VI

696 25 1
                                    


Z dnia na dzień Yennefer zrobiła się niezwykle markotna. Wszelkie próby ratowania sytuacji, które podejmował Geralt, kończyły się fiaskiem. Jeszcze niedawno bez przerwy chciała rozmawiać i zasypiać, poddając się jego silnym ramionom. Znów zaczęła przesiadywać godzinami w pracowni. Gdy już z niej wychodziła, a Geralt starał się zainicjować rozmowę, odpowiadała zdawkowo. Byle tylko znów utonąć we własnych myślach i udawać przed wiedźminem, że na niczym już jej nie zależy. Ta droga wydała się być łatwiejsza, niż wyjaśnianie Geraltowi swój stan, który potwierdził tylko porażkę tego miesiąca. Nie powinnam nawet liczyć na sukces za pierwszym razem, rozmyślała.

Piątego dnia cichego okresu, który przewidziała Yennefer, Geralt nie wytrzymał. Kiedy czarodziejka wyszła na chwilę z pracowni, wykorzystał okazję. Podszedł do niej i chwycił za nadgarstek na tyle mocno, by nie zrobić jej krzywdy i aby nie wyrwała się zbyt łatwo.

-Yennefer, powiedz mi do cholery, co się dzieje - zaczął, próbując brzmieć jak najspokojniej tylko mógł, lecz jego ton w najmniejszym stopniu nie należał do spokojnych - Powiedz mi wreszcie co się dzieje, bo inaczej szybko cię nie puszczę.

W jej oczach toczyła się walka pomiędzy strachem, a wściekłością. Próbowała wyrwać rękę z uścisku przepełnionego bezsilnością. Bezskutecznie.

-Co mam ci powiedzieć? - nie próbowała ukrywać emocji, gniew nią zawładnął - Geralt, już to przerabialiśmy. Wiele razy. Dlaczego tym razem znów nie udajesz, że nie wiesz co się dzieje? Nie udało się. Niczego teraz nie zmienisz. Teraz puść moją rękę, to boli.

Doskonale wiedział co się dzieje. Nie potrafił już dłużej milczeć. Kiedy uwolnił ją z uścisku, czarodziejka odsunęła się o kilka kroków i zaczęła rozmasowywać nadgarstek.

-Przepraszam. Yen, nie chciałem cię skrzywdzić - próbował podejść bliżej, żeby ją przytulić, ale nie pozwoliła mu - Musimy dać sobie trochę więcej czasu. Będziemy próbować dalej. Ile tylko będziesz chciała.

-Nie masz już dość? Po tylu latach? - jej oczy płonęły fiołkowym ogniem - Przecież robisz to ze względu na mnie. Bo zachciało mi się niemożliwego.

-Gdyby nie Ciri, pewnie by tak było.

Mogłoby się wydawać, że właśnie na dźwięk tego imienia, wszelki jad, który zebrał się w Yennefer, wyczerpał się. Zbliżyła się na tyle, by widział jak jej spojrzenie zmienia się w bardziej przyjazne, lecz nie na tyle, by mógł ją objąć.

-Będziemy się starać jeszcze kilka miesięcy - rzekła czarodziejka - Ile według ciebie wystarczy, żeby mieć pewność, że nic z tego nie będzie?

-Jak to mówią, do trzech razy sztuka - uśmiechnął się kącikiem ust, licząc na podobną odpowiedź żony - Tak jak się umawialiśmy na początku. Jeśli nie będziesz chciała dalej próbować, po prostu mi powiedz.

Oczekiwany przez Geralta uśmiech nie pojawił się na twarzy Yennefer. Długo zastanawiała się, zanim mu odpowiedziała na nieszczególnie udany żart.

-Może to nie taki zły pomysł - powiedziała zamyślona - Jeśli kolejne dwa miesiące skończą się fiaskiem, kończymy tę cholerną farsę. Raz na zawsze.

Podczas gdy Geralt stał jak wryty, niedowierzając, że jego idiotyczne poczucie humoru mogło mieć nawet niewielki wpływ na czyjąkolwiek ważną decyzję, a w szczególności jego żony, Yennefer coraz pewniej zbliżała się do niego. Czekała na jego odpowiedź. Jedyne co był w stanie wtedy zrobić, to przytaknąć ruchem głowy. Czarodziejka odwdzięczyła się uśmiechem, w którym przeważała gorycz.

Niespełnione marzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz