V

737 25 0
                                    


Tak szybko jak się Jaskier zjawił, równie szybko wyjechał. Najbliższe tygodnie miał spędzić grając na dworskich przyjęciach. Uprzedził jednak, by spodziewać się go w najbliższym czasie. Geralt sam nie wiedział, czy to dobra nowina, czy raczej przekleństwo. Wraz z Yennefer pragnęli czasu dla siebie. Codziennie korzystali ze swojego towarzystwa ile tylko zdołali. Mimo, że do najbliższego spotkania z Cillianem było jeszcze dużo czasu, nie przejmowali się egzystowaniem pod znakiem zapytania.

Yennefer coraz rzadziej przesiadywała w pracowni. Bardziej niż stosu ksiąg, potrzebowała kompana do rozmowy. Nieskończenie długich rozmów. Dużo wspominała. Wraz z Geraltem na nowo przeżywali swoje przygody. Szczególnie te wspólne. Również te z Ciri.

-Pamiętasz jak mówiła cały czas, że będzie z nami na zawsze? - zaczęła czarodziejka, próbując zainicjować rozmowę - Oczywiście, wiedziałam, że kiedyś będzie chciała wyjechać, ale miałam nadzieję, że szybciej do nas wróci. Nasza mała wojowniczka.

-Niedawno sama mi mówiłaś, że nie powinienem się o nią martwić - rzekł gładząc ją po głowie - Wiem, ja też za nią tęsknię. Kiedyś do nas wróci i będzie jak dawniej.

-Może gdy wróci będziemy już odrobinę liczniejszą kompanią - powiedziała Yennefer uśmiechając się kącikiem ust - Już nie byłoby jak dawniej.

Nigdy nie mówiła tak, jakby ich wieloletnie starania miały przynieść oczekiwany skutek. Wolała to przemilczeć i czekać na pewną wiadomość. Ostatnie spotkanie z Cillianem obojgu dało ogrom nadziei. Nikt wcześniej nie obdarzył ich wiarą w lepsze jutro. Mimo to Geralt bał się, że jeśli kolejny raz im się nie powiedzie, Yennefer jeszcze bardziej pogrąży się w rozpaczy. Bał się, że jedna z najpotężniejszych czarodziejek kontynentu, jak nie najpotężniejsza, jego ukochana, postrada zmysły przez nadmiar nadziei. Nie chciał nawet sobie tego wyobrażać. Do końca życia miałby pretensje nie tylko do O'Sullivana. Głownie do siebie samego. To on zaproponował wizytę u znachora. Ciężar tych przemyśleń przygniatał go na tyle, że przez ostatnie noce prawie nie zmrużył oka. Starał się nie pokazywać zmęczenia, ale znał Yennefer. Prędzej czy później zauważy.

-Może nie powinniśmy jeszcze tak daleko wybiegać w przyszłość - zaczął, z trudem znajdując słowa, przez które czarodziejka nie czułaby się urażona - Poczekajmy z takimi wnioskami przynajmniej do następnego spotkania z Cillianem.

Odsunęła się gwałtownie. Już wiedział, że tylko pogorszył sytuację.

-Wiem, masz rację. Tak mi się powiedziało - rzekła zakłopotana - Poczekajmy do spotkania.

-Yen, nie chcę ci odbierać nadziei. To czekanie jest stresujące, wiem. Nie chcę, żebyś w razie niepowodzenia pogrążyła się w poczuciu winy.

Podniosła się szybko. Starała się przytrzymać nadgarstki, by zniwelować drżenie rąk. Poruszała ustami jakby chciała coś powiedzieć, ale żal nie pozwalał jej na wypowiedzenie ani jednego słowa. Wzięła głęboki oddech i spojrzała Geraltowi w oczy.

-Widzę jak się starasz, ale to nie zmienia faktu, że od lat muszę z tym żyć. Spędziłam dekady na szukanie leku - mówiła, stopniowo podnosząc głos - Nigdy wcześniej nikt mi nie powiedział, że mam szansę. O'Sullivan powiedział, że to marzenie jest realne. Wiem, że może moje nadzieje są złudne, ale Geralt, proszę cię, daj mi się nimi nacieszyć - krzyczała, nie pozwalając sobie, by łza spłynęła jej po policzku - Póki znowu nie przyjdą dni, kiedy przestaniemy ze sobą rozmawiać, bo żadne z nas nie będzie wiedziało co powiedzieć po kolejnej nieudanej próbie. Jedyne czego teraz potrzebuję to dać temu szanse na kilka miesięcy, pewnie złudnej nadziei... - zatrzymała się by złapać oddech - i ciebie, żeby móc to wszystko znieść.

Niespełnione marzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz