Rozdział dziewiąty - bank Tomlinsonów

1.5K 60 156
                                    


Coś czuję, że ten rozdział wywoła pewne kontrowersje :D

Pomysł ten chodził mi po głowie jeszcze podczas prac nad a matter of dependence, ale jakoś tak wyszło, że wtedy go odrzuciłam, uznawszy, że nie będzie pasował. Bardzo się cieszę, że w końcu znalazłam dla niego odpowiednie miejsce. 

Z niecierpliwością czekam na Wasze reakcje :D













Słońce zaszło wiele godzin temu. Pomimo późnej pory oraz panujących na zewnątrz ciemności Louis wciąż przebywał w banku, i to nie byle jakim banku, a swoim własnym. Drzwi wejściowe dumnie zdobił fioletowy szyld, na którym fantazyjne, złote litery układały się w napis Bank Tomlinsonów.

Odchylił się na krześle, pozwalając sobie na mały uśmiech. Natłok pracy, która coraz częściej zmuszała go do zostawania w siedzibie na wiele godzin po jej zamknięciu, w jego mniemaniu stanowił raczej niewielką niedogodność w porównaniu z realnymi korzyściami, jakie przynosił. Miewał rzecz jasna momenty, w których tęsknił za czasem wolnym, ale nie zamierzał się skarżyć na swój los. Zwłaszcza teraz, gdy Harry był tak zajęty swoimi sprawami.

Cóż, pomyślał Louis ponuro, już niedługo. Do końca roku pozostało mniej niż dwa tygodnie.

Wziął nową świecę, zapalił ją i umieścił w świeczniku, zastąpiwszy starą, zużytą. W przestronnym wnętrzu panował niemal półmrok; oświetlały je jedynie płomienie, dochodzące ze znajdującego się na jednej ze ścian kominka, oraz ta jedna, jedyna świeca, którą właśnie odpalił, musiał zatem mocno wytężać wzrok, by móc rozczytać kolejne rzędy cyfr na zdających się nie mieć końca arkuszach. Pochylił się nad papierami; wtem usłyszał dochodzące z korytarza skrzypnięcie. Ręka, którą sięgał po pióro, zamarła w powietrzu. Być może to tylko sprawka starej, drewnianej podłogi. Budynek, w którym mieścił się bank, był dosyć stary, i miewał charakterystyczne dla siebie dźwięki. Przez ostatnich kilka lat Louis spędził w nim wiele godzin, przysłuchując się, jak klienci wchodzą i wychodzą, stąpając po skrzypiących deskach w korytarzu. Wytężył słuch. Skrzypnięcie powtórzyło się. Nie, to nie jest zwykły dźwięk. Ktoś próbuje się tu zakraść.

Louis otworzył jedną z szuflad biurka. Zrobił to powoli, najciszej jak potrafił, sięgając po schowany w niej pistolet. Trzaski ustały na chwilę, jednak gdy wstał z krzesła rozległy się na nowo. Jego serce zabiło mocniej. Wiedział oczywiście, że banki były atrakcyjnym celem dla wszelkiej maści złodziei, dlatego też podjął odpowiednie środki ostrożności: zatrudnił ludzi do pilnowania znajdujących się w podziemiach sejfów oraz zainwestował we wzmacniane drzwi. Szkoda tylko, że dziś nie zamknął ich należycie.

Migotliwe światło płomieni płatało jego oczom figle. Otrząsnął się, wziął głęboki oddech i wycelował pistolet w drzwi.


*

Harry zaklął pod nosem, podnosząc stopę znad skrzypiącej deski. Powinien był się domyślić, że leżący na niej dywan nie stłumi przecież wszystkich dźwięków. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że brunet nie był zbyt trzeźwy.

pride goeth before the fall [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz