NADZIEJA

19 5 1
                                    


Dziewczyna leżała i z niecierpliwością czekała na swój koniec. Nagle usłyszała strzał. Jednak mężczyzna w nią nie trafił. Wycelował obok niej i powiedział.

-Nie mogę ciebie zabić, ale to nie znaczy, że nie mogę ciebie zabrać i żądać okupu od M. Markus, Stan wsadzić ją do klatki. Niedługo będziemy bogaci...

W tym momencie współpracownicy dziwnego nieznajomego na siłę wsadzili ją do jednego z metalowych więzień, a ten główny dowodzący z powrotem wsiadł do pojazdu. Kiedy siedziała skulona w środku  ci zestrzeliwali małe stworzonka. Zostawało ich coraz mniej, aż w pewnym momencie ostało się tylko piętnaście sztuk. Nagle An zauważyła, że Stan zapomniał zamknąć ją na klucz. Miała szansę się wymknąć. Musiała wybrać tylko odpowiedni moment, ponieważ cały czas ją obserwowali i było ryzyko oberwania.

Cały czas obserwowała co robili i zauważyła małą zależność kiedy jeden z tych mniejszych facetów zaczął zabijać dwa zwierzęta pod rząd, drugi zaczynał się denerwować, albo kiedy jeden się przechwalał drugi reagował agresywnie. Wpadła więc na pomysł. Poczekała jeszcze chwilę, gdyż czekała kiedy jeden zacznie opowiadać o sobie. Po chwili odezwał się Markus.

-Och kiedy dostaniemy te jebane pieniądze w końcu będę mógł kupić córce co tylko zechce. Zasługuje na wszystko.

-Weź się zamknij. Nikogo nie obchodzi ten bach...

-Mnie obchodzi- odezwała się nagle Ana- Twoja córka ma szczęście, że ma takiego ojca który zrobi dla niej wszystko. Powiedz jak wygląda.

- Ach to istny skarb. Ma blond włosy najczęściej uplecione w warkoczyki i prawie zawsze nosi sukieneczki w kwiateczki...

Mężczyzna opowiadał dalej, a drugi strzelał do zwierząt na pół przytomny ponieważ usypiał od, historii znajomego. Zasnął, a drugi pochłonięty opowiadaniem odwrócił się plecami do dziewczyny. Anastazja otworzyła klatkę, miała już iść niezauważona i smutna, że nie udało się jej ocalić stworzeń posiadających antidotum, aż nagle z auta, gdzieś koło klatek usłyszała cichutki pisk. Zerknęła do środka i zobaczyła żyjące maleństwo. Wsadziła je do swojej torby, która leżała w krzakach. Było już blisko aby uciec jednak, maluch wystraszony całą sytuacją zaczął się wydzierać przez co obudził i zwrócił na siebie uwagę porywaczy. Cała trójka zaczęła ich gonić, aż nagle dobiegli do wodospadu.

Były tylko dwie drogi albo w dół, albo z powrotem do porywaczy i morderców. W grę nawet nie wchodziło by wciec w głąb, ponieważ chaszcze były tak gęste, że by się nie przedostała. Stała nad urwiskiem z nadzieją iż mężczyźni się poddali i zawrócili do pojazdu. Jednak niestety po chwili dobiegli do niej, a jeden z nich powiedział, że nie ma już drogi ucieczki i musi się poddać. Następnie do pistoletu na strzałki wsadził jedną dawkę z trucizną. Na to jednak ta zdecydowanie powiedziała, że nie da się oddać takim psychopatą jak oni i zaczęła biec w stronę urwiska. Skoczyła. Była już w powietrzu, ale nagle jeden z napastników wystrzelił strzałkę przez co trafił ją w lewą rękę. Na szczęście wpadła do wody. Ponieważ została trafiona mężczyźni odeszli, gdyż myśleli że już po niej, a zwierzę zjedzą drapieżniki więc nie ma się o co martwić.

Powoli wyczołgała się z wody i wyciągnęła torbę na ląd by sprawdzić czy zwierzę przeżyło. Było całe. Wtedy odetchnęła z ulgą. Następnie wyciągnęła pusty już nabój z swojej ręki. Trucizna ta rozchodziła się bardzo szybko po ręce, a następnie po reszcie ciała. Jednak zanim był już ostateczny jej koniec podeszło do niej zwierzątko i polizało ją po ranie. Strasznie to ją bolało, tak że aż zemdlała. Leżała tak nieprzytomna długi czas, niestety nikt nie wiedział ile, minuty, godziny, dzień. Kiedy się obudziła po otruciu nie było już prawie śladu. Wtedy zrozumiała, że antidotum było prawdziwe, była to ślina tego stworzenia. Pytanie tylko co to było za zwierzę.

ZABÓJSTWOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz