Mozolnie upływa kolejna godzina. Polska siedzi bezczynnie w pokoju. Z jednej strony, wie, że nic nie stanie się jeżeli z niego wyjdzie, ale z drugiej coś mówi mu, aby został przy wciągającym oglądaniu, białych pod wpływem światła, pyłków kurzu.
Więc, pierwszy raz od dawna, słucha się siebie i pozostaje bez ruchu. Jego zgięte nogi już niejednokrotnie dawały o sobie znać (w dość nieprzyjemny sposób i Polska musi to przyznać), przeważnie, kiedy jednak podnosił się z łóżka. Tym sposobem ostatnie dwadzieścia minut wolał po prostu czekać. Co prawda, nie jest na sto procent pewny, na co właściwie czeka, ale może to być wina kilku godzin siedzenia jak słup soli.
Jego wzrok przenosi się na okno; dzisiejszy dzień okazał się być bardziej słoneczny, niż osiemnastolatek przypuszczał, że będzie.
I całkiem możliwe, że nie wie kiedy decyduje się na otworzenie go oraz przewieszenie nóg przez parapet, ale to tylko mały szczegół.
Nie zajmuje mu to dłużej niż minutę, a jego dolne kończyny od kolan w dół sprawiają wrażenie, jakby co najmniej biegały po nich stada mrówek, kąsając, jeżeli tylko nimi poruszy. Stopy wydają się robić coraz cieplejsze od napływającej krwi i Polska przeklina się, że wcześniej na to nie wpadł.
Ciepłe promienie słoneczne witają się z jego posmutniałą twarzą. Natychmiast zmienia to jej wyraz na błogi, beztroski uśmiech i chłopak mruczy coś pod nosem sam do siebie, choć nie jest w stanie w żaden sposób tego określić.
Bloki, nawet, jeżeli niezbyt wysokie, od zawsze dawały mu poczucie… wyższości? Czegoś na wzór bezpieczeństwa. Oczywiście, o ile nie mieszkał na parterze.
– Zbyt nisko, żeby od razu umrzeć. – stwierdza nagle. – Choć, jakby skoczył na główkę… może, huh. – zerka ponownie w dół.
Nie chce się zabić, co to, to nie. Raczej nie miewa już myśli samobójczych, ale po prostu tak nauczył się określać wysokość. W zasadzie, nie jest pewny, skąd mu się to wzięło ani kiedy się zrodziło, ale może po prostu tak brzmi to bardziej ekscytująco?
Cokolwiek oznacza bardziej ekscytujący.
Wzrusza ramionami błądząc wzrokiem po ulicy i innych, pomimo, że sąsiednich, dosyć oddalonych od tego, blokach. Wyglądają stąd jak malutkie, kolorowe pudełka zapałek we wzorki, lub coś w ten deseń.
Dużo mieszkań od dawna pozostaje puste i nic nie zapowiada, aby szybko miało się to zmienić. Tak naprawdę, Polska kiedyś zastanawiał się, po co im w mieście bloki. Tak, jakby miało nie wystarczyć miejsca czy funduszy na zwykłe, małe domki, które każdemy by odpowiadały. Po jakimś czasie doszedł do wniosku, że może organizacje i sojusze są zwyczajnie pieprznięte na punkcie ilości, a nie jakości. Lub ich pokrętnym zdaniem realne jest, że wszystkie te mieszkania zostaną kiedyś zapełnione.
Tak, to pewnie coś z tego.
Chociaż, na dobrą sprawę, Polska wcale na takie życie nie narzeka. Wbrew pozorom posiadania własnej przestrzeni i małego, cudownego ogródka, w których można wszystko urządzić po swojemu i nikt nie ma prawa wpychać w to swojego zasranego, wścibskiego nosa, ta opcja wymaga naprawdę dużo wysiłku, jeśli chce się w pojedynkę utrzymać w ładzie i składzie cały dom. A na chwilę obecną istnieje przynajmniej opcja przeprowadzki. Oczywiście nie ma tutaj mowy o stałej zmianie miejsca zamieszkania, dajmy na to, z wschodnio-północnej na zachodnio-południową część miasta, bo tak, ale zawsze coś.
W tej kwestii organizacje pozostają raczej krytyczne, choć może to i lepiej. (Raczej odnosi się jedynie do krajów, które leżą na przekroju równika lub południka 0°, bądź takich, które swoim zasięgiem obejmują dwa kontynenty. Mają one wtedy pełną kontrolę nad tym, w której części miasta chcą mieszkać, a w razie czego, mają także możliwość zmiany swojej decyzji. Przykładami takich państw mogą być na przykład: Wielka Brytania, Rosja czy Hiszpania)
CZYTASZ
siedem minut w niebie | RusPol (zawieszone)
Fanfictionjezeli wciaz ludzie beda mi pisac cringeowe komentarze to istg ze usune ××× Wódka to nie jedyne wyjście na rozwiązanie problemów. Czasem wystarczyć może jedna osoba, która cały czas kręciła się nam obok nosa.