〘 4 〙

346 34 3
                                    

To był naprawdę, naprawdę zły pomysł.

W dziesięć minut zdążyliśmy zabrać z mojego domu potrzebne rzeczy i staliśmy pod bramą uzbrojeni w linę, telefony i zestaw noży kuchennych.

- Zwariowałeś? Po co Ci cenna zastawa mojej babci?- zdziwiony patrzyłem, jak mój chłopak pakował ozdobne sztućce do małego plecaka.

- Przecież musimy mieć jakąś broń! Raczej nie znajdziemy tu nic lepszego, chyba że trzymasz karabin maszynowy w piwnicy?

- Dobry pomysł, pomachasz porywaczowi widelcem pod nosem?

- Przestań narzekać, lepiej mi pomóż.

I tak oto mieliśmy w ekwipunku pokaźną ilość bezużytecznego żelastwa, które niestety nie rekompensowało braku najważniejszej rzeczy, jaką była latarka.

Kookie przysiadł na pobliskim głazie, załamując ręce.

- Boże, jak możesz nie posiadać w domu latarki?

- Przepraszam, byłem pewien, że jakąś mam, naprawdę- to było bardzo dziwne, naprawdę byłem przekonany, że ostatnio kupowałem do niej baterie.

- Dobra, już chyba nic nie da się zrobić, chłopaki będą mieli pewnie milion latarek.

I tak oto siedzieliśmy w ponurym kółku, zastanawiając się, jak to się stało, że skończyliśmy bez źródła światła, chcąc eksplorować starą posiadłość.

- Ale jak to możliwe, że nikt nie wziął latarki? Grupowy zanik mózgów?!- wybuchnął Jin.

- Zamknij się, sam żadnej nie masz- warknął Yoongi.

- Na pewno miałem, ale nie mogłem jej znaleźć! Myślałem, że ktoś z was weźmie jakąś na zapas!

- Jak my wszyscy! Naprawdę nikt nie ma cholernej latarki!!!? Super... Czy komuś naprawdę tutaj zależy na Hobim?!

- Spokojnie, przecież możemy wrócić się do sklepu i kupić parę- wtrącił się Namjoon.

- Przecież mamy latarki w telefonach, a Hobiemu może coś się stać, jak będziemy sobie urządzać wycieczki do marketu!

Yoongi spojrzał z wdzięcznością na Jungkooka. Myślę, że ta dwójka naprawdę się rozumiała. W końcu chodziło o najważniejszą osobę w życiu przyjaciela. Zastanawiałem się, co zrobiłbym, gdyby na miejscu Hobiego był Kookie. Czy byłbym w stanie zebrać się w sobie i próbować odzyskać ukochanego za wszelką cenę, jak oni? W tamtym momencie nie byłem tego taki pewien. Prawda jest taka, że cholernie drżały mi ręce, a każdy krok powodował ogromny wysiłek. Zdecydowanie nienawidziłem strasznych, nawiedzonych, tajemniczych budynków.

- No dobrze, chyba nic nie poradzimy. Idziemy!- krzyknął Tae, popychając zardzewiałą bramę i wchodząc do środka.

Jin szybkim ruchem złapał go za ramię.

- Poczekaj, jeszcze nic nie uzgodniliśmy!

- Boisz się duchów hyung?

- Duchów nie, ale anonimowych, nieobliczalnych porywaczy już tak. Myślę, że gliny to nie był taki najgorszy pomysł.

Tae wyrwał się z chwytu i szybkim krokiem podążył w kierunku drzwi.

- Wiedziałem, że tak będzie. Nie powinniśmy byli Cię w ogóle prosić o pomoc. Wracaj do domu i ciesz się, że masz dupę w jednym kawałku.

-Ty...

W tym momencie ku bramie skierowali się również Yoongi i Jungkook.

- Wybacz hyung, ale nie mogę tego tak zostawić. Tu chodzi o Hobiego, nie musisz się w to mieszać- odrzekł smutno starszy.

Kookie tylko złapał mnie za nadgarstek i pokrzepił szerokim uśmiechem. Jednak dało się w nim wyczuć coś w rodzaju wątpliwości i niepewności. Musiałem pójść za nim, musiałem mu pomóc, przecież to sobie obiecaliśmy. A jednak, moje nogi nie chciały ruszyć się z miejsca, moje ciało całkowicie odmówiło posłuszeństwa. Miałem ochotę płakać.

- No nic, pozostaje nam tylko pójść tam i dla świętego spokoju wszystko sprawdzić. To tylko akcja zwiadowcza. Widzimy zagrożenie- uciekamy.

Wszyscy jednoznacznie przystanęli, jak rażeni prądem.

-J-Joon, o czym ty mówisz?- najbardziej zaszokowany był Jin.- Przecież to samobójstwo.

- Skoro Joon-hyung tak mówi, to naprawdę nie ma się o co martwić- odrzekł Jungkook i przycisnął mnie mocno do piersi, tak, abym tylko ja mógł usłyszeć.- Nie pozwolę Cię skrzywdzić. Nigdy.

Coś jakby we mnie pękło. Powoli odzyskałem władzę w nogach, aby postawić pierwszy krok. Poczułem lekki powiew odwagi, przyciągnięty przez jego słowa. Nie będę tylko kulą u nogi, nie dzisiaj.

- Wszyscy jesteście zdrowo walnięci- skwitował Jin, choć tak naprawdę nie miał już zwolenników. Wszyscy patrzyli na niego z nieukrywaną irytacją.- No dobrze, ale w sytuacji zagrożenia porzucam najsłabszego- spojrzał wymownie w moją stronę.

Cios nadleciał z prawej strony, czyste trafienie w szczękę. Nim się obejrzeliśmy Jin leżał na trawie trzymając się za głowę. Krew małym strumieniem sączyła się z jego ust, kapiąc co jakiś czas na trawnik. Nad nim stał wkurzony do granic możliwości Tae, pocierając bolącą pięść.

- Jeśli jeszcze raz powiesz coś takiego, możesz pożegnać się z zębami.

- Stary, odbiło ci?!- Jin wstał z wyraźną chęcią odegrania się na przyjacielu.

W tym momencie Namjoon, Yoongi i Jungkook jednocześnie doskoczyli do chłopaków, aby powstrzymać dalszą część bezsensownej naparzanki.

- W takiej chwili chcecie się bić, naprawdę?- skwitował z wyrzutem Joon.- Może oboje powinniście zostać, skoro nie wytrzymacie nawet minuty bez kłótni?

Taehyung powoli ochłonął i skierował się ponownie w kierunku posiadłości.

- Rób, co chcesz- fuknął.

- Dziękuję za pozwo...

- Ćśś- przerwał Namjoon- Chodźmy już.

Infernum | bts horror auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz