Rozdział dziesiąty - posiadłość Tomlinsonów

1.4K 55 200
                                    


Na początku chciałam Wam  serdecznie podziękować za tak entuzjastyczne przyjęcie poprzedniego rozdziału – niezmiernie się cieszę, że switch aż tak bardzo przypadł wam do gustu :3

Nie ukrywam, że pisanie rozdziału numer dziesięć było dla mnie męczarnią. Nie przesadzam, znowu przerobiłam z pięć różnych wersji, a nadal nie mam pojęcia, czy wybrałam tę właściwą. Cóż, to się okaże już niebawem.

Będzie trochę fabuły, trochę emocji, trochę smuta – dla każdego coś miłego :D

A propos smuta, nieskromnie uważam, że znów wyszedł chyba nienajgorszy. Blanko Lipińsko, strzeż się, albowiem nadchodzę!

Jak zawsze czekam na Wasze komentarze!














Louis wzdrygnął się i gwałtownie otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła, lekko zamroczony. Prędko zorientował się, że znajduje się w swoim gabinecie; uspokoił go widok do bólu znajomych ścian oraz zawalonego dokumentami biurka. Zmarszczył brwi, gdy zobaczył, że część papierów wylądowała na podłodze. Najwidoczniej zasnął na krześle, nawet nie wiedząc kiedy. Znów. Ostatnimi dniami zdarzało mu się to aż nazbyt często; wszystko to przez nawał pracy (starał się jakoś zrównoważyć brak wpływów z weksli państwa Horan, z którego to braku musiał się solidnie tłumaczyć przed akcjonariuszami banku) oraz niepewność w kontaktach z Harrym, który wraz ze zbliżającym się terminem zamknięcia kopalni stawał się coraz bardziej niestabilny emocjonalnie. Raz traktował go obcesowo, zwłaszcza, gdy był pijany, a ostatnio nie stronił od alkoholu (Louisa przeszył niemiły dreszcz na samo wspomnienie niedawnego balu), innym zaś razem był niemal podejrzanie grzeczny. Tak jak dziś.

Cholera. Przez tę nieplanowaną drzemkę prawie zapomniał, że Harry był dziś jego gościem. Przyjechał na obiad, prezentując przy tym nienaganne maniery. Zaszokował wszystkich, oferując, że zamiast bezczynnie czekać na posiłek, pomoże w naprawie kamiennego ogrodzenia, jaką właśnie mieli się zająć dwaj służący. Louis był tak zaskoczony jego propozycją, że nie zdołał uczynić nic, by go powstrzymać.

Przeciągnął się na krześle, słysząc , jak strzelają mu kości, i rozmasowywał sztywny kark. Od rana czuł się okropnie. Ledwo zjadł śniadanie, a potem zwymiotował wszystko, gdy otrzymał od Harry'ego wiadomość o wizycie. Nigdy wcześniej nie był aż taki nerwowy, nawet tuż po śmierci Eleanor. Ach, El! Gdybyś tylko tu była!

Wstał z trudem, opierając się dłońmi o biurko. Wziął kilka głębokich wdechów, a następnie podszedł do okna i uchylił je delikatnie, wystawiając twarz do zimnego powietrza. W oddali słyszał donośny głos Harry'ego, który najwyraźniej wracał już do domu wraz z służącymi. To zdecydowanie pomogło mu przyjść do siebie; zamknął okno i pomaszerował prosto do swojej sypialni, a z niej do łazienki. Przyjrzał się sobie w lustrze; przeraźliwie blada cera i cienie pod oczami jedynie go zirytowały, wiedział jednak, że nie jest w stanie nic na nie poradzić. Umył twarz i przystanął na chwilę przy kominku, licząc na to, że ciepło płomieni nada jego policzkom choć odrobinę koloru.

pride goeth before the fall [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz