— Powinnaś iść. Twoi ludzie cię potrzebują — powiedziała Ahsoka. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to Bo-Katan musiała przeprowadzić ten atak, jeśli chcieli ocalić Mandalorę. To było jedyne wyjście. Gdy Kryze wciąż z niepewnością popatrywała na byłego lorda Sithów, togrutanka zdecydowała się ją popędzić. — Idź — poprosiła. Mandalorianka z wyraźnym oporem nałożyła na głowę hełm i wyszła biegiem z sali tronowej.
Tano odwróciła się w stronę przeciwnika. Podczas ich krótkiej wymiany zdań zdążył wstać i podejść do jednej z ogromnych okiennic sięgających aż pałacowego sufitu, skąd rozciągał się widok na zwykle tętniący codziennym życiem największy plac stolicy. Obecnie toczył się tam krwawy bój o dwojako rozumianą wolność ludu Mandalorian. Ich wewnętrzny konflikt przybierał na sile i niebawem mógł obrać naprawdę nieciekawy kierunek. Cała nadzieja spoczywała w rękach młodszej siostry Kryze. Oby podołała temu zadaniu.
— Spójrz na nich — rzekł Zabrak przypatrujący się dotąd w milczeniu rozgrywającej się na placu bitwie. — Biedacy, jeszcze o niczym nie wiedzą…
— Za to ty wiesz — zauważyła trafnie Ahsoka, ostrożnie robiąc krok w kierunku wroga. — Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi? Czy może wolałbyś powiedzieć to dopiero Radzie? — zapytała z lekką kpiną, choć właściwie zdawała sobie sprawę, że szanse na rozmowę i tak były nikłe. Nie zamierzała jednak tracić prawdopodobnie jedynej okazji. W końcu to Maul zaczął ten dialog. Mężczyzna odwrócił się, a w jego oku przez chwilę widoczny był błysk zainteresowania. Czyżby chciał kontynuować?
— Oh, nie — zaprzeczył, mierząc togrutankę badawczym spojrzeniem. — To z tobą chcę porozmawiać. — Zrezygnował z przyglądania się bitwie, której wynik był z góry przesądzony. Saxon nie miał szans i zdaje się, że w swej arogancji miał się o tym dowiedzieć jako ostatni. No cóż. Maul nigdy jakoś szczególnie mu nie kibicował. Był zbyt zadufany we własnych ambicjach i miał nieznośny charakter. — Czy przypadkiem to nie ciebie wyrzucili z Zakonu? — zagadnął z udawaną zadumą, choć doskonale znał odpowiedź. Wyczytał ją z umysłu tego klona, którego wypuścił w geście wyjątkowo dobrej woli. Przespacerował się z powrotem naprzeciw wojowniczki, ostatecznie zatrzymując się pięć metrów od niej.
— Odeszłam z własnej woli — sprostowała twardo, ani na chwilę nie spuszczając Maula z oka. Jej dłonie wciąż znajdowały się w pobliżu mieczy świetlnych, w każdej chwili gotowe do obrony bądź ataku.
— Ale popchnęły cię do tego skorumpowanie i hipokryzja Rady.
Nie mogła się z nim nie zgodzić, więc nie odpowiedziała. gdzieś w głębi duszy ścisnął ją wyblakły i częściowo zignorowany przez te kilka miesięcy żal. Zabrak westchnał.
— Oboje byliśmy tylko marionetkami.
Brzmiał jakby rzeczywiście tego żałował. Czy aby na pewno tak było? Na jego nieszczęście nie miała żadnych dowodów na to, że Sith mówi prawdę, a ale przeciw niemu było aż nadto.
— Jestem tu, by wymierzyć ci sprawiedliwość — ucięła. Nie zamierzała poddać się jego manipulacji i sztuczkom. Jej zadaniem było schwytać go i zaprowadzić przed Radę Jedi, która osądzi go za wszystkie popełnione zbrodnie.
Były Sith prychnął z pogardą.
— Sprawiedliwość jest tylko środkiem do utrzymania władzy. A ta, o ile się nie mylę, wkrótce ulegnie zmianie — odparł, z największym trudem próbując utrzymać narastającą w nim złość pod kontrolą. Jakiś czas temu pewnie bezmyślnie rzuciłby się na togrutankę, ale teraz… teraz posiadał kontrolę nad sobą samym. Miał cel w tej podszytej licznymi aluzjami rozmowie i za punkt honoru postawił sobie zrealizowanie go. Wiedział, że gniew pomoże mu podczas ewentualnej walki, więc zapobiegawczo gromadził jego pokłady, ale traktował to jako ostateczność. Dlatego pilnował, by wciąż zachowywać spokój i nie dać się ponieść emocjom.
CZYTASZ
Jeśli zostanę... || Star Wars
FanfictionNieoczekiwany i skutecznie utajniony sojusz uratował Galaktykę. Zakon Jedi zażegnał kryzys skrytego Lorda Sithów, który podstępem i kłamstwem próbował zapanować nad całą Republiką i w najmniej spodziewanym momencie wbić nóż w plecy strażników pokoju...