Rozdział 6.

310 25 7
                                    

Jesień w Nowym Jorku, z jej chameleoniczną aurą, wprowadzała mieszkańców miasta w melanż uczuć – od nostalgii, przez zachwyt, aż po melancholię. Tego dnia ulice były prawie puste, opuszczone przez tych, którzy postanowili schronić się w cieple domów, unikając srogich porywów wiatru i zimnych kropli deszczu.

Somin zaproponowała kawiarnię położoną w zaułku, którym Jimin nigdy wcześniej nie przechodził. Lokal wyglądał jak wyrwany prosto z kalendarza na starych zdjęciach – taką kawiarenkę można by sobie wyobrazić w pewnych zakątkach Londynu czy Edynburga. Było w nim coś, co Jiminowi przypominało wnętrza opisane w powieściach Jane Austen czy Brontë. Wnętrze były urocze, z ciemnymi drewnianymi meblami, które w połączeniu z czerwonymi aksamitnymi zasłonami i niewielkimi, mosiężnymi lampkami stworzyły aurę intymności.

Pośród lekkiego brzęku filiżanek i cichej rozmowy innych gości, przemykał się zapach świeżo parzonej kawy, i co chwilę aromat świeżo wyjętych z pieca wypieków. Kiedy kelnerka przynosiła talerz z ciepłymi scones, powietrze napełniało się wonią masła i jagód.

Jimin patrzył się przez okno, na którym skraplały się krople deszczu, a obok niego Somin cicho czytała książkę. W takim miejscu, czas zdawał się spowalniać, a myśli stawały się bardziej klarowne. Ta mała angielska enklawa w sercu Nowego Jorku była miejscem, które Jimin chciałby odwiedzać częściej.

Pomimo że był przystojnym i zadbanym mężczyzną, nie był typem, który chodził na randki czy spędzał czas z kobietami. Zawsze kojarzono go z pracą i zamożnością, a te relacje kończyły się głównie niezręcznymi ciszami lub próbami wykorzystania jego majątku. Każde spotkanie z kobietą, jakie przypadało mu w udziale, wydawało się być nacechowane zainteresowaniem jego statusem społecznym i finansowym. Na bankietach i firmowych imprezach bywał otoczony wyłącznie kobietami, które interesowały się jego majątkiem i były bardziej zainteresowane jego portfelem niż samą osobą.

W miarę upływu czasu Jimin unikał takich sytuacji i ograniczył kontakty z ludźmi do sfer formalnych. Był zbyt zaganiany swoją pracą i zobowiązaniami, by poświęcać czas na randki czy znajomości, które nie miały dla niego głębszego sensu. Oczywiście, nie zamykał się całkowicie przed ludźmi, ale określał swoje relacje na zasadach profesjonalnych i bywał towarzysko tylko w bardzo ograniczonym gronie.

Ta sytuacja z Somin była inna. Choć nie znali się długo, Jimin czuł pewien komfort w jej obecności. Być może dlatego, że po raz pierwszy od dawna był w stanie prowadzić rozmowę bez ukrytych intencji, bez tego poczucia, że ktoś próbuje mu się przypodobać z czysto materialistycznych powodów. Ale to milczenie było jak mur. Czuł, jak rosnący w jego wnętrzu dyskomfort z każdą sekundą stawał się coraz bardziej palący.

Postanowił złamać tę ciszę, zanim stanie się ona jeszcze bardziej niezręczna.

– Lubię tę ciszę.

Somin uniosła głowę i przez chwilę patrzyła na niego zamyślona.

– Przepraszam – odparła, zamykając książkę. – Zbyt pewnie się poczułam.

– Nie przepraszaj. – Posłał jej uśmiech.

Przesunęła książkę na bok.

– Zazwyczaj tak spędzam każde spotkania. Przepraszam.

– Mówiłem już, nie przepraszaj. Miło się patrzyło, jak czytasz.

Pomyślał nawet, że ignorowanie go na potrzeby fabuły w romansie było bardziej naturalne niż wszystkie kobiety, z którymi rozmawiał.

– Powiedz mi – odezwała się nagle Somin. – Jak to jest, że nie możesz znaleźć pracy?

Jimin zdziwiony spojrzał w brązowe oczy kobiety i zmarszczył brwi.

Facet sukcesu || cz.1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz