Rozdział piąty - gospoda pod Czerwonym Lwem

1.2K 55 146
                                    


Mam dwie wiadomości: dobrą i złą.

Dobra jest taka, że w tym rozdziale będzie seks (i właściwie nic poza nim :P), zła – że w ogóle nie jestem zadowolona z efektu końcowego. Czegoś mi tu brakuje, ale nie chcę w nim dalej grzebać, bo jeszcze całkiem go zepsuję :D 

W ogóle to muszę się z Wami podzielić decyzją, jaką podjęłam odnośnie tej historii: na samym początku planowałam kolejną wielką dramę na końcu, ale im dłużej nad tym wszystkim myślałam, tym bardziej zaczęłam się przekonywać, że powinnam skręcić w stronę szczęśliwego zakończenia. W końcu po to (no może poza smutem :P) tutaj wszyscy przyszli. Co to tym sądzicie?

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze – niezmiennie poprawiają mi humor i stanowią najlepszą z możliwych motywacji!












Drewniane deski skrzypiały pod butami Harry'ego, gdy ten przemierzał korytarz długimi krokami. Na pierwszym piętrze gospody pod Czerwonym Lwem panowała względna cisza; w przeciwieństwie do głównej sali, hałaśliwej, tętniącej życiem, słychać tu było jedynie niewyraźne szepty oraz brzęczące z oddali szkło, a także stłumione odgłosy zza drzwi pokoi, w których przebywali goście. Styles fuknął sam do siebie. Wciąż był wściekły; krew gotowała mu się w żyłach, puls nie zwalniał ani odrobinę. Do diabła z Louisem i jego bezczelnością... przyszedł na przyjęcie wystrojony jak ostatni snob, a potem dopuścił się ohydnej prowokacji. Jego perwersja nie miała granic; nie istniały dla niego jakiekolwiek świętości czy zasady. Aż za dobrze wiedział, jak przypomnieć Harry'emu o tym, co ich kiedyś łączyło, i jak czerpać z tego korzyści.

Niech cie szlag, Tomlinson. Harry poczuł, że wzbiera w nim kolejna fala gniewu, niemal namacalnie ściskając żołądek. A przecież starał się pilnować swojego nosa, zachować zimną krew, i w żadnym wypadku nie pozwolić się zmanipulować... Niestety, znów poniósł porażkę. Niczego bardziej nie pragnął, niż zetrzeć ten pewny siebie uśmieszek z twarzy Louisa. I przy okazji zedrzeć z niego to koszmarnie drogie ubranie.

Louis doprowadził go na skraj, po czym jak gdyby nigdy nic opuścił przyjęcie, tłumacząc się pilną wiadomością. Dosłownie kilkanaście minut później do Harry'ego podszedł lokaj z informacją, iż sir Tomlinson udał się do gospody pod Czerwonym Lwem, gdzie będzie go oczekiwał. Harry zawahał się. Najpierw uznał, że nie da bankierowi satysfakcji; najlepszym wyjściem będzie wrócić do domu i zapomnieć o całej sprawie. Zaraz jednak doszedł do wniosku, że jest zbyt wściekły i podniecony, by odpuścić. Pójdzie tam, i z przyjemnością złoży wizytę temu wytwornemu dżentelmenowi.

Mimowolnie zacisnął szczękę, gdy znalazł się przed właściwymi drzwiami. Był przekonany, że Louis właśnie gratuluje sam sobie kolejnej zakończonej sukcesem intrygi.

Nie musisz tego robić. W tym właśnie tkwiło sedno problemu. Że musiał. Coś popychało go w stronę Louisa, na dobre i na złe, i nie potrafił z tym walczyć. Wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi. Dźwięk odbił się od pustych ścian korytarza; zanim zdążył wybrzmieć do końca, drzwi się otworzyły.

Harry poczuł, jak jego puls tłucze się o szyję. Wnętrze pokoju było ledwo oświetlone, lecz brunet mimo to dostrzegł, że Louis zdążył częściowo się rozebrać. Nie miał już na sobie tego absurdalnego płaszcza oraz kamizelki. Rękawy śnieżnobiałej koszuli były podwinięte do łokci, blada skóra lśniła nieznacznie w słabym świetle świec. Długa szyja nie była osłonięta apaszką. Harry nie potrafił oderwać od niego oczu; jego wzrok podążył prosto do miejsca, w którym koszula była rozpięta, do wystających obojczyków i widocznego zagłębienia w szyi. Zerknął niżej, pragnąć zobaczyć więcej ciała, lecz napotkał na przeszkodę w postaci ostatniego, zapiętego guzika.

pride goeth before the fall [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz