[XXVII]

1.8K 68 11
                                    

Patrzę w okno, kiedy podłączają Kindze kolejną kroplówkę. Jej skóra posiniała, wygląda na wykończoną i zapewne tak się czuje. Ciągle śpi, chociaż jej się nie dziwię. Obudziła się godzinę temu po ciężkiej nocy. Lekarz kazał mi pilnować, aby się nawadniała.
Siadam znowu obok, chociaż nogi mi już w dupę włażą od tego twardego stołka. Będę musiał wziąć sobie poduszkę, inaczej wkurwa dostanę.
Kinga ma wzrok utkwiony w sufit, idealnie pomalowany na biało. Długie wpatrywanie się w tą biel, przerywa krótkimi mrugnięciami. Obserwuje ją z czułością. Pierwszy raz od dawna tak na nią patrzę.
- Dlaczego to zrobiłaś? - pytam, kiedy nasze spojrzenia na krótko się spotykają. Dziewczyna natychmiast ucieka wzrokiem na betonowe sklepienie. - Proszę, powiedz - mówię, kiedy przełyka ślinę, unikając odpowiedzi.
- I tak byś mnie zostawił - szepcze bez jakiegokolwiek uczucia w jej głosie, jak robot, któremu zaprogramowano to cholerne zdanie.
- Dlaczego miałbym cię zostawić!? - pytam z niedowierzaniem.
- Nie chciałeś tego dziecka Igor! Słyszałam twoją rozmowę...
Patrzy się na mnie, a jej spojrzenie mogło by zabić. Wyrażało cały jej ból.
- Musiałem komuś pomarudzić - uderzam dłonią w parapet - poza tym tobie nic o tym nie mówiłem, chciałem je mieć z tobą do cholery Kinga!
- Ale ja też go nie chciałam!
- Mogłaś mi powiedzieć... Porozmawiać... Wtedy byśmy coś uzgodnili, jakiś zabieg, a nie pierdolone tabletki. Mogłaś umrzeć dziewczyno!
Siadam z twarzą w dłoniach. Bezsilność atakuje mnie ze wszystkich stron.
- Przepraszam...
- ...Chce zostać sama - przerywa, a ja posłusznie wstaje.
- Przywiozę ci parę rzeczy - zatrzymuje się w drzwiach - i jeszcze jedno. Wiem, że ostatnio nie mówiłem ci tego, ale cholernie Cię kocham Kinga. Nie wiem co bym zrobił, gdyby Ciebie już nie było.

Wyszedłem, tak po prostu. Bez odpowiedzi.

*

Chłopaki ogarnęli dom. Ciepło mnie przyjęli. Trochę ciężko jest spakować najpotężniejsze dla dziewczyny rzeczy, więc trochę mi to zajęło.
Idę przez korytarz, po którym spaceruje teraz więcej pacjentów. Niosę reklamówki z jedzeniem, słodyczami, ubrania, kosmetyki i książki. Wszystko co lubi Kinga.
Wibracje w kieszeni sprawiają że się zatrzymuje.
Od: Magda.
Potrzebuje kasę na badanie. W sumie nie ja tylko TWOJE dziecko. Chyba chcesz mieć pewność, że z nim wszystko dobrze, prawda? Czekam na przelew.
- Jebana suka - klnę pod nosem i ruszam przed siebie i... Uderzam w kogoś.
- Bardzo przepraszam, moja wina, sprawy biznesowe... - nie potrafię powiedzieć słowa, kiedy przed moimo oczami stoi mężczyzna, lekko przy kości, z przy długimi włosami, które wymagają strzyżenia i widocznymi od zmęczenia zmarszczkami.
- Igor - mówi tata Lucy i podaje mi dłoń - nic się nie stało, co ty tu robisz? Ktoś z rodziny?
- Dzień dobry... - spoglądam na pakunki, które wskazał palcem - nie... To mojego kumpla, ale on nie mógł więc ja przywiozłem rzeczy - kręcę - a pan?
- Eh, Lucynka jest w szpitalu, problemy nerkami.
- Lucy tu jest? - z moich ust wydobywa się okrzyk radości - Zaniosę rzeczy i mogę ją zobaczyć?
- Pewnie, napewno się ucieszy. jest na tym piętrze. Sala 304, przyjdź jeśli będziesz chciał.

Ukradkiem kładę rzeczy Kingi przy łóżku aby jej nie obudzić. Mam mieszane uczucia. Tu leży dziewczyna, której wyznałem dzisiaj miłość, a tam leży dziewczyna, którą naprawdę kocham. Nie mogę przegapić okazji, aby jej nie spotkać.

Ostrożnie pukam do drzwi i widząc wzrok zaskoczonej Lucy, wchodzę z szerokim uśmiechem na twarzy do środka.
Dziewczyna schudła, mimo iż przytyła jak ostatni raz ją widziałem. Jej piękne blond włosy, wpływały w kolor mysiego blondu, od dawna nie prostowane, zaczęły się w niektórych miejscach falować i kręcić. Buźkę ma zmęczoną, ale adrenalina, która napłynęła wraz z zobaczeniem mnie, zbudowała na jej bladej cerze piękne rumieńce, teraz kurewsko dziwnie wyglądające przy tych ciemnych cieniach przy oczach.
- Igor, co ty...?
-... Spotkałem twojego tate na korytarzu - przerywam. Nie mogłem nie wpaść. A ogólnie, to gdzie on jest?
- Pojechał do mamy, odebrać ją z pracy.
- Ale... Co ty tu robisz tak właściwie, to pół Polski - potrzebowała specajlistycznego szpitala?
- Tata dostał tutaj lepszą pracę i się przeprowadziliśmy, na szczęście... Bo potem zaczęły się problemy z...
-... Nerkami - kończę i siadam obok niej na łóżku, którego metalowa rama skrzypi pod ciężarem kolejnej osoby na nim uwalonej. - To coś poważnego?
- Ostra niewydolność nerek - przełyka łzy.
- Ej, kurwa nie rozklejaj mi się - mówię tak jak wtedy, za pierwszym razem, kiedy odwiedziłem ją w szpitalu zaraz po zamachu.
- Starsznie się przez to czuję - wzdycha i kontynuuje. - Miałam już hemofiltracje... Ale lekarze zadecydowali o przeszczepie lewej nerki, tam gdzie oberwałam, ponieważ nic nie skutkuje.
- Gdzie ja się mogę przebadać, dam ci nerkę! - wyskakuje z propozycją bez przemyślenia.
- Mam już dawce - Lucy śmieje się, a z jej twarzy znika smutek i przygnębienie - wyluzuj. Poza tym... Raczej twoja zaćpana i zapita nerka by mi się nie przydała.
Śmieje się, może kogoś taki żart by uraził, ale nie mnie. To moja Lucy i jej poczucie humoru.
- Tęskniłem - przytulam ją delikatnie a moje serce wali jak oszalałe. Taki niewielki kontakt a takie emocje. Coś mi jednak nie daje spokoju - gdzie twój facet?
- Nie jestem z nim - odpowiada bez namiętnie oglądając paznokcie - nie pasowaliśmy do siebie, rozstalam się z nim niedługo po tym jak u mnie byłeś. A ty?
Przez chwilę milczę nie rozumiejąc aluzji.
- E... Ja jestem sam - kłamię - tata coś ci mówił.?
- Nie, nic. Właśnie, czemu jesteś w szpitalu?
- Moja przyjaciółka - kłamię - dziewczyna mojego ziomka, była z nim w ciąży, on ją w sumie zostawił... A ona poroniła - brnę w te kłamstwa jeszcze bardziej. Brawo Igor, jak ci się przyjdzie przyznawać... Kurwa, jesteś dupkiem Igor - znaleźliśmy ją, przywiozłem jej parę rzeczy, bo on wyjechał przez to zerwanie odpocząć.
- Jeju, biedna, wszystko z nią okej? - Moja Lucynka jak zwykle przejmuję się każdym, tylko nie sobą.
- Tak, ale ty masz mi tu kurwa odpoczywać i myśleć o sobie - mówię. Czuje chęć ucieczki. Boję się dalszych kłamstw, boję się, że to wszystko chuj strzeli a ona mnie znowu znienawidzi.
- Idziesz już? - pyta, kiedy wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Jakaś staruszka idzie przez pobliski szpitalny park ze swoim wnuczkiem, napawając się promieniami słońca i zapachem późnego lata.
- Tak, chyba już pójdę, a czemu pytasz?
- Bo chce abyś został.



Na weekend robimy przerwę! Do zobaczenia w poniedziałek!

WRZASK | ReTo | 18+ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz