XII

650 26 3
                                    


Po rozmowie, podczas której wiedźmin próbował dowiedzieć się od śniączki czegoś bardziej konkretnego, niż frazesu o końcu świata, Ida sprawdziła jeszcze, jak czuje się czarodziejka. Geralt zostawił je same, mimo że wolałby mieć żonę na oku. Yennefer nie była skora do mówienia o tym, co działo się w jej śnie. Bez względu na efekt, zgodziła się jednak na następną sesję.

Nawet po wyjściu śniączki, czuła się trochę zdezorientowana. W ponownym odnalezieniu się na jawie nie pomagały jej zawroty głowy. Gdy tylko była w zasięgu wzroku Geralta, przywiązywała szczególną uwagę, by niczego nie zauważył. Znała go na tyle dobrze, żeby przewidzieć jak zachowałby się, gdyby znów dostrzegł w jej ruchach i mimice dowód na osłabienie organizmu. Bez względu na to, czy z powodu wyjątkowego stanu, czy sesji.

W nocy czarodziejka nie mogła spać. Przyciągnęła krzesło, którego miejsce było zazwyczaj naprzeciwko toaletki i postawiła je tak, by mieć jak najlepszy widok z oka. Wpatrywała się w księżyc, oświetlający w pełni polanę pośród drzew. Położyła dłonie na brzuchu, przyglądając się otaczającej dom przyrodzie. Gdy uznała, że niczego nowego już nie dojrzy w świetle nocy, jej palce zaczęły wędrować po tułowiu.

-Mam nadzieję, że to nie była twoja sprawka - szeptała - Geralt już się o nas martwi - położyła dłoń na podbrzusze - Kiedyś taki nie był. Najważniejsze były dla niego miecze i koń. W szczególności koń. Każdego nazywa Płotka - uśmiechnęła się kącikiem ust - Ciri roztopiła jego, na pierwszy rzut oka, lodowate serce. Nasza mała wojowniczka - westchnęła głośno, na myśl o chwilach spędzonych z popielatowłosą. W szczególności lubiła wracać do momentu, kiedy w dniu ślubu obserwowała z Geraltem akrobacje młodej wiedźminki na karym wierzchowcu - Jak już z nami będziesz, na pewno ją poznasz. W końcu, to twoja starsza siostra.

Zanim się obejrzała, nastał już świt. Słońce wynurzało się zza drzew, kreując na niebie barwne pasma. Nagle poczuła jak robi jej się słabo. Zaczęła brać coraz głębsze wdechy. Mogłoby się wydawać, że nawet przez sen wiedźmin czuwał nad dobrem żony. Widząc czarodziejkę przy oknie, przetarł zaspane oczy.

-Wszystko dobrze?

-Tak - odpowiedziała szeptem - Ostatnio tyle odpoczywam w dzień, że ciężko mi zasnąć w nocy.

-Ostatnio jak się budziłem, wydawało mi się, że spałaś - rzekł podejrzliwie - Jeśli chcesz o tym porozmawiać, nigdzie się stąd nie ruszam.

-Nie, wolę tutaj posiedzieć. Jeśli chcesz, mogę ci przynieść środek nasenny. Dopiero świta.

-Czemu sama go nie zażyłaś? Długo tu siedzisz?

-Jakiś czas - rzekła z nutą obojętności - Przecież nie mogę brać innyś środków, niż te od Cilliana - odparła, przewracając oczami - Najwyżej odeśpię w dzień.

Geralt podszedł do niej i objął, składając na szyi czarodziejki pocałunki pachnące snem. Zamiast odwzajemnionego gestu, poczuł tylko jak jego ukochana opada bezwładnie na krześle. Złapał ją szybko, zanim zdążyłaby zderzyć się z drewnianą podłogą.

-Yen! Yen, co się dzieje?!

Spojrzała na niego ledwie przytomna. Oczy Yennefer były niewyraźne, jakby widok przysłaniała jej gęsta mgła pośrodku bagien. Próbowała uspokoić wiedźmina, jednak z ust nie wydobywał się żaden wyraźny dźwięk.

-Powinniśmy jechać do Cilliana. Kurwa, co ja sobie myślałem.

-Nic mi nie jest - szepnęła, starając się złapać równowagę, przy pomocy ramienia wiedźmina - To normalne na początku...

Niespełnione marzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz