15. Otwórz buzię, bo leci samolot.

452 18 2
                                    



Po godzinie dwudziestej drugiej przyszedł w końcu Mike. Nie był pijany, ani nic tym podobne. Był bardziej spocony. Rodzicielka kazała mu iść się szybko wykąpać, ponieważ chciała porozmawiać z nami na temat jej pracy w Denver.

Ostatnim czasy i tak mało spędzaliśmy czas. Rozumiem kłopot mamy co do wyjazdu, ponieważ oznacza to, że będzie musiała nas zostawić samych w domu na długie tygodnie. Myślę, że mnie by spokojnie samą zostawili, ale biorąc pod uwagę niespokojny charakter Mike'a, rozumiem ich sporną dyskusję. Po paru minutach na dół zszedł Mike, w czarnych dresach i koszulce z dekoltem w serek. Następnie usiedliśmy wszyscy na kanapie w salonie, mama wzięła głęboki wdech.

- Zgodziłam się na pracę w Denver – powiedziała, a ja pokiwałam głową. – Ale wymaga ona tego, abym pracowała tam. Nie mogę was tu zostawić, ale i nie mogę was przepisać do Denver – westchnęła. – Jestem naprawdę w kropce.

- Mamo z trzeciej strony nie jesteśmy już małymi dziećmi – mówię, a ona marszczy brwi. – Mam osiemnaście lat, a Mike dziewiętnaście – mówię, a James się krzywi.

- Skoro jesteście dorośli, nie możecie żyć cały czas na naszym utrzymaniu – przyznaje, a ja kiwam głową. Rozumiem, że potrzebują teraz pieniędzy na kupno między innymi nowego mieszkania. Denver to miasto duże, dlatego koszt takiego mieszkania jest dość wysoki.

- Spróbujemy znaleźć jakąś pracę – zaoferował Mike.

- Czyżby? – podniósł do góry brew ojczym, na co mój brat tylko przewrócił oczami i pokiwał wraz ze mną głową.

- W takim razie ja się zagadzam. Ale macie od jutra zacząć szukać pracy – powiedział James. Emma zacisnęła wargi w linię i pokiwała drętwo głową.

- Ufamy wam i was kochamy – powiedziała. – Będziemy wam nadal wpłacać jakieś grosze na konta – powiedziała.

- Mamo, damy sobie radę. Będziemy się i tak widzieć co tydzień, prawda? – spytałam, a ona po zastanowieniu, pokręciła głową.

- Zbyt dużo nas by to wyniosło, kochanie. Będziemy mogli się spotykać, ale przynajmniej raz w miesiącu – Mike pokiwał głową.

- Dobre i to.

- Racja – potwierdziłam jego słowa.

- Więc mamy ustalone. Wy szukacie pracy, a my wyjeżdżamy w poniedziałek do Denver – podsumował James, a cała nasza trójka pokiwała głową.

- Chodźmy więc się powoli spakować – oznajmiła mama i wyszli. Wypuściłam powietrze z ust, spoglądając na Mike, który podobnie do mnie był lekko wstrząśnięty faktem, że naprawdę się zgodzili.

- Mieszkamy sami – pokiwałam głową. – O boże, Vi w co my się wpakowaliśmy? – zajęczał Mike.

- Jutro poszukam pracy, tobie też to polecam – pokiwał głową, a ja wyszłam z salonu, zmierzając do mojego pokoju.

Opadłam zmęczona na łóżko i długo myślałam, wpatrując się w nieskazitelnie biały sufit.



Poniedziałek nadszedł wielkimi krokami. Nim mogłam się spostrzec połowa sypialni rodziców została wyniesiona do auta, a my staliśmy w drzwiach, żegnając się z naszymi rodzicami. Było mi naprawdę ciężko. Owszem cieszyłam się, że w końcu weszłam w dorosłość i zaczęli mnie tak traktować, zaś z drugiej strony nie chciałam tego. Pożegnania nigdy nie były moją mocną stroną, jak i mojej mamy. Tak, więc po wielkim, rodzinnym przytuleniu i potwierdzeniu, że nie zdemolujemy domu, wyjechali do Denver. Otwierając tym samym przed nami dalszą przyszłość. Westchnęłam, zamykając za nimi drzwi.

Futility Of LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz