Rozdział 12

161 5 1
                                    

Sobota, 30 stycznia
~Perspektywa Vanessy~
Była godzina dziewiąta. Siedziałam przy stole, bez żadnego towarzystwa i jadłam śniadanie. Jako jedna z nielicznych, wstałam dziś wcześniej. Reszta dziewczyn jeszcze spała. Na sali ogólnie było mało osób.
Dzisiaj miała odbyć się długo wyczekiwana impreza urodzinowa dla Lily. Każdy z nas, czuł się podekscytowany tym faktem, ponieważ wiedzieliśmy, że to będzie impreza jakiej Hogwart nie widział. Ja w głębi duszy  też miałam takie przeczucie, i już nie mogłam się doczekać, nawet samych przygotowań. Oczywiście Lily nie miała pojęcia o imprezie, dlatego trzeba będzie skutecznie ją czymś zająć, aby o niczym się nie dowiedziała.
Po chwili zauważyłam moją siostrę, która szybkim krokiem przemierzała wielką salę. Już po chwili usiadła na przeciwko mnie.
-Cześć- przywitała się.
-Hej- odpowiedziałam jej- Dziewczyny jeszcze śpią?
-Wstała tylko Lily, ale tak prędko nie przyjdzie, bo mówiła, że idzie na obchód wraz z Remusem.
Pokiwałam głową. Lily i Remus byli prefektami, więc musieli, jak każdego ranka, zrobić obchód pośród korytarzy.
-Słuchaj, jakby co, to mam na trzynastą pójść do Slughorna, żeby dokończyć ten eliksir wiggenowy a spotkanie jest o trzynastej trzydzieści, więc chwilę mi zejdzie, także idź sama, ja najwyżej dojdę trochę później- powiedziałam do siostry.
Wczoraj, na eliksirach robiliśmy właśnie eliksir wiggenowy, który nie bardzo mi się udał, bo finalnie cały wybuchł. Ale z racji tego, że mam to szczęście (albo i nieszczęście), że tak samo jak moja siostra należę do grona ulubieńców Slughorna, pozwolił mi on dzisiaj o trzynastej zrobić jeszcze raz eliksir. Ale o trzynastej trzydzieści ja, Ruby, dziewczyny oraz huncwoci, mieliśmy zorganizowane spotkanie, gdzie mieliśmy ustalić kto i co przygotowuje na imprezę urodzinową Lily, więc byłam zmuszona się trochę spóźnić. Przygotowanie tego eliksiru, może zająć mi trochę czasu.
-Jas...Czekaj. Jakie spotkanie?- Ruby popatrzyła na mnie zdziwiona. Ja również obdarzyłam ją takim samym spojrzeniem.
-No w pokoju życzeń, musimy ustalić co kto przygotowuje na dzisiejszą imprezę. Zapomniałaś?
Ruby zastanowiła się, lecz po chwili jakby doznała olśnienia.
-Ah... No tak, to spotkanie. Sorry, wyleciało mi z głowy.
Nie powiem, że mnie to nie zdziwiło. Trajkotaliśmy o tym spotkaniu od jakiegoś czasu.
W tym momencie zauważyłam, że Ruby przestała jeść swojego tosta i z lekkim niepokojem spojrzała na coś za mną. Widząc to, automatycznie również spojrzałam za siebie.
Przy stole Slytherinu, wśród innych ślizgonów, siedzieli Malfoy i Rosier. Oboje patrzyli w naszą stronę i mówili coś do siebie. Posłałam im piorunujące spojrzenie i odwróciłam się z powrotem w stronę siostry.
-Ruby? Wszystko okey?- zapytałam, patrząc na nią uważnie.
Brunetka zerknęła jeszcze w ich stronę, po czym spojrzała na mnie i powiedziała:
-Malfoy...On mnie wciąż obserwuje. Myślałam, że chodziło mu tylko o dziennik, ale...On chyba jeszcze czegoś ode mnie chce.
Spojrzałam jeszcze na stół ślizgonów. Lucjusz i Evan wciąż na nas patrzyli.
Ruby mówiła mi, że Malfoy odebrał jej dziennik. Planowałyśmy coś z tym zrobić, ale całe to zamieszanie z przyjęciem, nie pozwoliło nam jeszcze wymyślić niczego sensownego.
Ale coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Lucjusz obserwuje Ruby, a mnie ostatnio dwa razy śledził Rosier. Na całe szczęście poprzedni incydent z nim związany się nie powtórzył, ponieważ przy obu tych przypadkach, gdy ślizgon mnie śledził, ktoś był na korytarzu, co uniemożliwiło mu jakiejkolwiek zbliżenie się do mnie.
-Rosier dwa razy za mną chodził przez ten tydzień. Ciebie czepia się Malfoy. Nie wydaje ci się to dziwne?- podzieliłam się z Ruby moimi spostrzeżeniami.
-Nawet bardzo. Nie wiem o co im może chodzić...
Westchnęłam, po czym spojrzałam na nią z powagą.
-Słuchaj, na razie to zostawmy, ale i tak musimy się zająć tą sprawą. Wybadać o co im chodzi. Najlepiej jakbyśmy w któryś dzień ich śledziły.
-Dobry pomysł, ale... boję się, że mogą narobić nam kłopotów- Ruby, dyskretnie spojrzała na swoje lewe przedramię, gdzie znajdował się dobrze ukryty, mroczny znak.
-Ruby, czy...Sama wiesz kto, nie wzywał cię w sprawie dziennika?- spytałam z lekką obawą w głosie. Na razie nie było czym się niepokoić, ale lepiej, żeby do tego nie doszło...
-Jak na razie nie. Ale boję się, że niedługo to nastąpi- powiedziała, ze słyszalną w głosie obawą.
-Ale skoro nie nastąpiło, to pewnie Malfoy jeszcze nie przekazał dziennika- powiedziałam pewnie, próbując dodać mojej siostrze otuchy- Może byśmy...
-Lepiej nie- Ruby gwałtownie mi przerwała- Wiem o co ci chodzi. Ale nie chcę ryzykować. Na pewno dziennik jest dobrze strzeżony- może i miała rację, lecz może gdybyśmy przeszukały dobrze dormitorium ślizgonów, może coś byśmy znalazły- ale jeśli sama wiesz kto mnie dorwie...
-Spokojnie- teraz ja jej przerwałam-W Hogwarcie nic ci się nie stanie. Dumbledor na to nie pozwoli.
Ruby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy zauważyłyśmy, że w naszą stronę zmierzają Frank i Alicja, więc postanowiłyśmy na razie nie kontynuować rozmowy.
-Cześć dziewczyny- powiedziała Alicja, gdy ona i jej chłopak do nas podeszli.
-Cześć.
-Hej.
-No witam- Frank jak zwykle zaszczycił nas swoim cwanym uśmieszkiem.
Para gryfonów usiadła obok mnie.
-Co słychać?- spytała Alicja obdarzając nas uśmiechem.
-W porządku a u was?- zapytała Ruby.
-Też w porządku. Dziś coś mniej osób na śniadaniu- odpowiedziała jej Fortescue, tym samym rozglądając się po wielkiej sali.
-W końcu sobota, no nie? Każdy chce się wyspać, przed grubą imprezą- rzekł Frank, nakładając sobie na talerz kanapki.
-Dziś spotkanie o trzynastej trzydzieści, jak mniemam?- Alicja spojrzała na mnie i na moją siostrę.
-Tak, ale ja się trochę spóźnię- powiedziałam.
-Idziesz do starego ślimaka?- chłopak Alicji spojrzał na mnie, posyłając mi swój uśmiech.
-Frank!- Alicja szturchnęła go w ramię i posłała karcące spojrzenie.
-No co?
-On wcale nie jest taki zły.
-Czy ja wiem...- udawał, że się zastanawia. Ja i Ruby roześmiałyśmy się. Czasem przepychanki słowne Alicji i Franka rozbawiały nas do łez.
Gdy przestałyśmy się śmiać, Ruby zwróciła się w stronę Alicji:
-Al, Mar i Mary nadal śpią?
-Tak, wiecie jakie one są. Muszą się porządnie wyspać w sobotę, jak zawsze.
-Huncwoci pewnie zaraz przyjdą- nagle odezwał się Longbottom, patrząc wymownie na mnie i na Ruby. Słysząc to przewróciłam oczami. Naprawdę, nie miałam nic Franka i lubiłam go, ale czasami potrafił irytować...
Nie skomentowałam tego co powiedział, natomiast Ruby mruknęła tylko ciche "Mhm".
-Pewnie nie możecie się doczekać co?- spytał znów, próbując nas zdenerwować. Alicja, szturchnęła go łokciem, aby przestał, ale on nic sobie z tego nie robił.
-Jak nie wiem co- odpowiedziałam mu z udawanym entuzjazmem, grzebiąc widelcem w sałatce.
-Vanessa, widziałem cię ostatnio z Syriuszem na wieży astronomicznej. Pewnie...
-Och, już się zamknij Frank- przerwałam mu gwałtownie, wywracając przy tym oczami. No przepraszam bardzo, ale takie gadanie jest przesadnie irytujące.
Wtem zauważyłyliśmy, jak w stronę stołu gryfonów, zmierza Lily wraz z Remusem, którzy o czymś rozmawiali. Za nimi szła reszta huncwotów, również żywo o czymś dyskutując.
-Macie być cicho przy Lily!- przestrzegła nas szybko Alicja, a my tylko pokiwaliśmy głowami, jak dzieci, które słuchały swojej matki.
W końcu Lily i huncwoci podeszli do nas.
-Hejka. Jak coś to oni usilnie przyszli za nami- ruda przewróciła oczami i wskazała na resztę huncwotów za sobą, którzy już po chwili, wysunęli się przed nią, niczym jakieś prestiżowe gwiazdy.
-Cześć dzieciaki- powiedział Syriusz, uśmiechając się od ucha do ucha.
-Cześć najstarszy-człowieku w tej-sali?- powiedziałam z wyczuwalnym sarkazmem w głosie.
-Jak mija dzionek?- zapytał James, który usadowił się obok mnie. Lily usiadła obok Franka, Peter obok niej, natomiast Remus i Syriusz usiedli po obu stronach Ruby.
-Zapowiada się świetnie- odpowiedział mu Longbottom z entuzjazmem.
-O tak, na pewno będzie świetny- powiedział rozemocjonowany Peter, który aż nie mógł usiedzieć w miejscu. Chyba wiedziałam z czego się tak cieszył. Już rozmawiałam z resztą huncwotów. W sumie to Peter, nie ja, opowiedział im o Karen, ja tylko pomogłam mu dodać trochę pewności siebie. Na szczęście chłopaki go nie wyśmiali i zgodzili się dopilnować, aby Karen przyszła.
-Jak po patrolu?- spytała po chwili Alicja.
-Wszystko w porządku. No i nie spotkaliśmy tych dwóch idiotów na robieniu żadnych żartów. Byli grzeczni jak aniołki, aż dziwne- powiedziała Lily wskazując na James'a i Syriusza. Nadal żywiła do nich urazę odnośnie Snape'a, ale już mniejszą niż wcześniej.
-My zawsze tacy jesteśmy, Liluś- James oparł podbródek o dłoń i zaczął patrzeć rozmarzonym wzrokiem w kierunku rudowłosej.
-Potter...- wycedziła dziewczyna przez zęby. Lepiej odsunąć się od niej na bezpieczniejszą odległość, tak dla pewności...
-No już spokój, dzieci, spokój- Syriusz zaczął uspokajająco machać rękami.
-Co ty masz z tymi dziećmi?- spytałam go.
-Po prostu patrząc na was wszystkich, doszedłem do wniosku, że jesteście słodcy jak dzieci.
-Merlinie dopomóż...- powiedziałam i uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Czasem ich teksty mnie osłabiają...
-Remus, dlaczego byłeś taki zamyślony na patrolu?- Potter zwrócił się w stronę Lupina.
-Co? Przecież cię na nim ze mną nie było- odpowiedział Lunatyk patrząc na niego jak na kompletnego kretyna, słusznie zresztą.
-Ale jak was potem spotkaliśmy z chłopakami, to byłeś strasznie zamyślony- teraz odezwał się Syriusz- Chyba wiemy o czym mowa- mówiąc, to chłopak specjalnie szturchnął Ruby łokciem.
-Stól dziub Black- warknęła, obdarzając czarnowłosego piorunującym spojrzeniem.
W końcu Lily postanowiła przerwać, tę całą gadaninę.
-Ej, słuchajcie mam do was małe pytanko. Czy macie dziś może jakieś plany? Was dwóch nie pytam- szybko wskazała palcem na James'a i Syriusza,  niemal zabijając ich wzrokiem.
-Nawet jeśli mam, mogę dla ciebie z nich zrezygnować- powiedział Potter rozmarzonym głosem.
Ruda puściła to mimo uszu.
-A więc?
Chyba wszyscy spojrzeliśmy na siebie nie pewnie. Jasne, że mamy plany na  wieczór. A Lily nie może nam przeszkodzić w przygotowaniach do imprezy. Każdy z nas musiał szybko coś wymyślić.
Postanowiłam, że podejmę tę próbę jako pierwsza:
-Em...Ja idę do Slughorna kończyć eliksir wiggenowy. Wiecie który- wszyscy, łącznie z Lily pokiwali głowami. Wszyscy widzieli na wczorajszej lekcji mój problem z tym eliksirem, więc po części mówiłam prawdę.
-Ale przecież nie zajmie ci chyba do wieczora, nie?
-No właśnie, nie jestem do końca pewna...
-Ale nie jest wcale taki trudny. Z resztą dobrze radzisz sobie z eliksirami.
-Ale Slughorn kazał mi zostać, bo jeszcze będzie mi coś...Ee... tłumaczył- wymyśliłam szybko- poza tym, dla mnie ten eliksir nie był taki prosty.
-Ja... Jestem umówiona z Remusem. Mamy wyjście- tym razem odezwała się Ruby. Posłała Remusowi znaczące spojrzenie, co ten potwierdził. Reszta chłopaków, słysząc to rzuciła "uuu", przez co spotkali się z kolejnym zabójczym spojrzeniem mojej siostry.
Lily kupiła i to kłamstwo. Może trochę głupio było ją tak okłamywać, ale nie było innego wyjścia. Z resztą nie byłoby niespodzianki.
-A wy?- dziewczyna zwróciła się do reszty.
-E...Ja i Frank idziemy do puchonów. Na wieczór zaprosił nas kolega Franka. Racja?- Alicja posłała swojemu chłopakowi znaczące spojrzenie.
-E...Racja- odpowiedział niepewnie.
-Ja idę z chłopakami- powiedział Peter, pokazując zdziwionej Lily na Syriusza i James'a.
-Oo...Eee...To jeszcze zapytam się co będą robić Mary i Marlena...
-Mar coś mówiła, że ma wyjście z Chrisem- Ruby nienal natychmiast jej przerwała, wymyślając na poczekaniu jakieś kłamstwo- a Mary...
-Idzie z nami do puchonów, bo ten chłopak to nasz wspólny kolega- Frank szybko przerwał mojej siostrze, tym samym wybawiając ją z kłopotów.
Lily miała bardzo zdziwioną minę, czemu jej się nie dziwię, bo ja też bym się dziwiła, że tak nagle nikt nie może i nie ma czasu. Ale na szczęście Lily nic nie powiedziała i tylko pokiwała ze zrozumieniem głową. Mam tylko nadzieję, że nie będzie jej przykro.
-A stało się coś ważnego, Lils?- spytałam jej. Nie chcę, żeby myślała, że kompletnie nas nie interesuje co ma nam do powiedzenia.
-Ee...Nie, nie. Jest okey. Nie ważne.
-Chcesz, to chodź z nami- powiedział James do rudej, posyłając jej swój cwany uśmieszek.
Spojrzała na niego, jakby właśnie powiedział jej, że słońce to planeta, na której żyją ludzie.
-Nie, dzięki- odpowiedziała, po czym zajęła się swoim śniadaniem.
Później rozmawialiśmy o błahostkach, o wszystkim i o niczym.

Nie jesteśmy takie jak onOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz