ROZDZIAŁ 5

2K 78 2
                                    

  -Że co proszę?! Ciebie chyba Bóg opuścił. Baa!!! Nie chyba, tylko tak. To oczywiste. Lepiej teraz strzel mi w łeb i będzie po sprawie. Nigdy nie zniżę się do takiego poziomu, by zabić drugiego człowieka. Wal się palancie.

Nagle dostrzegłam broń wystają z kieszeni jego skórzanej kurtki. Pospiesznie sięgnęłam po nią, ale chłopak skutecznie zablokował moją dłoń.

  -Nawet się nie waż.-Wycedził przez zaciąśnięte zęby.

Zaśmiałam się, a jego twarz wykrzykwiała się w grymas. Przymrużyłam jedno oko i spojrzałam na niego z pogardą. Wtem wycelował swoją pięścią w mój brzuch. Poczułam jak coś mnie piecze a zarazem kłuje w miejscu uderzenia. Coś podeszło mi do gardła i kaszlnęłam krwią. Pary razy się to powtórzyło przez co obok mojego skulonego ciała powstał kałuża krwi. Harry z całej siły tupnął w nią, a czerwona maź rozprysęła się we wszystkie strony w tym na jego i tak brudne od błota buty i na mnie. Twarz pokrytą miałam lepką krwią co obrzydziło mnie.

  -Czemu nie możesz mnie po prostu zabić?

  -Jesteś mi potrzebna.

  -Do mordowania?

  -Nie. Śledziłem cię wiele lat i wiem jaki masz gen. Potrzebuję go.

  -Wolę śmierć niż pomoc dla mordercy. Zabij mnie teraz.

  -Dam ci pół godziny na zastanowienie.

Szedł w stronę wyjścia kiedy zawołałam go tak głośno ile sił miałam w płucach. Mówiąc to traciłam siły i czułam jak potok łez płynie po moich policzkach. To nie pojedyncze krople, a rzeka, której nie mogłam powstrzymać.

  -Co daje mi ten gen? Powiedz!

  -Spójrz w głąb siebie. To proste skoro i ja to dostrzegłem.

  -Dzięki za pomoc dupku.

Uderzyłam dłonią w ścianę, a on wyszedł bez słowa.

Zaczęłam kląć w duchu. Nie myślałam przez bliskie piętnaście minut, ale potem dotarło do mnie, że wcale nie pragnę śmierci. Chcę się stąd wydostać, a zgoda na "pomoc" może otworzyć mi drzwi do ucieczki.

  -I co? Wiesz już kim jesteś? Co sprawiło, że rząd nigdy o tobie nie zapomniał i od tylu lat każe mi cię ścigać?

Spojrzałam na swoje nogi, które kurczowo trzymałam przy brzuchu.

Spojrzałam raz jeszcze na niego i wyszeptałam.

  -Nie.

Podszedł bliżej i przykucnął, by spojrzeć mi w oczy.

  -Skup się Low.

Zamiast tego szukałam w glowie tematu, który mógłby go zranić.

  -A co z tobą? Co sprawiło, że ciebie wybrali na mojego zabójcę? Podczas konkursu, który przeprowadzali w przedszkolu uznali, że jesteś najpodlejszym dzieckiem, bo nie dzielisz się z innymi zabawkami, mhy?

Zaśmiał się głęboko dając mi do zrozumienia, że ze mnie kpi.

  -Matka także była płatną zabójczynią. Musiała mnie oddać, bo tylko nie liczni mogli znać ten zawód. To działa z pokolenia na pokolenie.-Wstał ciągle patrząc mi w oczy. Był straszny. Zawstydzona i zdenerwowana przeczesałam dłonią włosy. -Poza tym nigdy nie byłem w przedszkolu.

Poczułam, że już mam dość bawienia się w kotka i myszkę więc wyłożyłam karty na stół nie pozostawiając asa w rękawie.

  -Jeśli wyjawisz mi te moce to zgodzę się na to, żeby ci pomagać. 

My name is Low [h.s]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz