4.

657 102 23
                                    

James przez chwilę jest zbyt zdziwiony, by silić się na zawadiacki uśmiech, więc jedynie spogląda niepewnie na Lily i zastanawia się, co powiedzieć.

— Masz problem. — Evans robi to za niego.

— Jaki? — pyta automatycznie, unosząc brwi i usiłując sobie przypomnieć, jak rozmawiało się z dziewczynami.

— To ty chyba powinieneś wiedzieć.

James z początku reaguje obronnie na jej zdystansowany, chłodny ton, lecz po kilku sekundach dostrzega figlarny błysk w oczach oraz drgające kąciki ust, co sprawia, że z ulgą pozwala sobie na uśmiech.

— Wybacz, zawiesiłem się. W sumie jak to ustrojstwo, nie wiem kompletnie, co z tym zrobić. Ten pan W-coś-tam stwierdził, że to genialny pomysł zostawić mnie samego i wyjść na herbatę, a to mój pierwszy dzień i sama rozumiesz—

— Pokaż — przerywa mu łagodnie Lily i nachyla się nad maszyną, która w niemal każdym calu przypomina tę, którą obsługuje codziennie. Wyciąga różdżkę, a potem delikatnie stukając nią w klawisze, przekrzywia głowę jak zaciekawiony ptak.

James nie potrafi powstrzymać się od lekkiego uśmiechu, kiedy widzi ten charakterystyczny kasztanowy warkocz, w którym gra słońce, i słyszy głos, tak znajomy, choć w innych barwach — pokrzepia go to. Nawet jeśli miałaby ciągle go unikać... Chociaż nie. Nie jest aż tak głupi, by popełnić ten sam błąd. Wstydziłby się za samego siebie, a Remus jeszcze pewnie bardziej i cały czas by mu to wypominał. Przy okazji straciłby honor (jakby wcześniej już tego nie doświadczył) oraz okazję odnowienia znajomości. Jamesie Potterze, nie zepsuj tego.

— Chyba naprawiłam. Nie jestem pewna, ale jakby znowu coś takiego się stało, lepiej wezwijcie fachowca. — Lily prostuje się i odrzuca warkocz na plecy. Przez jej wargi przebiega jakby cień uśmiechu.

— Dziękuję. Gdyby nie ty, pewnie by wybuchło i zostałbym wyrzucony z roboty pierwszego dnia. — James rozkłada ręce w bezradności i wzrusza ramionami, a potem śmieje się dźwięcznie — cicho, ulotnie, lekko.

— Ja... nie wiedziałam, że... To znaczy. Powodzenia w pracy. — Evans przez kilkanaście długich sekund milczy, później zaś zrywa się do lotu jak ptak, próbując włosami zakryć rumieniec i wyjść najszybciej jak się da.

James zakłopotany unosi dłoń w pożegnaniu do jej pleców.

A w sklepie czuć wiosnę i nie potrafi powiedzieć dlaczego — przecież nie otwierał okien.

Kwiecie wiosny ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz