Rozdział pierwszy - ulice Manchesteru

963 64 49
                                    



Jedna tylko rzecz powstrzymywała Louisa Tomlinsona przed zbliżającym się niechybnie upadkiem. Była to ściana, o którą opierał się plecami. Siedział skulony; jedną ręką chwycił się zimnych cegieł, a drugą trzymał się za brzuch w obronnym geście. Oddychał z trudem; krew tryskała mu z nosa prosto na płaszcz oraz zakurzoną ziemię. Bolało go wszystko. Pomyślał, że największy ból sprawiał mu najpewniej właśnie nos, lecz w tej chwili nie był w stanie określić, jaka część jego ciała ucierpiała najbardziej. Zdawało mu się, że dosłownie każda jego komórka pulsowała z wycieńczenia. Sięgnął po chusteczkę drżącymi palcami, po czym ostrożnie przyłożył ją do nosa. Na języku czuł posmak krwi.

Zamknął oczy i z trudem przywarł do ściany. Nie miał pojęcia, jak to się mogło stać. W jednej chwili szedł uliczką na skróty prosto do Czerwonego Lwa, a zaraz potem trzech mężczyzn zapędziło go w kozi róg, by pobić go i okraść, a następnie zostawić go tu, w rynsztoku, w samym środku nocy. Dwa mocne ciosy w twarz, kilkanaście kopnięć w okolicy żeber, silne ramiona, które trzymały go w żelaznym uścisku, tak, by nie mógł się wyrwać i uciec. Louis wciąż odczuwał tę siłę. Splunął na ziemię, lecz posmak krwi w ustach zelżał tylko odrobinę. Ale go załatwili.

A wystarczyło trzymać się tego, co zaplanował sobie na wieczór. Przyjęcie, na które udał się niejako z konieczności, okazało się być aż nazbyt udane; gra w karty szła mu doskonale, jak nigdy dotąd, postanowił zatem spróbować szczęścia w Czerwonym Lwie. Poza tym wiedział, że będzie tam też Harry. Tak bardzo pragnął go zobaczyć. Zdawał sobie rzecz jasna sprawę, że ich spotkanie po tak długiej przerwie może się okazać katastrofalne w skutkach. Pięć lat... Pięć długich lat. Jakże zmieniło się ich życie przez ten czas! Nic już nie było takie samo jak tamtej pamiętnej jesieni, kiedy to Harry przechytrzył go i upokorzył.

Wówczas Styles zaskoczył wszystkich i niemal z dnia na dzień wyjechał do Londynu. Louis odchodził od zmysłów; całą swą życiową energię poświęcił na ukrywanie tego, jak bardzo za nim tęsknił. Z oczywistych powodów nie miał możliwości kontaktu. Przez owych pięć lat napisał do niego stertę listów; trzymał je w jednym z sejfów, do którego dostęp miał wyłącznie on sam. Opisywał w nich, jak bardzo go nienawidzi i jak bardzo pogardza nim za to, co mu zrobił. Ale pisał też, że oddałby wszystko, by móc go znów zobaczyć, by wyznać mu prawdę o swoich uczuciach; nie było już sensu udawać przed samym sobą, że brunet jest mu obojętny. Jedyną osobą, która poznała prawdę o ich relacji, była Eleanor; była jego jedynym oparciem i powiernikiem. Jego stosunki z państwem Horan uległy znacznemu pogorszeniu; Niall nie spłacał zaciągniętych pożyczek i wyraźnie dawał mu do zrozumienia, że nie zamierza ratować topniejącego majątku. Elizabeth stała się poważna i milcząca; na dobre poświęciła się wychowywaniu syna oraz opiece nad starymi rodzicami. Louis wiedział, że zarówno ona, jak i Zayn Malik, regularnie korespondują z Harrym. Nie miał jednak śmiałości, by pytać którekolwiek z nich, co u niego słychać. Oni także nigdy nie poruszali takich tematów.

Louis cierpiał zatem w milczeniu, w zasadzie pogodzony ze swym nieszczęsnym losem. W interesach stał się jeszcze bardziej bezwzględny i mściwy; bez najmniejszych wyrzutów sumienia egzekwował spłaty weksli, przejmując majątki klientów. Wzbudzał strach wśród okolicznej szlachty, wiecznie żyjącej ponad stan. Gardził nimi wszystkimi po równo.

Wypity dziś wieczorem alkohol, w połączeniu z euforią po wygranej w karty, wywołał w nim szczególny nastrój. Nagle zapragnął zobaczyć Harry'ego, nie bacząc na konsekwencje, nawet ewentualny skandal. Westchnął. Harry z pewnością został entuzjastycznie powitany przez gości w Czerwonym Lwie; na pewno był już pijany i trzymał na kolanach jakąś dziwkę, która umili mu tę noc.

pride goeth before the fall [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz