Rozdział 5

586 49 4
                                    

           -I ty mi próbujesz wmówić, że gazetka nie jest dla ciebie? Nie rozśmieszaj mnie proszę cię- powiedziała blondynka kpiąco podnosząc wzrok z moich artykułów.

-Wydaje mi się, że nie.-wzruszyłem ramionami.

-To bardzo mi przykro, ale teraz już się nie wykręcisz. Witam w redakcji Jughead.

-Niech ci będzie, ale się nie zdziw jak ludzie przestaną to czytać.- wskazałem na artykuł The Blue&Gold leżący na biurku.

-Najwyżej cię wywalę- powiedziała udając obrażoną wzruszając przy tym ramionami.
W tej chwili zadzwonił dzwonek.

-Dokąd się wybierasz?- spojrzała na mnie pytająco.

-Nooo na lekcje?- powiedziałem gestykulując coś rękami.

-Redakcja gazetki może opuszczać zajęcia na rzecz pracy w biurze, bez obowiązku nadrabiania ich.

-Dobra, zostaję tu na stałe.- powiedziałem, a ona zaśmiała się z lekkim uśmiechem. Cholera, jeśli przez pisanie mogę sobie odpuszczać sprawdziany z matmy i geografii już za żadne skarby nie odejdę. No chyba że za normalne życie i rodzinę, ale to inna sprawa.- Więc, co teraz robimy?

-Miałam zamiar napisać zaproszenie na dzień otwarcia nowego boiska i oznajmić, że odbędzie się tam w sobotę mecz.

-To do roboty.- powiedziałem wzdychając. Nie potrafię pisać zaproszeń czy coś w tym stylu. Chodzi o to, że te rzeczy kojarzą się z radością, a osobie, która jej nie doznaje ciężko jest przelać to na papier. Chcąc nie chcąc na koniec 6 lekcji gazetka trafiła do druku.

- Dość szybko nam poszło. Sama siedziałabym nad tym jeszcze godzinę.

-Co dwie głowy to nie jedna.- powiedziałem pukając się w czoło, a Betty cicho prychnęła.

-Co powiesz na obiad u Pop'a?- spytała, a ja rzuciłem jej spojrzenie w stylu „mówisz poważnie?". Co jak coś, ale nie często zdarza się, żeby ktoś gdzieś ze mną wyszedł. Bynajmniej nie odkąd pokłóciłem się z Archie'm.

-Nie idziesz z Archie'm i Veronicą?- spytałem, bo musiałem sobie wszystko przeanalizować.

-Arch idzie dzisiaj na trenin wcześniej, a V jedzie gdzieś z rodzicami. To co idziesz?

-Spoko?- odrzekłem nie wiem, czy pytająco, czy bardziej zmieszany tą całą sytuacją. To spadamy powiedziała i zaczęliśmy zmierzać w kierunku wyjścia.
                                       ***
-Więc podsumuje. Pokłóciłeś się z Archie'm, on się do ciebie nie odzywa, a ty pałętasz się jak ta ofiara i nie wiesz co masz ze sobą zrobić?- powiedziała, gdy siedzieliśmy czekając na nasze zamówienia.

-Tego ostatniego nie powiedziałem!- podniosłem głos oburzony.

-Ale tak się zachowujesz- odrzekła z pewnością, a ja nie miałem argumentów by jej zaprzeczyć.

-DOBRA. Wygrałaś.- wymamrotałem.

-Widzisz, zawsze mam racje. Tak samo jak z zamienianiem wyrazów w zaproszeniu.

-Ta jeszcze czego-wtedy Pop przyniósł nasze jedzenie.

-Smacznego dzieciaki.-powiedział i na mnie spojrzał, zaś ja posłałem mu wzrok "zero skojarzeń".

                                                                                       ***

Jedliśmy w bardzo miłej atmosferze. Żartowaliśmy, obgadywaliśmy inne osoby z naszej klasy.

-B jest spoko. Miło spędza się z nią czas, ale to tylko znajoma z redakcji- powiedziałem Popowi gdy dziewczyna wyszła z baru do samochodu.

-Ja myślę, że za jakiś czas to się zmieni.- rzuciłem mu mordercze spojrzenie.

-Nie Pop. Nic się nie zmieni. Muszę lecieć widzimy się jutro.

- Dobranoc-powiedział, gdy wychodziłem z baru.

Kiedy dotarłem do "domu" ogarnąłem się i położyłem się spać. O dziwo, byłem jakiś spokojny? Nie wiem, czy to dobre stwierdzenie, ale nie za często miewam pozytywne emocje, więc nie wiem jak je nazywać.

Nic nie jest pewne...//BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz