Rozdział 11

153 13 0
                                    

Tydzień później
~Z perspektywy Vanessy~
Właśnie była przerwa. Siedziałam na korytarzu, na parapecie jednego z okien i pisałam na szybko wypracowanie z zielarstwa. Dziewczyn ze mną nie było. Marlena poszła spotkać się ze swoim chłopakiem, Chrisem, gryfonem z siódmego roku, który był całkiem spoko, no, może trochę pyszałkowaty. Alicja i Lily poszły spotkać się z Dorcas, a Mary i Ruby wymknęły się ukradkiem, tajnym przejściem do Hogsmeade, aby poszukać jakiegoś prezentu urodzinowego dla Lily.
Otóż za tydzień, 30 stycznia, Lily będzie obchodzić urodziny. I to siedemnaście, także nie byle co, ponieważ to oznacza, że osiąga w świecie czarodziejów pełnoletniość. Postanowiłyśmy z dziewczynami zorganizować jej jakąś grubszą imprezę. No i gdy dwa dni temu, dyskutowałyśmy na ten temat w pokoju wspólnym, wpadli tam huncwoci. Cały czas nas wypytywali o czym tak gadamy i gdy w końcu powiedziałyśmy im, oni uparli się, że nam pomogą. Nie byłyśmy jakoś specjalnie zadowolone, ale stwierdziłyśmy, że może jednak się do czegoś przydadzą.
Po chwili zauważyłam grupkę przechodzących koło mnie ślizgonów. Wśród nich był Rosier. Gdy na siebie popatrzyliśmy, on obdarował mnie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, a ja mu oddałam tym samym.
Opowiedziałam Ruby o moim spotkaniu z Rosierem i o tym jak uratował mnie Syriusz. Ruby trochę mnie ochrzaniła, że nie miałam przy sobie różdżki, i dlatego od tej pory zawsze noszę ją przy sobie. Ruby stwierdziła też, że mimo wszystko, czyli mimo głupoty Blacka, zachował się jak bohater. Przyznałam jej rację. Ale gdy powiedziała, że może powinnam zastanowić się, czy nie dać mu szansy, zaprzeczałam. Zaczęłam go TROCHĘ lubić, ale nie wiem czy chcę...no.
Wpadliśmy na siebie kiedyś kilka razy po lekcjach i rozmawialiśmy. Musiałam przyznać, że naprawdę dobrze mi się z nim dogadywało. Eh...
Ruby powiedziała mi też, że pogodziła się z Remusem, co bardzo mnie ucieszyło. Może jednak moja gadka dała mu do myślenia?
Gdy już postawiłam na pergaminie kropkę przy ostatnim zdaniu, nagle zauważyłam, że ktoś usiadł obok mnie. Spojrzałam w tamtą stronę. Okazało się, że był to Peter. Wpatrywał się w podłogę jakimś nieobecnym wzrokiem.
-Yy... Hej Peter?- bardziej zapytałam niż powiedziałam w stronę chłopaka.
Ku mojemu zdziwieniu, Pettigrew podskoczył jak oparzony. Chyba mnie wcześniej nie zauważył.
-Oo, cześć Vanessa, nie widziałem cię- Peter uśmiechnął się, lecz po chwili ten uśmiech zniknął, a chłopak, jakby zrezygnowany, przetarł twarz dłońmi. Ja schowałam pergamin i książkę do torby i stwierdziłam, że skoro się do mnie dosiadł, to może warto zacząć rozmowę.
-Jak tam?- zapytałam odwracając się bardziej w jego stronę.
Chłopak wydawał się dziwnie zmieszany, jakby nie wiedział co powiedzieć.
-Ee... Wszystko okey?- spytałam niepewnie na niego patrząc.
-Yy.. tak... nie. Sam już nie wiem- mówiąc to westchnął zrezygnowany, po czym ponownie przetarł twarz dłońmi.
-Stało się coś?
-No bo... eh... Nie powiesz nikomu?- zapytał patrząc na mnie z nadzieją.
-Nie, no coś ty- powiedziałam z lekkim zdziwieniem. Nie bardzo wiedziałam o co chłopakowi chodzi, ale skoro chce się wygadać...
Blondyn zbierał się przez chwilę, ale w końcu zaczął mówić:
-No bo... Pamiętasz jak graliśmy na feriach świątecznych u James'a w butelkę? I jak James pytał się mnie czy ktoś mi się podoba? Powiedziałem mu wtedy, że jest taka jedna dziewczyna.
Sięgnęłam pamięcią wstecz do tego wydarzenia, po czym przypominając sobie, pokiwałam powoli głową.
-Noo, pamiętam i co w związku z tym?
-No i chodzi o to, że... Nie wiem jak do niej zagadać. Kompletnie nie wiem. Myślałem właśnie poradzić się chłopaków, w szczególności James'a i Syriusza, bo oni mają doświadczenie z dziewczynami, ale boję się, że mnie wyśmieją.
Patrzyłam na niego przez chwilę. W sumie to było mi go trochę szkoda. W jego głosie słychać było desperację. Może trochę z niego ciamajda, ale wcale nie jest zły.
-Rozumiem. A kim jest ta dziewczyna?- zapytałam.
Peter patrzył na mnie przez chwilę uważnie, po czym złapał mnie za rękę i zaczął gdzieś biec, przy tym mnie ciągnąc. W ostatniej chwili zdążyłam złapać torbę.
-Hej, Peter, zwolnij trochę!- krzyknęłam, ale huncwot nic sobie z tego nie robił.
Po chwili znaleźliśmy się na środku drugiego korytarza. Zaczęliśmy iść wolniej. Po chwili Peter przystanął, opierając się o ścianę a ja obok niego, czekając na rozwój wydarzeń. Peter wskazał mi głową na dwie dziewczyny, które siedziały kawałek od nas.
Znałam je, miały często z nami lekcje. Były to dwie puchonki z naszego roku. Wyższa, brunetka, to była Natalie Olsen, nawet spoko, chociaż trochę taka z niej chichodajka. Druga, niższa, blondynka to Karen Brown. Pracowałam z nią kiedyś w parze na eliksirach. Bardzo miła i sympatyczna dziewczyna. Gdy tak na nie patrzyłam, szybko połączyłam fakty. To na pewno Karen podoba się Peterowi. Po chwili dostałam potwierdzenie swoich myśli od gryfona:
-Karen Brown. Podoba mi się, ale...
Szybko mu przerwałam:
-Naprawdę wstydzisz się zagadać do Karen? Często mamy z nimi lekcje, mógłbyś...
-Wątpię, żeby chciała ze mną gadać. Nie mam u niej szans- mówiąc to chłopak spuścił głowę. Dlaczego on tak wątpi w siebie?
-Nie prawda. Karen jest bardzo miłą osobą, na pewno cię nie spławi. A ty bardzo fajnym chłopakiem. Mówię ci musisz spróbować- mówiąc to, położyłam mu rękę na ramieniu, aby dodać mu otuchy.
-Myślisz?- spytał patrząc na mnie z nadzieją w oczach, niczym na ostatnią deskę ratunku.
-No jasne.
Peter nagle zaczął się gorączkowo zastanawiać.
-A może jak będą urodziny Lily, to do niej zagadam? Myślisz, że przyjdzie?- patrzył na mnie takim przerażonym wzrokiem, jakby się bał, że temu zaprzeczę.
-Peter, oboje dobrze wiemy że twoi koledzy zaproszą pewnie cały Hufflepuff i Ravenclaw, bo Slytherin pewnie nie przyjdzie. Jeżeli nie masz nic przeciwko, to powiem im żeby osobiście dopilnowali, żeby Karen przyszła.
Pettigrew zastanowił się chwilę, po czym rzekł:
-Ale... Jak im to powiesz to mnie nie wyśmieją?
Westchnęłam.
-Peter, to twoi przyjaciele. Jeśli cię lubią, a na pewno, to cię nie wyśmieją. A nawet jeśli, to tak skopie im jaja, że nie wstaną z podłogi- mówiąc to szturchnęłam go po przyjacielsku ramieniem, po czym oboje się roześmialiśmy.
-Jesteś świetną przyjaciółką. Dziękuję- po chwili Peter podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Nieco zdziwiona, poklepałam go plecach.
-Nie ma za co. Słuchaj muszę już iść- oderwałam się od niego- Do zobaczenia.
Peter nie odpowiedział, bo zapatrzył się na Karen. Gdy byłam już w nieco dalszej odległości, ocknął się jakby z transu i mi pomachał.
-No to cześć! Jeszcze raz dzięki!- krzyknął, chyba trochę za głośno, bo kilka osób zaczęło się na niego dziwnie patrzeć. Ja tylko pokręciłam na to ze śmiechem głową, po czym poszłam w znanym sobie kierunku.

Nie jesteśmy takie jak onOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz