ROZDZIAŁ 16

1.2K 59 5
                                    

Low's POV

Zamarłam, gdy w korku dostrzegłam dwóch mężczyzn z śnieżnobiałymi włosami. Jeden z nich prowadził telefoniczną rozmowę jednocześnie mocno przy tym gestykulując, a drugi w ciszy wpatrywał się w sygnalizację świetlną.

 -Leonardo miał rację.-Wymamrotałam przerażona. 

  -Widzę.-Zacisnął mocniej dłoń na kierownicy.-Miał pieprzoną rację.

  - Wiem.-Zacisnęłam powieki łudząc się, że to tylko sen.-Co zrobimy z tym faktem?

  - Będziemy ich śledzić.-Odpowiedział bez zawahania, ale ja nie byłam tego taka pewna. Nie dość, że staliśmy na innym pasie to jeszcze korek wciąż stał w miejscu.

Do mojej głowy wpadł kolejny pomysł. Wysiadłam i przebiegłam między innymi trąbiącymi samochodami. Moje nogi poprowadziły mnie w prostu do ich Audi. Słyszałam krzyk Harry'ego, ale zignorowałam go i wsiadłam do auta.

  - Witam panów. -Gwałtownie odwrócili się w moją stronę.  Jeden z nich przerwał rozmowę i krzyknął.

  -Mam do was sprawę chłopcy.

Kierowca poprawił się na siedzeniu i przełknął ślinę.

  -Low nie sądziłem, że odważysz się na to.

  - Ooo znacie moje imię. A ja mogę poznać wasze?

  - Ja jestem John, a to James.

  - A teraz na poważnie.- Wyprostowałam się i zmieniłam ton głosu. -Kim do kurwy nędzy jesteście i czemu zaatakowaliście Leonarda?

  - Dama nie powinna się tak wyrażać.-James (facet od rozmowy telefonicznej) w sekundzie zjawił się obok mnie. -Skoro jesteś taka odważna to pokaż, na co cię stać. Jedziemy do szefowej.-Powiedział do tego drugiego i jak na zawołanie samochodu przed nami ruszyły.

Droga zajęła nam około, piętnastu, ale jedyną rzeczą, która mnie tak naprawdę mnie martwiła było to, że Harry wystawił mnie w pierwszej, ważniejszej sytuacji. Jak mogłam kiedykolwiek, choć na chwilę pomyśleć, że mogę się w nim zakochać? Jednak te zmartwienia traciły na znaczeniu, ponieważ zaparkowaliśmy przed jakimś domem.

 -Użyć kajdanek czy raczej obejdzie się bez?

  -Z tym przedmiotem ograniczam się jedynie do spraw łóżkowych.

John zaśmiał się i puścił do mnie oczko.

   -Oh zamknij się małolato!- James szarpną mnie i wyciągnął z samochodu. Pchnął mnie w stronę tego milszego gościa, który dalej prowadził mnie do willi.

  - Jesteś jedną z nas więc dam ci radę. Nie pyskuj tak raczej przed szefową.

  - Dwóch twardnieli pod władzą kobiety?! Nie wierzę.-Zaśmiałam się. Naprawdę nie potrafiłam sobie wyobrazić, że drobna kobietka może rozkazywać dupkowi James'owi i John'owi.

  - Przestań chojraczyć Low.

Przewróciłam oczami i posłusznie weszłam do środka. 

***

  -Nazywam się Barbara i postaram ci wszystko wyjaśnić. Ta sytuacja może być nie co trudna dlatego spotkania ze Styles'em są usprawiedliwione twoją niewiedzą.

  - Przepraszam, co? Niewiedzą?- Spojrzałam krzywo na szczupłą, długonogą blondynkę, ubraną od stóp do głów w czarną, obcisłą skórę.

  - Tak.

  - Więc proszę wyjaśnij mi.

Zaśmiała się i rozpięła moje kajdanki.

  - Nie jesteś jeszcze gotowa.

  - Że co do cholery?!- Na początku pieprzysz mi o niewiedzy, a potem mówisz mi, że nie jestem gotowa na to, żeby ją uzupełnić.

  - Dokładnie.-Ze stoickim spokojem ominęła mnie i opuściła salon, w którym się znajdowaliśmy.

***

I tak minęły dwa tygodnie codziennych treningów. Ćwiczyłam fizycznie pod okiem John'a. Wciąż nie rozumiałam, dlaczego mają białe włosy. Nie miałam prawa poznać nikogo innego, więc dzień w dzień siedziałam sama w pokoju myśląc o Harrym.  Sądziłam, że jestem dla niego nie, co ważniejsza, ale myliłam się. Przez te czternaście dni nabrałam dystansu i spoważniałam.

Nagle po moim pokoju rozniósł się dźwięk pukania.

  - Proszę. - Zamknęłam książkę, którą aktualnie czytałam i zawiesiłam wzrok na John'nym.

  - Low masz gościa.

  - Nie rozumiem.

  - Po prostu chodź ze mną.

Zrobiłam tak jak chciał i zaczęłam zmierzać przez długi hol jednak tym razem coś mi nie pasowało. Obok mnie przechodzili inni kadeci. Niektórzy z nich jak John i James mieli białe włosy, a inny zwyczajne. Dziwnie czułam się patrząc na innych ludzi. Byli młodzi jak ja, ale czasem napotykałam na starszych. W końcu znaleźliśmy się w salonie i znów zobaczyłam Barbarę.

  - Miło Cię widzieć Lili.

  - Low.- Poprawiłam ją. Pragnęłam słyszeć te imię jedynie wymawiane przez Harry'ego. 

  - Pink cigarette. -Usłyszałam znajomą mi chrypkę. To był Harry. Nie czekając długo dostrzegłam jak ktoś wprowadza go do sali. Jego twarz była obita, a ręce skute. Nie wyglądał najlepiej.

  - Harry!- Wyrwałam się z uścisku John'a i pobiegłam przytulić Harry'ego. Tak bardzo go nienawidziłam, ale przez ten krótki czas, gdy go nie widziałam uświadomiłam sobie, że wiele dla mnie znaczy.

  - Jaka urocza scenka.-Zadrwiła Barbara. - Już nie pamiętasz, że chciał cię zabić?- Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej.

  - Jak on tu się znalazł? -Zignorowałam jej pytanie i zadałam moje.

  -Sam tu przylazł.-Warknął James, który trzymał go.

Oczy Harry'ego straciły swój blask jednak on ciągle silił się na słaby uśmiech.

  -Nadszedł już czas na zapełnienie luk.

Przełknęłam ślinę i spojrzałam zdezorientowana na chłopaka jednak było widać, że się nie boi, więc i ja postarałam się o taką siłę.

  -Zabijamy takich jak on.-Wskazała na Styles'a.- Ponieważ oni zabijają nas. Wszyscy jesteśmy jak ty. Każdy z nas ma jakieś moce. Ja na przykład potrafię przenosić się w czasie. Są też fachowcy. Oni mają białe głowy i zajmują się tą brudną robotą. Twoja moc jest bardzo ważna, dlatego chcemy cię mieć.

  - To weźcie ją. Ja jej nienawidzę!- Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach.

  - Low...

  - Jak mam się jej pozbyć?!

  - Jest jedno wyjście.

  - Jakie?

  - Nic za darmo.

  - Więc czego chcesz?

  - Ciebie.

Na sali zapanowała grobowa cisza. Nie, które z oddechów były słabsze, nie które zaś cięższe.

  - Pójdę na to pod jednym warunkiem.

  - Słucham?

  - Dasz nam spokój i powiesz jak pozbyć się mocy.

  -Jedno albo drugie. Mogę dać wam wolność lub rozwiązanie. Decyduj. Miłość czy ty?

N zdjęciu to Barbara na- Magdalena Frąckowiak. 

6 gwiazdek, 3 komentarze -kolejny rozdział ;)

My name is Low [h.s]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz