-To takie romantyczne!- niemal krzyknęła podekscytowana Diana. Ania właśnie skończyła opowiadać jej o przygodzie. Diana także wcześniej opowiadał jej o Jerrym i pomyśle cioci Józefiny.
-Aj tam... Wiesz co jest lepsze? Twoja relacja z Jerrym!- odpowiedziała rudowłosa- To kiedy masz zamiar przekazać mu to zaproszenie?- zapytała wskazując na kopertę leżącą obok nich, na łożku.
-No wiesz... no...tak sobie myślałam... że... może ty byś mu to przekazała. Proszę, proszę proszę!- powiedziała szybko Diana.
-Na prawdę boisz się z nim porozmawiać?- zaśmiała się- No dobra, jeśli tak bardzo mnie prosisz, to nie mam wyboru. W końcu od czego ma się bratnią duszę.
-Dziękuję!- podziękowała Diana i przytuliła swoją przyjaciółkę.
-A teraz, moja Najdroższa Diano, wybacz ale niestety muszę już iść. Zobaczę czy Maryla lub Mateusz nie potrzebują jakiejś pomocy. - żartobliwie ukłoniła się i pocałowała wierzch dłoni swojej przyjaciółki.
Ania opuściła dom Diany. Szła już pewien kawałek, ale naszła ją ogromna ochota na pójście na polanę pełną kwiatów, która znajdowała się daleko. Zaczęła energicznie iść w jej kierunku. Mijała wysokie drzewa których liście miały kolor soczystej zieleni. Słońce prześwitywało przez gałęzie, a jego promienie delikatnie otaczały twarz Ani. W powietrzu unosił się zapach świeżości. Na trawie leżała rosa, która pięknie przyozdabiała źdźbła trawy. Nad głową rudowłosej co chwilę przelatywały ptaki i owady. Najbardziej na świecie Ania lubiła obserwować motyle. Były takie piękne! Prawie każdy z nich jest inny. Ich skrzydła mają różne kolory przez co są wyjątkowe. Te stworzenia zawsze jej imponowały. Każdemu podoba się inny motyl. Inne połączenie kolorów na ich cieniutkich skrzydełkach. Tyle że motyle zawsze mogą odlecieć i niczym się nie przejmować. Kiedy mają czegoś dość, mogą po prostu zniknąć. Jak gdyby nigdy nic. I nikt nie zastanawia się jaki był do tego powód. Są niezależne od wszystkiego. Swoim wyglądem wyrażają siebie. Nie są przez to oceniane, lecz doceniane.
W końcu Ania poczuła nasilający się zapach kwiatów. Wiedziała że jest coraz bliżej swojego celu. Minęła już ostatnie drzewo i znalazła się na przepiękniej łące. Wbiegła w jej głąb rozpuściła swoje miedziane włosy z lekkiego upięcia i ob kręciła się kilka razy, oglądając wszystko co ją otacza. Podbiegła do ogromnego drzewa które stało na środku przestrzeni. Usiadła przy nim, odpoczywając w cieniu. Znowu czuła się jak dziecko. Chętnie wyciągnęłaby teraz kartki i zaczęła pisać swoje opowieści, tak jak kilka lat temu. Rozmarzyła się. Nagle przypomniała sobie jak bardzo lubiła kiedyś wchodzić na drzewa. Podniosła głowę do góry i wstała. Podziwiała piękną starą topole. Jej liście delikatnie ruszały się pod wpływem wiatru. Ania chwyciła się niższych gałęzi i wdrapywała coraz wyżej i wyżej. W końcu się zatrzymała. Miała z tamtąd tak piękny widok. Mogła ujrzeć wszystkie domy w okolicy. Wygodnie usiadła na gałęzi, a jej nogi zwisały swobodnie w dół. Zamknęła oczy i dała się porwać wyobraźni. Ta chwila była zbyt idealna, aby była prawdziwa. Odpoczywała rozkoszując się pogodą. Po chwili usłyszała głos.
-Uważaj, bo spadniesz
Dziewczyna błyskawicznie otworzyła oczy spojrzała w dół. Był to Gilbert powiecie... Nic bardziej mylnego. Na dole stał Billy Andrews. Ania na prawdę zaczęła się zastanawiać jakim cudem on zawsze znajduje się w tym samym miejscu co ona. Zaczęła schodzić a po chwili już stała na podłożu. Tym razem nie pytała co tu robi. Wiedziała, że nawet gdyby ją śledził, nie przyznałby się do tego.
-To raczej mało prawdo podobne- Ania uśmiechnęła się na samo wspomnienie jak Gilbert musiał pomagać schodzić jej z drzewa, ale musiała zachowywać jakieś pozory.- A tak w ogóle to o co chodzi? Podejrzewam, że masz do mnie jakąś sprawę skoro przyszedłeś, aż w to miejsce.- zapytała.
-Chciałem się ciebie zapytać czy może...- w tym momencie przerwał mu deszcz. Zaczęła bardzo intensywnie padać. Było to dziwne ale faktem jest, że przedtem widziała dość gęste chmury na niebie.
Postanowili udać się w kierunku lasu. Właściwie to Ania chciała iść sama, ale nie była w stanie powiedzieć mu, że ma sobie iść. Nie było osobą tego typu. Szli już pewien kawałek. Ulewa była tak mocna, że byli już praktycznie cali mokrzy. Nagle rudowłosa poczuła coś na swoich ramionach. Billy zdjął swoją marynarkę i okrył nią Anię. Chciała protestować, ale kiedy postanowiła zareagować, chłopaka nie było już koło niej. Zdumiona poszła na Zielone Wzgórze. Nadal nie do końca mogła uwierzyć w to co się stało. Było to miłe z jego strony, ale nie rozumiała po co to robił. Dlaczego tak bardzo starał się zaplusować w jej oczach. Ostatnio zachowywał się dziwnie, tak jakby nie był sobą.
Jak na złość kiedy dotarła do domu, ulewa ustała. Oczywiście Ania kochała deszcz, był to czas na rozmyślenia, ale na pewno nie w towarzystwie takich osób jak Andrews. Ten człowiek wzbudzał w niej niepokój. Wszystko było by dobrze gdyby nie zachowywał się tak wobec niej. A zachowywał się tak, jak nie powinien, patrząc na to jaką nienawiścią kierował się kiedyś w stosunku do jej osoby.
Kontynuując rozmyślania na temat całego dnia, powiesiła marynarkę na wieszaku i poszła przebrać się w suche ubrania.
------
I co sądzicie o takiej(dziwnej) odsłonie Billy'ego?
Miłego dnia <3
CZYTASZ
Wymarzone zakończenie Kordelli
Historia CortaPowracam! + nowa okładka Wszyscy skończyli studia i wracają do Avonlea. Czy odnajdą się w dorosłym życiu? Jakie przygody ich czekają? Czy Gilbert w końcu oświadczy się Ani? Moje wyobrażenie dalszej fabuły serialu "Anne with an E". Niektóre wątki opa...