Rozdział ósmy - posiadłość Tomlinsonów

1K 55 95
                                    


Znowu rozdział z treścią, dedykowany wszystkim, którzy uważają, że zrobiło się zbyt cukierkowo :D

Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii!












Mieszkańcy Holmes Chapel wspominali początek grudnia roku tysiąc siedemset osiemdziesiątego ósmego jako trudny czas. Zima przyszła doń wyjątkowo wcześnie; pokryła świat grubą warstwą białego puchu, skuła grubym lodem rzekę Irwell oraz okoliczne stawy, odstraszała trzaskającym o porankach mrozem. Pogoda zdecydowanie nie zachęcała do przebywania na zewnątrz, toteż ci, których do opuszczania domów nie zmuszały żadne nie cierpiące zwłoki sprawy, skwapliwie chronili się przed przenikliwym zimnem w bezpiecznych murach.

Louis był jednym z takich ludzi, spędziwszy niemal cały ten dzień w swoim gabinecie. Miał przed sobą stos różnorakich papierów: listy od petentów, fragmenty ksiąg rachunkowych, a nawet londyńskie gazety, które dziś rano dostarczył posłaniec, a które tak uwielbiał czytać.

Siedział za potężnym, mahoniowym biurkiem, na wspaniale rzeźbionym, koszmarnie drogim krześle, obecny ciałem, a duchem błądzący gdzieś hen daleko.

Myślał o Harrym.

Minęło sporo czasu od owego jesiennego wieczoru w połowie października, kiedy to po raz pierwszy odważyli się wspomnieć o swoich uczuciach; dni zmieniały się w tygodnie, a te w miesiące. Czas płynął nieubłaganie, mimo to żaden z nich nawet nie zająknął się na temat tamtej rozmowy. A jednak Louis czuł wyraźnie, że Harry traktował go inaczej, niż przed laty; wciąż był dominujący, jego pożądanie wiecznie nienasycone, ale inny, jakby wrażliwszy, nie tak chłodny i zdystansowany, jak kiedyś. Tomlinson z każdym dniem coraz boleśniej uświadamiał sobie, że go kocha, i że wkrótce będzie tak zdesperowany, że albo wyzna brunetowi wszystko, co mu leży na sercu, albo do reszty postrada zmysły.

Wciąż się widywali, choć mniej regularnie, niż by sobie tego życzył. Harry był zupełnie pochłonięty sprawami kopalni ; nie bacząc na protesty górników, że to nie przystoi, całe dnie spędzał razem z nimi pod ziemią, raz jeszcze dokładnie sprawdzając szyby w poszukiwaniu choćby cienia szans na nowe pokłady rud miedzi. Razem z nadsztygarem Rowlandem ogłosili już, że definitywne zakończenie wydobycia nastąpi trzydziestego pierwszego grudnia. Z nadejściem Nowego Roku kopalnia przestanie istnieć, a wraz z nią jedyne źródło utrzymania setek ludzi.

Jak na ironię, kopalnia należąca do Nialla funkcjonowała zupełnie przyzwoicie. Byłaby w stanie przynosić zyski, gdyby jej szanowny właściciel spłacił w końcu swoje długi. Niallowi wszystko przychodziło tak łatwo... piękna żona, zdrowy syn, rozwijający się interes. Wystarczyło przestać pić i przegrywać w karty każdy grosz, jaki wpadał mu w ręce. Nawet tego nie potrafił zrobić!

Louis skrzywił się na myśl o tym durniu. Leniwie obracał w palcach list, który dziś od niego otrzymał. Tak jak przypuszczał, Niall nie miał ani krzty honoru: bez ogródek prosił o kolejne odroczenie weksli, jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Bankier prychnął, po raz kolejny omiatając wzrokiem niechlujnie złożoną kartkę.


Louis, drogi przyjacielu!

Przepraszam za spóźnioną mą odpowiedź.

pride goeth before the fall [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz