Od minionego wydarzenia, minęło już dobre półtorej tygodnia. Nie dostałam żadnej innej wiadomości od tajemniczej postaci, a w szkole chowałam się przed Ethanem Parkerem, gdzie tylko można. Wiedziałam, że coś jest nie tak, bo chłopak zawsze się odwdzięczał. Musiałam na każdym kroku uważać.
Przechodząc przez korytarz szkolny ujrzałam tłum zgromadzonych się uczniów, przy drzwiach pracowni chemicznej. Zainteresowana tym zbiegowiskiem, podeszłam bliżej. Gdy weszłam w głąb tłumu, uczniowie, zerkali na mnie, pokazywali palcami i wyśmiewali. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc ich reakcji, ale gdy dotarłam do drzwi wszystko zrozumiałam. Momentalnie w kącikach oczu zebrało mi się stado słonych łez, chcących się wydostać na zewnątrz. Pokręciłam głową, przykładając rękę do ust, aby zatamować mój nagły atak histerii i płaczu.
Dlaczego ktoś to zrobił? Jak może wyrządzić tak podłą rzecz innej osobie?
Dzwonek na lekcje już dawno zadzwonił, a tłum powoli znikał. A ja patrzyłam swoim pustym wzrokiem w plakat wiszący na drzwiach. Byłam na nim dziewczyna z odkrytym dekoltem, w bardzo nagannym stroju, bardziej ukazującym ciało, niż chowającym. A najgorsze było to, ze głowa dziewczyny była identyczna do mojej. Pod obrazkiem widniał wielki, czerwony napis "zadzwoń" z podanym moim numerem telefonu.
To nie mogła być prawda. To jest koszmar i zaraz się z niego obudzę. Cofnęłam się, nadal kręcąc głową.
To... nie dzieje się naprawdę.
Po niecałej sekundzie poczułam jak wszystkie łzy, wzbierające się we mnie wypadają, mocząc moje zaróżowione policzki. Tylko ja słyszałam jak gorąca ciecz, spada na podłogę, rozpryskując się we wszystkie strony. Tylko ja siedziałam tej lekcji na korytarzu, patrząc się tępym wzrokiem na plakat. I tylko ja wiedziałam, kto to mógł zrobić. Bo tylko jedna osoba byłaby do tego zdolna, nie czując po tym żadnych wyrzutów. Jedna osoba, a tyle nienawiści, bólu, cierpienia. Jedna osoba, która nazywa się Ethan Parker.
Z amoku wybudził mnie dzwoniący dzwonek, informujący, że zaczęła się przerwa. Nagle, jakby coś dało mi zastrzyk adrenaliny, podeszłam do drzwi, zrywając plakat. Podobnie zrobiłam z innymi plakatami w szkole. Wiedziałam, ze to nic nie da, ale nie poddawałam się. A moim celem było jedno miejsce. Miejsce, na którym mogłam zobaczyć sprawcę całego zdarzenia. Tak właśnie, pojawiłam się na pełnym osób, parkingu szkoły. W prawej ręce trzymałam swój plecak, a w lewej, mocno zaciskając, był jeden z owych plakatów.
Brunet opierał się o maskę samochodu wraz ze swoimi kumplami, którzy śmiali się w niebogłosy. Gdy byłam zaledwie kilkanaście kroków od niego, zauważył mnie. Początkowo na jego twarzy zawidniał lekkie niezrozumienie, ale potem zamaskował go swoją obojętnością. Wpatrywał się we mnie swoimi ciemno-brązowymi oczami, nie przerywając zimnego kontaktu wzrokowego. W tamtej chwili się go nie bałam, miałam gdzieś jego wzrok i całą postawę. Czułam, ze lada moment wybuchnę, a adrenalina krążąca w moich żyłach w niczym mi nie pomagała. Zatrzymałam się przed nim, a wszyscy jego kumple spojrzeli na mnie z cwanym uśmiechem.
- Widzę Anderson, że od razu zmierzasz do konkretów. Ile płacisz za godzinę? – powiedział jeden z nich, ale to zignorowałam. Patrzyłam się nadal w tęczówki chłopaka.
- Jak mogłeś – zaczęłam, po czym chrząknęłam, aby uzyskać normlany głos. – Jaka normalna osoba była by zdolna, żeby zrobić coś tak okrutnego komuś? – zapytałam, patrząc na niego z wyrzutem. Chłopak jedynie zmarszczył swoje brązowe brwi, patrząc na mnie z zdezorientowaniem. – Co uzyskałeś? Satysfakcję z tego, ze zemściłeś się na biednej kujące? Ze dzięki tobie jest największym pośmiewiskiem w szkole? A może jeszcze ci to nie wystarcza? – chłopak, jakby wyrwany z amoku, odchrząknął znacząco.
CZYTASZ
Futility Of Life
Roman d'amourPozwoliłam ci wejść w moje czyste dotąd życie brudnymi butami, a ty wykorzystałeś to, brudząc je doszczętnie błotem. Czuliśmy coś do siebie, tworzyliśmy COŚ. Ale mam tu na myśli czas przeszły, ponieważ wszystko zniszczyły nasze kumulujące się błędy...