.Notka pod rozdziałem.
Biegałam ile sił w moich wątłych nogach. Czułam jak łapie mnie kolka, jak patyki i kamienie płaczą mi się pod nogami, ale nie dałam za wygraną i odbiegłam do ulicy, która świeciła pustkami. Zresztą nie było się co dziwić, bo w końcu normalni ludzie teraz spali, a nie uciekali przed mordercą. Nagle usłyszałam odbiegające zza krzaków chichoty i okrzyki. Ruszyłam w tamtą stronę ciągle czując, że nie mam wielkiej przewagi nad moim przeciwnikiem. Podeszłam do nich starając się złapać oddech. Kryli się tak bezdomni i narkomani. W grupce dostrzegłam około piętnastoletniego chłopaka. Przysiadłam się do niego chcąc ochrony.
-Dasz mi proszę ten koc? Na krótki moment.
Uśmiechnął się do mnie i podał materiał w kiatowe wzory. Był dziurawy, brudny i śmierdział moczem, ale nie narzekałam, bo jedynie to mogło mnie ocalić. Okryła się nim tak mocno, że wystawał sam czubek nosa.
-Co tu robisz?
Spytał chłopak bacznie mnie obserwując.
-Rzadko kiedy mamy szansę gościć kogoś takiego jak ty.
Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę czekając na odpowiedź.
-Pewnie mi nie uwierzycie, ale uciekam przed śmiercią.
-Byle nie tak jak ja.-Rzucił mężczyzna z długą brodą.-Bałem się śmierci tak mocno, że wpadłem w depresję i uzależniłem się od leków psychotropowych. Żona postanowiła znaleźć sobie kogoś godnego jej osoby i mnie zostawiła. Prócz niej nie miałem nikogo.
-A teraz jesteś skazany na śmierć.-Pomyślałam na głos nie zwracając na to, że ta wypowiedź może urazić mężczyznę. -Przepraszam. Wymskneło mi się.
-Nic nie szkodzi. Mówisz prawdę, której inni się boją. Czasem ci to pomoże, a czasem odwrotnie, przeszkodzi. Ale wiedz, że to nie jest wadą.
-Dziękuję panu.-W tym samym momencie usłyszałam kroki. Odruchowo mocniej ścisnęłam koc i spojrzałam w dół. Nastolatek wyczuł mój lęk i zasłonił mnie ciałem. Po chwili usłyszałam donośnym głos Harry'ego.
-Mam dla was coś w zamian za informacje.
-Whisky!-Usłyszałam radość bezdomnych. Jakaś drobna pijakcza podbiegała do niego, a on jednych ruchem ręki popchnął ją na ziemię. Włosy stanęły mi dęba i wtuliłam się w chłopaka, który wciąż mnie chronił.
-Czy była tu średniego wzrostu, długo włosa blondynka? Była pijana więc prawdopodobnie nie szła równym krokiem. Pewnie zwróciłaby waszą uwagę. To co?-Podniósł do góry whisky i zatrząsł nią. Nastał cisza, a moje serce waliło jak nigdy. Trzęsłam się że strachu i zimna. Nie zdziwiłoby mnie to, że jakiś pijak skusiłby się na tak dobry trunek, ale wszyscy milczeli. Spojrzałam w oczy brodacza i liczyłam sekundy będąc pewna, że ktoś zaraz pęknie. Jednak mężczyzna puścił mi oczko i zaczął:
-Prawdopodobnie masz złe intencje młody człowieku więc nawet jeśli byśmy ją widzieli to byśmy ci nie powiedzieli, ale nie było tu nikogo prócz nas. A teraz możesz zabrać ze sobą te siki, które nazywasz "whisky" i nie zawracaj nam głowy.
Harry podszedł bliżej niego i splunął mu w twarz. Chwycił do za materiał kurtki i podniósł do góry.
-Trzeba było nie zaczynać dziadku.-Uderzył go w twarz, a potem upuścił jak lalkę. Jego siła była ogromna, bo brodacza raczej nie należał do szczupłych.
-Nie jestem tak głupi, żeby nie wiedzieć, że ona tu jest. Mogliście bez specjalnego wysiłku zdobyć alkohol, ale jeśli jesteście tacy honorowi to trudno.
Zaczął przechodzić obok każdego i nie zwarzając na to czy osoba jest stara czy młoda i czy jest mężczyzną czy kobietą, kopał wszystkich i bił, a oni opadali na ziemię jak bezwładne worki kartofli. Przede mną była jeszcze piątka ludzi, ale on miał oczy dookoła głowy jednak mogłam to wykorzystać i dobrze rozegrać ucieczkę. Spokojnie rozgorzałam się do okoła, by nie zwrócić na siebie uwagi i zapoznałam się z terenem. Z tyłu otaczały mnie zarośla i krzewy. Nademną był most, a po bokach drogi ucieczki. Prawa strona prowadziła do parku, a lewa na strzeżone osiedle. Jeśli dość szybko bym tam dobiegła to mogłabym zrobić zamieszanie i uciec do domu. Trzecią opcją była ucieczka pod koła nadjeżdżającego pociągu.
Szepnęłam do ucha nastolatka.
-To właśnie moja śmierć. Pomóż mi uciec. Za moment wstanę i pobiegnę w lewo, a ty postarasz się go jakoś zatrzymać. Błagam cię pomóż mi.
Nie odezwał się słowem, a jedynie pokiwał potwierdzająco, że zgadza się.
Zostało mi nie całe pięć sekund. Wzięłam głęboki oddech i powoli zaczęłam wstawać. Pod wpływem prawie głuchego dźwięku odwrócił się w moją stronę. Znów spojrzałam w zielone oczy, które już ani trochę nie wydawały mi się przyjazne. Nastolatek wstał i zakrył mnie, a ja ruszyłam. Wciąż odczuwałam ból w mięśniach po ostanim biegu. Spojrzałam w tył, by sprawdzić jak daleko jest. Ku mojemu zdziwieniu nie biegł tylko szedł truchtem. Byłam zdezorientowana, ale wciąż biegłam. Nagle poczułam jak coś przebija moją koszulkę i wbija się w moje plecy. Tak jakby rozgrzana igła, która momentalnie sparaliżowała moje ciało. W mgnieniu oka przestawłam czuć korpus, a potem traciłam nogi. W końcu upadłam. Ostanie co widziałam przed zaśnięciem to Harry. Uśmiechł się tak jakby był zadowolony z tego co właśnie zrobił. Jakby to dokonanie było wszystkimi co powodowało, że wstawał co dnia, a to była po prostu śmierć kolejnego człowieka......A dokładniej zmutowanej dziewczyny XD!
Jak sądzicie co wydarzy się w kolejnym rozdziale?
Podpowiem, że za niedługo poznacie tajemniczy gen Low.