42. Davis

2.5K 80 11
                                    

Zaczynam w panice biegać po całej ulicy, z nadzieją, że znajdę dziewczynę, ale nic takiego się nie dzieje. Nagle zauważam jak zza rogu budynku obok wychodzi facet, który usiłował zgwałcić moją Lexie. Rusza w moją stronę, a ja od razu zaczynam uciekać. Pędzę uliczkami miasta między budynkami i zaczyna brakować mi tchu, staję zasapany w ciemnej uliczne zostawiając w tyle goniącego mnie mężczyznę. W tym momencie z zakamarka obok wychodzi postawny, rudy mężczyzna z słuchawką na uchu o w ciemnych okularach. Mówi coś po czym rusza w moim kierunku. Usiłuję uciec, ale nagle z przeciwnej strony wybiega Martin. Już po mnie.

– Łap go! – wrzeszczy do rudego, a ten natychmiast przewraca mnie i przykłada mi do twarzy kawałek materiału.

Po chwili krzyków i zamieszania, robi mi się ciemno przed oczami.

Tracę przytomność.

***

Gdy lekko się przebudzam i uchylam oczy, słyszę jak ci dwaj coś do siebie wrzeszczą i czuję jakby przerzucali mnie niczym worek ziemniaków. Czuję pod sobą zimny metal, ale gdy któryś z nich zauważa, że się ocknąłem wali mnie czym z całej siły w tył głowy. Natychmiast ponownie tracę świadomość.

– Budź się śmieciu! – słyszę krzyk i czuję piekący bój na policzku.

Otwieram oczy i widzę dwóch mężczyzn, jeden z nich mierzy do mnie z broni.

– Zanim zginiesz, musisz wiedzieć przecież za co! – śmieje się szyderczo rudy.

– Ścierwa! – wrzeszczę i chcę w nich plunąć, ale jedyne co wydostaje się z moich ust to krew.

Jestem przywiązany do czegoś w rodzaju metalowego krzesła i nie mogę się ruszyć. Płyniemy motorówką, najwyraźniej taką z autopilotem, bo jesteśmy tu sami. Czego te dwa śmiecie ode mnie chcą i gdzie jest Lexie? W moich żyłach buzuje adrenalina. Jeżeli oni coś jej zrobili, to gorzko tego pożałują.

– Ty się tak nie rzucaj gnoju, bo zaraz wylądujesz pod poziomem morza, a musimy jeszcze z tobą pomówić! – odgraża się Martin.

– Czego wy, kurwa, chcecie!?

Nie odpowiadają, tylko robią krok w tył i szepczą coś między sobą. Próbuję usłyszeć cokolwiek, ale nie daję rady, fale i pędząca motorówka wszystko zagłuszają. Po chwili Martin podchodzi do mnie, a ten drugi siada za stery.

– Wywieziemy cię tam, gdzie nigdy nikt takiego śmiecia nie znajdzie! – odzywa się i pluje mi pod nogi.

– Nie obchodzi mnie co ze mną zrobicie! Gdzie jest Lexie!? – pytam i widzę, że rudy wstaje z fotela i wraca, by stać przy tym przygłupie.

– A co ciebie to obchodzi!? Nie zasługujesz na nią!

– Bo co szmaciarzu!?

– Bo on jest, kurwa, tylko dla mnie! – odpowiada.

– Ona kocha mnie!

– Mylisz się! – odzywa się rudy. – Tobą się tylko bawiła! Zgodziła się wyjść za mojego przyjaciela i już jutro zostanie jego żoną!

Jego słowa doprowadzają mnie do białej gorączki. To nie możliwe, by Lexie zechciała za niego wyjść, przecież uciekła mu sprzed ołtarza. Czemu teraz miałaby do niego wracać i z własnej woli brać z nim ślub. Jestem w totalnej rozsypce, ale musze się trzymać, muszę walczyć, bo ją kocham i jest najważniejszą kobietą w moim życiu. Spuszczam głowę na znak tego, że rozumiem i mam nadzieję, że spuszczą trochę z tonu, a wtedy będę miał szansę zaatakować.

– Popatrz Dario! Romeo nam posmutniał! – mówi do rudego i z całej siły kopie mnie w brzuch.

– Kurwa! – wrzeszczę.

– Ty idioto! Szef kazał dostarczyć go w całości! – wrzeszczy rudy.

– Zamknij się!

Mężczyźni zaczynają się przepychać, ale wygląda to raczej śmiesznie, niż groźnie. Po chwili przestają, a ten drań, za którego niby Lexie zgodziła się wyjść kuca przede mną i patrzy z politowaniem.

– Oj biedaku, widzisz jaki los jest okrutny dla takich jak ty!? Teraz nie będziesz miał ani swojej panienki, ani bachora!

– Słucham!? Jakiego bachora!?

– Nawet ci nie powiedziała!? Może nie jest twój kochasiu, może ta dziwka z kimś się puściła! – odzywa się, a ja wpadam szał.

Moja dziewczyna w ciąży? Gdyby mi tylko powiedziała, cieszyłbym się jak dziecko. Nie mogę tego tak zostawić! Gdziekolwiek jest, muszę ją odzyskać.

– Gdzie ona jest!?

– Na pewno już w trakcie zabiegu. Wiesz... taki był warunek, by mogła przeżyć. Albo umierają oboje, albo tylko ten pieprzony bękart!

– Zwyrodnialcy! – wrzeszczę i zaczynam szarpać się na krześle, przewracając je.

– Stul ryj! Powiedziałem ci coś przed chwilą!

Rudy podnosi mnie razem z krzesłem, a ja nadal próbuję wyrwać się z uwięzi. Mam związane z tyłu ręce i przywiązane do nóg krzesła nogi, więc nie mam szans z nimi dwoma w takim położeniu, ale muszę coś zrobić. Na moje szczęście autopilot zaczyna zawodzić i rzuca motorówką na boki, więc rudy od razu biegnie za ster, a Martin zostaje ze mną sam na sam.

– Jesteś nikim! – wyrzuca z siebie. – Gdybym mógł, już dawno bym cię zajebał, a nie bawił się w jakieś porwania! – gapi się w moje oczy, sądząc chyba, że to wzbudza we mnie strach.

Ja tymczasem usiłuje rozwiązać węzeł, który nieumiejętnie zacisnęli mi na dłoniach. Amatorzy! Po krótkiej chwili udaje mi się uwolnić ręce, ale nadal pozostaje z rękami z tyłu, by nie wzbudzać podejrzeń. Idiota zostawił broń tuż przede mną, bo odpiął ją z paska, by kucnąć.

– Nie wiem jakim cudem Lexie mogła zgodzić się na ślub z tobą! – prowokuję go.

– A widzisz, zazdrościsz! No cóż! Wygrał lepszy! – cieszy się, ale po chwili słyszę głos rudego.

Martin odchodzi do niego, a ja korzystając z okazji szybko rozwiązuje sznury na moich nogach. Mistrzami węzłów to oni nie są, więc idzie mi to łatwo. Niezauważony łapię broń i zmierzam w kierunku mężczyzn.

– Spróbuj tylko się ruszyć! – mówię, przykładając karabin do pleców rudego.

– Jak ty... – jąka się Martin – Kurwa! Dario, jak ty go związałeś!?

– Ja jebie! – odzywa się mój cel.

– Nie mam zamiaru zniżać się do waszego poziomu i zabijać. Poza tym nie chcę brudzić sobie wami rąk. – zwracam się do obu i popycham rudego w stronę burty.

Zauważam, że Martin szuka swojej spluwy. Niestety to na nic.

– No cóż! Skaczesz, czy ci pomóc!? Mówię do Dario i łapię go jedną ręką za kark, pochylając nad wodą.

Opiera się chwilę, ale ja mam dość czekania, nie mam na to czasu. Muszę ratować moją Lexie. W jednej sekundzie popycham go, a ten znika w odmętach zburzonej wody. Odwracam się do drugiej fałszywej mordy i celuję do niego.

– No, dawaj! Skaczesz grzecznie jak kolega, czy chcesz kulkę!?

– Jeb się! – wykrzykuje i zdejmuje marynarkę.

– W niej jako trup wyglądałbyś bardziej elegancko!

Szuja pokazuje mi środkowy palec i skacze, a ja w jednej chwili siadam i łapię za kierownicę motorówki. Jeśli to co mówił jest prawdą, to nie mogę tracić czasu, muszę jak najszybciej dostać się na ląd.

Koniec części pierwszej

Racing Girl - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz