żartem. To durne, przecież znam ją bardzo krótko, wiem o niej bardzo mało, a do głowy przychodzą mi takie rzeczy. W pewnym sensie mam nawet wrażenie, że oficjalnie nie jesteśmy jeszcze parą. Lexie podnosi się delikatnie i spogląda na mnie mrużąc oczy.

– I ty jesteś taki spokojny? – pyta cichutko.

– Nie, nie jestem, wiesz, że nienawidzę kiedy dzieję się ci coś złego.

– Nie o to pytam, Ann...

– Tak, zaraz do niej pójdziemy, ale odpocznij chwilkę. – tłumaczę, a dziewczyna spogląda na mnie skrzywiona.

O cholera. A jeśli ona słyszała tylko moje pytanie do lekarza i od razu uciekła? Nadal patrzy na mnie przerażonym wzrokiem i głośno przełyka ślinę. Nic nie mówi, tylko wstaję z kozetki i wychodzi z gabinetu.

– Lexie! – krzyczę i ruszam za nią. – Ann żyje. Niestety jest w stanie krytycznym, ale trzeba mieć nadzieję. – tłumaczę smutno, a brunetka rzuca mi się na szyję i zaczyna płakać.

– Ona musi żyć, rozumiesz? Jeżeli jej się coś tanie, to...

– Ty już lepiej nie kończ i chodź. Lekarz przecież pozwolił nam do niej zajrzeć, a ty mi tu odlatujesz. Nie strasz mnie tak więcej. – mówię i biorę dziewczynę za rękę.

Chciałem wspomnieć jej o tym, dlaczego wtedy tak dziwnie się zachowałem, ale to chyba nie jest, aż tak niezbędna dla niej informacja. Lexie jest cudowną dziewczyną i kocham ten jej zadziorny, czasem wybuchowy charakterek. Jest drobna, śliczna i kręci mnie jak nikt nigdy dotąd, ale dziecko w takiej sytuacji było by skokiem na głęboką wodę. Ściga nas stary Di Gallo, co i tak już sprawia nam w życiu wiele zmartwień. Chyba najlepiej jednak będzie, gdy zostanie tak jak jest. Docieramy pod salę, gdzie leży Ann, dzwonimy domofonem do pielęgniarek i czekamy, aż ktoś wyściubi nos zza zamkniętych drzwi i wpuści nas do środka. Siadamy na krzesłach, pod salą, a loczek przytula się do mnie delikatnie. Tego było mi trzeba w tej sytuacji, jej wsparcia.

– Musi z tego wyjść. – odzywa się cicho, a ja wtulam się w nią mocniej, łapiąc przy okazji za drobną dłoń.

– Bądźmy w dobrej myśli. – odpowiadam i czule całuję ją w czubek w czółko.

Drzwi sali otwierają się, a z nich wychodzi nasza ulubiona krępa pielęgniarka.

– Zapraszam, tylko bądźcie proszę cichutko i nie siedźcie zbyt długo. – mówi cicho. – A ty, perełeczko jak się czujesz? – pyta Lexie.

– Już o wiele lepiej, dziękuję. – odpowiada i przemyka się przez uchylone drzwi, a ja tuż za nią.

Wchodzimy do pomieszczenia, w którym leży moja siostra i od razu przeżywam szok. Nigdy w życiu nie widziałem jej w tak złym stanie. Na twarzy i reszcie ciała ma jeszcze siniaki, po tym co zrobił jej tamten zwyrodnialec, w ustach ma rurkę od respiratora. Ma podłączone co najmniej pięć kroplówek z różnymi substancjami, a za jej łóżkiem, na ścianie jest kilka monitorów, pokazujących na bieżąco funkcje życiowe. To wszystko wygląda tak przerażająco, że łzy same cisną mi się do oczu. Spoglądam kontem oka na Lexie, która wygląda, jakby zamarła na ten widok, a po sekundzie widzę strugi łez na jej policzkach.

– Jak mogłam na to pozwolić? No jak? – mówi cicho jakby sama do siebie, a ja podchodzę i staram się ją objąć.

Dziewczyna jednak podbiega do łóżka i łapie delikatnie za rękę Ann.

– Przepraszam... – szepcze i kładzie głowę na jej nieruchomej dłoni. – Obudź się, proszę.

– Ann łyknęła dość sporą garść proszków nasennych, na dodatek znaleziona została bardzo późno i część substancji zdążyła się już wchłonąć do jej organizmu. Właśnie przez to ma tak małe szanse. – tłumaczy stojąca za mną starsza pielęgniarka, a ja cały czas smutno wpatruję się, w dwie najważniejsze w moim życiu kobiety.

Jeden z monitorów nad głową mojej siostry, zaczyna nagle wyć jak oszalały. Za nim zaczyna kolejny, a pielęgniarka natychmiast wygania nas z sali.

– Proszę z stąd wyjść! – wykrzykuje nagle i biegnie po lekarza. – Doktorze!

Wybiegamy prędko z pomieszczenia na korytarz i brunetka zaczyna wpadać w histerię. Płacze i przytula się mocno do mnie.

– Co się dzieje?! Proszę powiedz mi, że ona po prostu się wybudza! – krzyczy o płacze mi w rękaw, a ja zupełnie nie wiem co mam zrobić.

Nie umiem jej wesprzeć, kiedy sam jestem na skraju załamania. Być może moja siostra tam właśnie umiera, a ja jestem bezsilny. Nie mogę zrobić zupełnie nic.

___________________________
Strona autorska:

www.instagram.com/cassied_autorka/

Racing Girl - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz