W powietrzu unosiła się metaliczna woń, a prócz jego nierównomiernego oddechu, nie dało się słyszeć niczego więcej. Zaledwie chwilę temu rozgrywało się tu prawdziwe piekło, walka z której nawet nie był przekonany, czy wyjdzie cało. Jego ciało zdobiły liczne poparzenia, cały czas dające się we znaki. Bolało i piekło niemiłosiernie, jednak nie tak bardzo jak serce, które w tej walce ucierpiało najmocniej. Między ranami fizycznymi, a psychicznymi była wielka różnica, lecz dla niego w tamtym momencie żadne z nich nie miały najmniejszego znaczenia. Klęcząc, pustym wzrokiem wpatrywał się przed siebie, dokładnie przetwarzając informację, które ni jak nie mogły do niego trafić. Jego umysł był jedną wielką próżnią, a on sam tkwiąc od kilku minut w bezruchu, czuł się całkowicie bezwładny. Czując coś ciepłego na policzku, nie pofatygował się by to zetrzeć. Był przekonany, iż to kolejna porcja czerwonej cieczy, której odór unosił się w powietrzu. Jednak gdy pochylił się do przodu, ujrzał przezroczystą kropelkę, spadającą na twarz leżącego przed nim chłopaka.
Wciągając gwałtownie powietrze, wyciągnął drżącą dłoń i przyłożył ją do poparzonej, chropowatej skóry, która mimo swego odpychającego wyglądu, nigdy nie wywołała w nim obrzydzenia. Nadal czuł pod palcami ciepło, jednakże teraz było ono o wiele mniejsze i z każdą chwilą zdawało się niknąć coraz bardziej. Marszcząc brwi, zaczął tasować twarz jaką miał przed sobą. Ciemne włosy zdawały się nadal trwać w tym samym nieładzie. W kącikach lekko rozchylonych ust, znajdowały się ślady krwi, która wcześniej pojedynczymi stróżkami, spłynęła po brodzie. Zdrowa skóra nie wyglądała już tak idealnie. Miała liczne rozcięcia i nowe poparzenia, będące wynikiem zbyt długiego wykorzystywania indywidualności. Przymknięte powieki utrudniały mu ujrzenie turkusu, który od pewnego momentu, był dla niego najpiękniejszą barwą, jaką daną mu było poznać. I właśnie w tym momencie coś sobie uświadomił. Jakiś czas temu, podczas ich walki, widział je po raz ostatni. Szkoda, że były przepełnione nienawiścią...
Kręcąc głową, zacisnął mocniej szczękę, dopiero teraz zauważając czerwoną plamę na niegdyś białej koszulce złoczyńcy. Czerwień była wszędzie, zupełnie jak prześladowca który chciał go dopaść i uświadomić o rzeczywistości. Jednak on się jej jedynie domyślał i za wszelką cenę nie chciał przyjąć do siebie. Uchylając lekko usta, oparł dłonie po obu stronach czarnowłosego i przyłożył głowę do jego klatki piersiowej. Zrobił to tak delikatnie, jakby bał się wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę. Sęk w tym, że nawet jeśli by chciał, nie zrobiłby tego. Dabi'emu nic już nie zagrażało. Nie czuł bólu który towarzyszył mu przez całe życie. Bólu którego źródłem była jego własna indywidualność, ogień który miał go chronić. I w pewnym sensie to robił. Był z nim i chronił go do samego końca. Nie słyszał szlochów blondyna, wtulającego twarz w jego klatkę piersiową i przeklinającego go za to, że nie słyszy bicia jego serca. Nie czuł drżenia i bijącego od niego ciepła. Nie czuł już nic. Zupełnie nic...
Takami powoli tracił nad sobą panowanie. Nie przejmując się otoczeniem, szlochał w brudną od krwi koszulkę chłopaka, kurczowo zaciskając na niej dłonie. Miał ochotę go do siebie przyciągnąć i wykrzyczeć, by przestał w końcu udawać i otworzył oczy, bo tylko je chciał w tej chwili ujrzeć. Jednak nie zrobił tego, bo wiedział, że to by nic nie dało. Zrozumiał to, ale nadal nie zamierzał się z tym pogodzić.
Odchylając się, starł łzy które utrudniały mu widoczność, by następnie ponownie spojrzeć w spokojną twarz złoczyńcy. Próbując powstrzymać drżenie warg, wplótł dłoń w czarne włosy, nawet na moment nie odrywając od niego wzroku. Drugą dłoń zacisnął na tej pokrytej nowymi bliznami. Stare zdołał się otworzyć, ale nawet gdy z jego skórą spotkała się ciepła ciecz, nie cofnął jej, cały czas trwając i zapewniając, że jest przy nim.
Był rozdarty. Ból który odczuwało jego serce, był o wiele silniejszy niż ten pochodzący z ran jakich doznał. Miał ochotę zacząć krzyczeć, dać upust buzującym w nim emocjom. Jednak nie zrobił tego. Miał wrażenie, że jeśli by się na to zebrał, mógłby zbudzić śpiącego przed nim chłopaka, który przez tyle czasu był mu bliski. I mimo iż ich ostatniemu spotkaniu towarzyszyła nienawiść, którą zdołał ujrzeć w turkusowych ślepiach, nie był zły. Był zły na los który w taki sposób splótł ich ścieżki. Wcale nie musiało tak być. Ich historia mogła potoczyć się zupełnie inaczej. To on mógł być teraz na jego miejscu... Jednak nie był. Nadal żył, ale czy to coś zmieniało? Dla niego wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Spełnił się jeden z jego najgorszych koszmarów. Nie pragnął niczego tak bardzo jak tego, by Dabi znów otworzył oczy i rzucił jakimś tekstem, po którym zazwyczaj się peszył. Nie obchodziło go to, że poznał jego prawdziwą tożsamość i motywy. Dałby mu się torturować, a nawet zabić... Zrobiłby wszystko, by choć raz usłyszeć ten stoicki głos, potrafiący wzbudzić w nim tak wiele pozytywnych i przyjemnych emocji.
Hawks nie czuł już zupełnie nic. Dla niego, złym zakończeniem nie była własna śmierć, lecz Dabi'ego. Jego partnera, przyjaciela... I kochanka...
CZYTASZ
✏︎ 𝚘𝚗𝚎 𝚜𝚑𝚘𝚝𝚜 || 𝚑𝚘𝚝𝚠𝚒𝚗𝚐𝚜
FanficJednostrzałowe opowiastki z Dabi'm i Hawks'em ♡ ~zamówienia otwarte