Przed ostatni tydzień nauki zapowiadał się nad wyraz przyjemnie.
Cheryl Blossom chwilowo wyjeżdża, więc Donna nie będzie miała żadnych problemów z rudowłosą dziewczyną i jej chamskimi komentarzami odnośnie jej ubioru czy fryzury.
Reggie Mentle okazał się szkolnym idiotą i chwilowym wrogiem blondynki. Mimo wszystko lubili się a gdy nikt nie widział swobodnie ze sobą rozmawiali.
Nie był to przecież arcy wróg!
Chłopak również nie był też takim idiotą, na którego wyglądał.
Może i się kierował penisem, ale czasami włączał mózg, nie tylko tak dla zasady, bo też dlatego by obmyśleć na przykład plan zemsty, czy też jakiś śmieszny żart na koledze czy koleżance.Pierwszy dzień tygodnia minął idealnie, za to drugi, stał się z tych wszystkich najgorszy. A oberwał nie kto inny, jak szkolna kujonka, Betty Cooper.
Miała wysoko postawione ambicje, a raczej jej matka miała. Wszyscy to wiedzieli tylko nie ona, z resztą na jej nieszczęście. Była posłuszna wobec mamy jak i taty, nic innego nie mogła zrobić- nie dorosła jeszcze do tego by coś zdziałać.- Reggie, ty bufonie!- krzyknęła blondynka z kucykiem na głowie.
Biegła wprost do czarnowłosego, który obrócił się niezwłocznie po usłyszeniu swojego imienia. Gdy zobaczył całą brudną dziewczynę zaśmiał się, ale przyglądając się bliżej i widząc rządze mordu w jej oczach szybko wziął nogi za pas. Uciekał gdzie pieprz rośnie, za żadne skarby nie chciał przeżyć konfrontacji z Elizabeth Cooper.Blondynka była cała w niebieskiej i żółtej farbie, a sama w duchu modliła się, żeby ciecz zmyła się z jej ulubionej bluzki.
Zza konta wyszła zdziwiona Donna, nie miała pojęcia skąd te wszystkie krzyki i ogólny harmider.
Gdy wpadł na nią roześmiany Reggie, szybko rozejrzała się po korytarzu i zauważyła rozwścieczoną Betty zmierzającą wprost na ich. Od razu zrozumiała o co tu wszystko chodzi.- Biegnij ja ją zatrzymam.- uśmiechnęła się klepiąc ruszającego czarnowłosego.- Masz u mnie dług!- krzyknęła na odchodne.
Lubiła tę wymianę długów czy też przysług. Cieszyła się, że komuś pomagała, a na dodatek miała z tego dwie korzyści. Po pierwsze świetnie się bawiła pomagając, a po drugie ma darmowe życzenie. Wiadomo, nie będzie życzyć sobie słonia i latającego dywanu, ale przyziemne przysługi typu, podwożenie kogoś czy zaprowadzenie, no i oczywiście głupie odrobienie lekcji! W przypadku Reggie'go praca domowa od niego nie była dobrym pomysłem.- Lepiej zejdź mi z drogi.- powiedziała Betty przecierając palcami twarz z farby, akurat trafiło na żółtą.
- Nie wolałabyś to załatwić pokojowo? Wiesz, jako kraj raczej nie dążymy do konfliktów zbrojnych.- Donna wzruszyła ramionami na których wisiał jej skórzany plecak.- Albo przynajmniej załatw to po cichu!- opuściła ręce jakby grała sztukę a deskach teatru.
- Tym razem to będzie Blitzkreig!- powiedział przez żeby blondynka, zwykle poukładana, ale cóż poradzić gdy po ciele spływają prawie dwa litry kolorowej farby.
- Niemcy na tym skorzystali tylko przez chwile! Chociaż patrząc na ich współczesną gospodarkę... z resztą nie ważne!- wytrąciła się na chwile z rytmu.- Bądź mądrzejsza. Przecież wiesz, Reggie to idiota...- szepnęła patrząc kto właśnie idzie za plecami blondynki. Nie był to kto inny jak Archie przyglądający się zabawnej sytuacji.
Healy niemal że od razu posłała mu spojrzenie aby się nie zbliżał, a on podniósł ręce w geście obrony.- Tak, Regg jest idiotą, ale właśnie robisz mu czas by uciekł!- wściekła się wymijając sprytną blondynkę, która właśnie tym wszystkim zamierzała żartobliwie ukarać te dwie osoby.
Donna podejmowała nie dość że właściwie decyzje, to na dodatek była sprytna jak lis. Dzięki szybkim wyborom i cwanych ruchach potrafiła omotać każdego kto stanął jej na drodze. Może ocen nie miała najlepszych, ale była bardzo inteligentnym dzieckiem.
Nie była też aż tak destrukcyjna, nie niszczyła każdego kogo spotkała za sobą, właściwie to nikogo jeszcze nie zniszczyła. Wykorzystywała swój charakter tylko wtedy gdy musiała albo tego chciała, ale z ogromnym umiarem.
Nie była chamska wręcz przeciwnie wolała być przyjacielska.- Ale pomyśl tylko...- zaczęła trochę głośniej idąc za blondynką.- Jeśli dyrektor cię przyłapie na niszczeniu miana szkoły, dostaniesz naprawdę poważną uwagę! Nie chcesz tego, znam cię.- uśmiechnęła się pod nosem dziarsko widząc, wahającą się minę dziewczyny na przeciwko.- Spójrz za siebie, wielkie niebiesko-żółte plamy zostawiasz za sobą. Idź się ogarnąć, a później uknujesz najlepszy plan zemsty na świecie. Leć póki nie ma tu jeszcze pół szkoły.- spojrzała jej w oczy a ta zrezygnowana pobiegła wprost do szatni damskiej gdzie są prysznice.- I Bum! Jeden zero dla Donny Healy!- powiedziała jak komentator sportowy odwracając się do swojej szafki, która znajdowała się nieopodal.
Gdy dziewczyna zajęła się myśleniem nad całą sytuacją i czy słusznie postąpiła, pomagając Reggiemu.
Chętnie chciała by odnaleźć czarnowłosego i powiedzieć mu, że właśnie wygrał drugie życie, a to wszystko za sprawą jej.
Ale za razem nie wiedziała co dalej.
Czekał ją nudna pozostała część dnia, która będzie zaczynała się od chemii, której tak nie nawiedziła.
Otwierając śliniącą niebieskim lakierem szafkę, poczuła ciepły oddech na jej karku, nie wiedząc, kto to jest, odwróciła się.Widząc rudą czuprynę, uśmiechnęła się, ale spoglądając na niezadowoloną twarz Andrewsa zdziwiła się.
- Co to do cholery było?- zapytał ewidentnie wściekły.
- Nie widziałeś? Przecież ogromna scena jak na Broadwayu!- zaśmiała się, ale widząc wciąż pytającą i wściekłą twarz uśmiech z jej twarzy zniknął.- Archie, o co ci dokładniej chodzi?- To brzmiało jak zastraszanie!- powiedział wyładowując wiele emocji z siebie, coś go trapiło.
- Nie, to była tylko dobra rada.- stwierdziła odwracając się plecami do rudowłosego.
Wtedy chłopak wściekł się jeszcze bardziej, widocznie coś było między Archie Andrewsem a Betty Cooper, ale nie tylko przyjaźń. Chłopak odszedł zaciskając ręce w pieści, był naprawdę wkurzony, a sam zastanawiał się jaki sens Donna miała w pomaganiu Mentle'nowi. To pytanie go trapiło najbardziej.
Dziewczyna westchnęła głośno otwierając szafkę, na niebieskich drzwiczkach przyklejona była karteczka z napisem „Trening z chłopcami i tym idiotą", zaśmiała się po cichu przez ostatni wyraz, a gdy zdała sobie sprawę, że trening z zespołem footbolowym równy jest ze spotkaniem Archie'go.
A wtedy zaczęła modlić się o dobry humor trenera i przeprowadzenie mini meczu. Byłaby w siódmym niebie, uczepiłaby się rudowłosego i dała do zrozumienia, że- właśnie sama nie wiedziała co by dała do rozsądku Archie'go.
Może to po prostu zwykła złośliwość i podzielność zdania, a może emocje trzymane od wielu tygodni?
Sama by to chciała wiedzieć.- Widziałem to wszystko...- usłyszała głos ciepłego bruneta. Wtem Donna westchnęła i bez słowa przytulia się jak najmocniej umiała to przyjaciela. W końcu na nim miała największe oparcie.- Czyli aż tak źle?
- Kevin... przez moment się świetnie bawiłam na teraz nagle cały gniew Archiego przeszedł na mnie, a patrz na drzwiczki.- powiedziała wprost do jego ucha, a gdy ten spojrzał na białą kartkę, oddał uścisk jak najmocniej mógł.
- Nie zabij go tam.- zaśmiał się cicho, a gdy dziewczyna zawtórowała go ten spojrzał jej w oczy i ponownie przytulił.
W oczach nie widział ani planu zemsty ani niczego innego. Dojrzał tylko zauroczenie, miłość i gniew na samą siebie, a zarazem szczęście.
Jej oczy gromadziły taka plątaninę emocji, że Kevinowi trudno było odnaleźć się w jakiejkolwiek części tego szalonego labiryntu.
CZYTASZ
„Kisses of fire"- Kevin Keller|| Riverdale
FanfictionDonna Healy jest odważną, ale skrytą, na ogół, uczennicą. Czy cztery pocałunki, sprawią, że jej świat stanie do góry nogami? A może zostanie taki jaki był? Czy jednak prawdziwie się zakocha? A może jednak nieoczekiwanie zjawi się bilet do lepszej p...