I

2K 44 2
                                    


Blask słońca przedzierał się przez okiennice. Świat na zewnątrz cieszył oko każdego kto już zdążył wstać. W pokoju o jasnych ścianach panował istny chaos. Efekt nieładu dawały głównie rozrzucone po ciemnej podłodze ubrania. Yennefer przeciągała się leniwie w łóżku, okryta ciepłą kołdrą. Rozglądała się za Geraltem. Niechętnie wstała, szukając na podłodze koszuli nocnej, co z początku nie było łatwe. Pstryknęła palcami i po chwili zguba trafiła do jej bladej dłoni. Biała tkanina rozpłynęła się na zgrabnym ciele czarodziejki.

Udała się w stronę kuchni, w poszukiwaniu męża. Patrzył jak co dzień przez okno. Wiedziała, kogo chciałby tam zobaczyć. Zamyślony jak zwykle zapomniał o reszcie świata. W tym o przypalającym się od dawna omlecie.

- Chyba o czymś zapomniałeś - odezwała się zalotnie, po czym Geralt zaczął ratować nieudane śniadanie - Nie bój się, niedługo do nas wróci. Zawsze wraca.

-Umawialiśmy się, miałaś mi nie czytać w myślach. Obiecałaś.

-Nie musiałam - odpowiedziała, siadając przy stole - Robisz to codziennie.

-Wydawało mi się, że ktoś się kręci przy płocie. Dopiero go pomalowałem. Lepiej, żebym nie musiał poprawiać - powiedział lekko poddenerwowany.

Znała te jego wymówki. Jak zwykle, kiedy go na czymś przyłapała.

Geralt zaczął przygotowywać stół do posiłku. Jeden z talerzy przesunął w stronę Yennefer uśmiechając się czule, drugi postawił bliżej siebie. Spalony omlet z pieczarkami i papryką przyozdobił ziołami z ogrodu. Zwrócił uwagę na wymowne spojrzenie czarnowłosej czarodziejki. Wiedział, co chce przekazać.

-Wiem, że może nie wygląda najlepiej, ale jak się wyskrobie spaleniznę, może nie być najgorszy - powiedział, brzmiąc nawet przekonująco

-Jeśli nie spróbujemy to się nie przekonamy - odpowiedziała miło Yen, starając się ratować całą sytuację. Jej fiołkowe oczy błyszczały ciepło.

Oboje z trudem przełykali posiłek. Smak im nie przeszkadzał, tak bardzo jak cisza, która zapadła na chwilę. Na zbyt długą chwilę. Geralt zauważył, że coś dręczy jego ukochaną. Patrzyła w ten sam róg stołu, jakby zapomniała o upływie czasu. Zawsze tak robiła, kiedy za długo o czymś myślała. Nigdy nie wiedział, czy w takim momencie warto zacząć rozmowę. Yennefer nie lubiła dopytywania się. Postanowił zaryzykować. Liczył na to, że to dobra decyzja.

-Yen? - odezwał się niepewnie - Wszystko dobrze? Yen?

-Przepraszam - powiedziała gwałtownie, niczym wyrwana z transu - Zamyśliłam się tylko. Wszystko w porządku. Znów miałam ten sam sen.

Geralt wiedział o jaki sen chodzi. Ostatnio Yennefer przez taki sam sen krzyczała w nocy, rzucając się po łóżku z płaczem. Nie po raz pierwszy.

-Słyszałem, że do miasta przyjechał znachor z dalekiego południa. Z tego co mówią, ma niekonwencjonalne metody. Jest bardzo wszechstronny. Może...

-Nigdzie nie pójdziemy - odezwała się podnosząc głos - To nic nie da.

Jej oczy płonęły fiołkowym ogniem. Mogłem nic nie mówić, pomyślał.

-Yen, przynajmniej to przemyśl - powiedział zmartwiony - Obiecujesz?

-Obiecuję. Ale nie wiem, czy moja odpowiedź cię zadowoli.

Niespełnione marzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz