4. Dilton Doiley

77 3 0
                                    

Rozmowa z Jugheadem była dla Donny ukojeniem od nerwów.
Właśnie dlatego z nim udała się w krótką przechadzkę nad rzekę, gdzie umówieni byli z Kevinem i Archie'im.
Odkąd dziewczyna powiedziała o jej niefortunnej sytuacji miłosnej Jugg'owi, czuła do niego pewne przywiązanie. Z jednej strony przed oczyma miała rozpowiedzianą tajemnice a z drugiej ufała czarnowłosemu. Ślad niepewności do ludzi ciągnął jej się od lat.
Czasami o tym zapominała, a czasami przestrzegała aż za dobrze.

- Wiesz co Jugg, potrzebuje jakiejś przerwy od monotonności. Też tak masz?- zapytała zaciekawiona odpowiedzią.
- Zdarza się....
- A co w tedy najczęściej robisz?
- Gadam z Archie'im. 

Właśnie w tamtym momencie dziewczyna przemyślała wszystko i właściwie sama nie wiedziała dlaczego cały czas uciekała od rudowłosego.
Strasznie głupio jej było zagadać do niego po tym wszystkim.
Idąc przez wąską ścieżkę z powalonymi drzewami i licznymi nierównościami, w końcu dotarli do jednej z plaż. Może nie była piaszczysta, ale trawa była kuszącą i wygodną drugą opcją.

- Ale to tak po prostu? Nie rozumiem do końca.- westchnęła zagubiona dziewczyna.
- Po prostu, tak na luzie, No bo jak inaczej? Nie będziemy przecież gadać o jakiś poważnych i ciężkich sprawach. Rozumiesz o co chodzi? Dziś ci pomogę.- uśmiechnął się rozkładając czerwony kocyk na zielonej trawie tuż przy rzece. Gdy spojrzał na blondynkę zobaczył mizerną minę, chciał to jakoś naprawić. W sensie minę dziewczyny, która wyglądała bardzo zniechęcona.- Swoją drogą, co tam masz w tym plecaku?- uśmiechnął się cwanie dobrze wiedząc że w środku są przysmaki na ich wspólny piknik.

Blondynka od razu się uśmiechnęła dobrze wiedząc do czego czarnowłosy dąży.
- Same dobroci!- zaśmiała się pomagając Jonesowi naciągnąć koc. Po chwili dziewczyna słysząc dziwne odgłosy w głębi lasu obróciła się.
Zmrużyła oczy tak aby widzieć co się dzieję w dali. Czuła że to coś nie dobrego. Szczerze chciała uciekać, ale niepewność, a zarazem ciekawość powodowała że musiała tam zostać.

- Co to?- zapytał zdziwiony Jughead stając obok. Nie wiedział kto to mógł być, szczerze na początku myślał, że to Kevin albo Archie, ale ten ktoś nie chciał ich przestraszyć, a raczej zabić.
Gdy usłyszeli głos przeładowywanej broni spojrzeli się na siebie i stojąc jak osłupieni czuli tylko przerażenie i ochotę życia w spokoju. Jednak coś się nie zgadzało, bo zamiast kroków jednej osoby usłyszeli chyba z pięciu innych. Wtedy dziewczyna zmarszczyła brwi, nie wiedziała dlaczego, ale wszystko co się wokół niej działo od pewnego czasu było podejrzane i dziwne. Włącznie z tamtą sytuacją.

- Moje serce hazardzisty mówi że musimy się założyć kto to jest...- szepnęła dziewczyna wprost do ucha Jughead'a. On czując przyjemną gęsią skórkę na ciele uśmiechnął się dziarsko. Nie wiedział że dziewczyna umie nawet w takiej sytuacji żartować.- Stawiam na jakiegoś myśliwego z grupką znajomych.
- Jak dla mnie to Dilton Doiley ze swoją ekipą. A o co zakład?- zapytał ciekawy spoglądając na uśmiechnięta Donne, jednak na jej twarzy widoczny był
również strach.
- O przysługę.- odpowiedziała widząc jak ktoś się do nich zbliża. Skradał się jak lew przy polowaniu na antylopy. W zasadzie to nastolatkowie byli takimi małymi antylopami w wielkim dzikim lesie, a lwem był ten ktoś za drzewami i krzakami.

Nagle zza zarośli wyłonił się nie kto inny jak Dilton ze strzelbą wycelowaną prosto w pare przyjaciół. Za nim po kolei wyszła jego banda, zaczynajac od niskiej dziewczynki, kończąc na dziwnie patrzącym blondynie.
Dziewczyna przegrała zakład bardzo żałowała, ale zarazem nie chciała spotkać zabójcy.
- Kurde...- szepnęła pod nosem.

Jughead się zaśmiał pod nosem, a widząc że brunet opuszcza broń podniósł brwi do góry pytająco.
- Myślałem że jesteście drużyną przeciwną.- uśmiechnął się drapiąc się po karku.
- Tą strzelbą to chcecie się pozabijać czy powtykać sobie ją w różne otwory i dopiero strzelić?- zapytała złośliwie dziewczyna, na ten tekst Jughead wybuchnął śmiechem.
- To atrapa.- odpowiedział speszony.-  W każdym bądź razie, przepraszamy za przestraszenie. Kontynuujcie cokolwiek robiliście.- w tym momencie spojrzał na czerwony koc i plecak leżący na nim.
Pewnie myślał, że dwójka spotyka się w lesie na baraszkowanie. Jednak prawda była inna, a Doiley przekonał się dopiero tym, gdy zza rogu wyszedł Kevin z Archie'im z butelkami soku i wody.
- Nawet nie chce wiedzieć.- powiedział osłupiały Kevin.

Wiatr delikatnie okalał każdą z twarzy, zdziwionych twarzy. Nikt nie wiedział do końca co się właśnie dzieje. Jughead śmiał się w niebo głosy w raz z Donną, banda Diltona stała speszona pod drzewami, a spóźnialscy Kevin i Archie stali osłupieni gdzieś z boku.
A w tle słychać było szum wody, w której już za chwile miała się pojawić Donna, cała uśmiechnięta i zadowolona.
Po pewnym czasie Doiley wraz z Harcerzami poszedł w głąb lasu wprost do ich „bazy", dając przy tym swobodę czwórce przyjaciół.

- Przegrałam ten głupi zakład.- wymruczała cicho blondynka.
Była zawiedziona, że przegrała, zazwyczaj jej intuicja była dobra.
- Za to ja mam przysługę.- uśmiechnął się dumnie Jughead siadając  na czerwonym kocu, rozłożonym tuż nad rzeką.
- A o co się założyliście?- zapytał rudowłosy siadając obok przyjaciela.
- O to, kto wyjdzie z tamtych drzew. Usłyszeliśmy odgłos przeładowywanej broni.- odpowiedział Jughead spoglądając na Archiego, a później Donne, dziewczynę coś trapiło, tak samo jak rudowłosego. Czarnowłosy wywnioskował, że tych ludzi dręczyło brak dotyku.
Niebieskooki wymienił porozumiewawcze spojrzenia z brunetem i po cichu przesiadł się między Kevina a jedno z pobliskich drzew, o które się oparł.

- Tu jest wygodniej.- odpowiedział zanim ktokolwiek się zapytał o tę dziwną zmianę miejsca.- Ale byłoby wygodniej jakbyście się tam przybliżyli.- uśmiechnął się pod nosem tak aby nikt tego nie zauważył.
Bez pytania Donna przesunęła się do Archiego, który spojrzał prosto w jej oczy zupełnie przez przypadek. Ta jednak uciekła wzrokiem od niego spoglądając przed siebie, a dokładniej na nawet spokojną rzekę.
Właściwie ta płynąca woda w korycie, idealnie odwzorowywała Riverdale. Była porywcza, ale zarazem czasami spokojna.
Tym razem prąd był łagodny, więc dłużej nie myśląca dziewczyna chwyciła za rękę Archiego i Kevina, biegnąc wprost do przyjemnie zimnej wody.
Czuła opór bruneta, który nie przepadał za kompanię, a widząc jego naburmuszoną minę puściła go.
- Będziemy cali mokrzy!- krzyknął rudowłosy pospiesznie ściągając buty i rzucając je na brzeg, to samo zrobiła blondynka. Jednak gdy chłopak zdjął koszulkę, Kevin'owi opadła szczęka, a dziewczyna, która stała na przeciw niego przygryzła wargę, oglądając go od stóp po czubek głowy i  z powrotem. Nie mogła się na patrzeć na umięśnią klatkę i brzuch.

- Będziemy, ale jaka będzie zabawa.- odpowiedziała wbiegając do jednak zimnej wody, ale jakiej rozkosznej!- Jug! Chodź!

Dziewczyna nie musiała długo czekać by znaleźć się w wodzie z rudowłosym i czarnowłosym  bez koszulek. W pewnym momencie uśmiechała się sama do siebie, nie czując ani trochę uczucia strachu czy niepewności. Poczuła powiew swobody i zapach słodkiego lata, które wielkimi krokami zbliżało się  do Riverdale.

„Kisses of fire"- Kevin Keller|| RiverdaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz