Rozdział szósty - Holmes Chapel

965 55 158
                                    


Nie wiem, czy powinnam publikować ten rozdział w takim kształcie. Przerobiłam chyba z pięć różnych wersji... mam nadzieję, że ta faktycznie jest najlepsza.

Poza tym, mam do Was dwa pytania:

1. Co powiecie na Louisa w jakichś uroczych pończoszkach? Ta wizja nie daje mi spokoju :D

2. Tak sobie myślę, że po skończeniu tego ff chciałabym napisać jakiś prequel, żeby wyjaśnić, co właściwie zaszło między chłopcami w czasach szkolnych, które co jakiś czas wspominają. Co Wy na to? 

Jak zawsze, dziękuję za wszystkie komentarze i czekam na kolejne :D


















Jeśli ktoś spytałby Louisa Tomlinsona, z jakich powodów uważał pewne środowe popołudnie za wyjątkowo udane, z pewnością zacząłby od pogody – niespotykanie ciepłej, bezchmurnej aury, jakże rzadkiej o tej porze roku, to jest w połowie października. Spędzał je w swoim gabinecie, jak zwykle pochłonięty pracą; ciepło słonecznych promieni, wpadających do środka przez ogromne okna, skłoniło go jednak do zrobienia sobie przerwy. Przecież i tak niemal skończył to, co sobie na dziś zaplanował – ot, kolejny powód do zadowolenia. Odchylił się do tyłu i wystawił twarz do słońca, ściągnąwszy uprzednio kamizelkę oraz apaszkę. Pomyślał o znakomitym chardonnay, które sprowadzono dziś z Manchesteru na jego osobiste życzenie, i uśmiechnął się do siebie. Manchester naturalnie skojarzył mu się z Harrym oraz z ich ostatnim spotkaniem, które właśnie tam miało miejsce, przed niespełna dwoma tygodniami. Przeciągnął się i westchnął cicho. Dziś rano otrzymał od Harry'ego list; Styles zawiadamiał go, że spędza w mieście kilka dni w sprawach służbowych, dziś jednak powróci do Holmes Chapel, wyrażając przy tym nadzieję na spotkanie.

W ostatnich dniach Louis wiele myślał o Harrym. Wiedział, że brunet ma teraz na głowie mnóstwo spraw związanych z kopalnią. Środki na dalsze inwestycje kończyły się nieubłaganie. Niall oficjalnie potwierdził, że zużyli już cały uprzednio zakupiony zapas prochu. Poszukiwania nowych złóż miedzi jak dotąd nie przyniosły żadnych pozytywnych skutków, jedynie niekończące się wydatki. Harry nie ustawał w wysiłkach, uparcie szukając kolejnych inwestorów; na próżno. Odrzucił także propozycję Louisa – nie przyjął od niego ani pożyczki, ani też nie zgodził się na umorzenie weksli kuzyna, argumentując, że nie potrzebuje jałmużny. Im więcej Louis rozmyślał o jego trudnym położeniu, tym większe miał poczucie winy; wydawał ogromne pieniądze na luksusowe stroje oraz ekstrawaganckie meble, podczas gdy Harry walczył, by nie zostawić swoich górników na pastwę losu.

A los ich będzie nie do pozazdroszczenia. Nie dość, że kopalnie nie miały przed sobą dobrych perspektyw, to na dodatek opóźniał się przypływ sardynek, na które tak czekali okoliczni wieśniacy. Pojawiały się zawsze w połowie września; minął miesiąc, a po rybach nie było ani śladu. Louis wiedział, że Harry będzie cierpiał, patrząc na wszechobecny głód, choć nie będzie mu winny, ani nie będzie w stanie mu zaradzić.

pride goeth before the fall [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz