Rozdział 7

553 42 2
                                    

Staliśmy przed domem. Był potężny, obskurny i ponury. NIe ma co się dziwić. Od dwóch lat stoi on pusty.

- Zaczynam obawiać się, że mogliśmy tu nie przychodzić.- powiedziała Betty na widok domu.

- Tchórzysz?- uśmiechnąłem się kpiąco.

- W twoich snach Jones.- uśmiechnęła się triumfalnie.


- Więc, czego szukamy?- spytała, rozglądając się po wnętrzu budynku, w którym się znajdowaliśmy.

- Dowodów na to, że to było masowe zabójstwo?- rzuciłem w jej stronę. Chyba z godzinę kręciliśmy się po budynku.

- Masz coś Jug?

- Nie a ty?

- Też.

- Cholera nic tu nie ma.

- Jughead chodź tu szybko!- pobiegłem na górę, gdzie znajdowała się dziewczyna.

- Co jest?

- Patrz...- dziewczyna wskazała na zakrwawiony dywan.

- Dobra...- powiedziałem robiąc zdjęcie moim aparatem.- To już coś.

- Jughead, ktoś ich tutaj zabił... I nikt nic nie zrobił z tym faktem? Nie rozumiesz do cholery!?

Na pewno to widzieli, ale nic z tym nie zrobili!- zobaczyłem, że zaszkliły jej się oczy.

- Ej spokojnie. Skoro oni nic z tym nie zrobili, to my to zrobimy i dojdziemy do tego, co tak naprawdę się tu stało.- uśmiechnąłem się do niej, chociaż sam byłem w szoku, ale gdybyśmy oboje zaczęli panikować nic by z tego nie wyszło.

- Masz racje...- powiedziała już trochę spokojniej.

- Chcesz już stąd iść?- spytałem. Nie chciałem, aby się stresowała i bała, więc stwierdziłem, że jeśli będzie chciała wyjść nie będę jej tu zatrzymywał.

- Nie. Zróbmy wszystko, co mamy zrobić, żebyśmy nie musieli tu wracać.

- Jak chcesz, ale jeśli będziesz się już nie czuła na siłach, to po prostu mi powiedz dobrze?

- Tak.- uśmiechnęła się do mnie. Po godzinie znaleźliśmy się na zewnątrz. Oprócz zakrwawionego dywanu, znaleźliśmy parę zdjęć i listów, ale stwierdziliśmy, że przeczytamy je dopiero jak się stąd wyniesiemy.

- Cholera, chyba nigdy nie byłam w tak przerażającym miejscu. Nie wrócę tam N-I-G-D-Y.

- Miałaś mi powiedzieć, jak będziesz chciała wyjść.- powiedziałem skrzywiony.

- Jug spokojnie, żyje.- zwróciła się do mnie.

- To nie zmienia faktu, że miałaś mi powiedzieć.- powiedziałem udając, że jestem obrażony. Dziewczyna zaczęła się momentalnie śmiać.

-  Nie potrafisz udawać.- rzekła, nadal się śmiejąc.

- To prawda.- powiedziałem z uśmiechem. Nie wiem czemu ona ma w sobie tyle pozytywnej energii!

- To co idziemy do mnie zająć się tymi listami?- rzuciła w moją stronę.

- Owszem, ale najpierw idziemy do Pop's na obiad.  Powiedziałem do niej z wyższością.

- Jughead! Dwie godziny temu byliśmy na obiedzie!

- No to pójdziemy na drugi obiad.

- DWIE GODZINY JUG!

- Przez te dwie godziny zgłodniałem.- wzruszyłem ramionami.

- Niech ci będzie- przewrócił oczami.

Nic nie jest pewne...//BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz