7. Nielegalne walki.

533 19 4
                                    


Ostatni raz malowałam się mocniej na moją siedemnastkę. I kolejny mój makijaż miałam przygotowany na moją osiemnastkę. Oczywiście, nigdy moich urodzin nie obchodziłam jakoś hucznie. Mama kupowała mój ulubiony, kajmakowy tort i siedzieliśmy wszyscy przy stole w jadalni i objadaliśmy się nim. Ale zawsze czułam potrzebę, żeby się pomalować w ten dzień.

Jednak wszystko dzisiaj przekroczyło granice. W lustrze widziałam brunetkę z wyprostowanymi włosami oraz delikatnym makijażem. Nałożyłam podkład, korektor oraz wykonturowałam delikatnie twarz, dodając rozświetlacza. Następnie zrobiłam sobie cienkie i delikatne kreski, aby zbytnio nie przesadzić. Gdy moja mama mnie ujrzała, oniemiała z zachwytu, mówiąc, ze wygląd to na pewno odziedziczyłam po niej. Po rannej sytuacji nie było ani śladu, tak jakby żadnej sprzeczki nie było. Cóż... może tak lepiej?

Na sobie miałam czerwoną bluzkę, czarne jeansy oraz czarną, jeansową kurtkę. Nie chciałabym zbytnio przesadzić, dlatego wydaję mi się, że całkiem dobrze uporałam się z moim wyglądem zewnętrznym.

Kilka minut przed dwudziestą pierwszą, wyszłam przed dom, oczekując Chrisa, który miał lada chwila po mnie przyjechać. Nie wiedziałam dokąd jedziemy, ponieważ owy blondyn nie chciał pisnąć ani słowa, powtarzając w kółko, że to niespodzianka. Po nieudanych próbach, odpuściłam sobie, wiedząc, ze dowiem się prędzej czy później.

Po kilku minutach Chris pojawił się w swoim czarnym aucie, przed moim domem. Wsiadłam do samochodu, a w powietrzu unosił się zapach jego perfum oraz papierosów.

- Hej! – uśmiechnęłam się promiennie.

- Ożesz kurwa mać, Vi – otworzył szeroko oczy, patrząc na mnie oniemiały.

- Przesadziłam? – spytałam, gryząc dolną wargę.

- Nie, nie skąd! Po prostu wyglądasz – zatrzymał się, szukając odpowiedniego słowa. – Zajebiście inaczej.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko, czując ciepło na sercu. – Więc? Gdzie jedziemy? – spytałam, patrząc w jego stronę.

- Pomyślałem, ze pokażę tobie główną atrakcję osób w naszym wieku, która jest raz na dwa tygodnie w Vail City – powiedział, drapiąc się niezręcznie po karku.

- Jaka to atrakcja? – na to pytanie, chłopak, widocznie się zmieszał. – Chris? – spytała niepewnie.

- Cóż, wiem, ze może tobie się to nie spodobać, ale mam nadzieję, ze i tak będziesz chciała ze mną jechać... - zaczął się tłumaczyć, aż w końcu przerwałam jego dialog.

- Chris, jaka to atrakcja? – spytałam ostro, a chłopak skulił się w fotelu, coś mamrocząc. – Co? Nie usłyszałam.

- Nielegalne walki – powiedział na jednym wdechu, nawet się na mnie nie patrząc.

Zamarłam w jednej sekundzie i otworzyłam szerzej oczy, niedowierzając własnym uszom. Otworzyłam momentalnie buzie, wpatrując się intensywnym wzrokiem w Chrisa. Nie wiedziałam do czego dążył. Wiedział doskonale, ponieważ znał mnie jak nikt inny, że nie lubię przemocy. A dołożyć do tego słowo nielegalne to automatycznie dostaję kapitulacji serca.

- Nie jadę tam Chris – mówię spokojnym głosem, zaciskając pięści. Często ze stresu lub ze zdenerwowania zaciskam pięści tak mocno, wbijając paznokcie w dłoń, a skutkiem tego są ślady zaczerwienienia w półksiężyce. Tak po prostu mam, i tym razem tak jest. Gdy otwieram rękę, widzę cztery ślady po paznokciach. Zamykam oczy, próbując się uspokoić. Chłopak tylko milczy, zerkając na moją rekację z ukosa, ale nic nie mówiąc, tylko dalej prowadząc. – Chris zawróć, proszę.

Futility Of LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz