〘 28 〙

192 18 0
                                    

- Nie rozdzielamy się- powiedziałem z naciskiem.

- Ale...

- Żadnych ale. Pamiętacie zasadę numer jeden? Nie rozdzielamy się, choćby nie wiem co.

Jungkook westchnął, ale nie kłócił się.

- To którędy?

- Idziemy w prawo- wciąż miałem w głowie słowa Namjoona i postanowiłem zaufać jego rozsądkowi.

Powlekliśmy się korytarzem i nasłuchiwaliśmy, ale przytłaczała nas głucha cisza. Byłem wściekły, że nie zdążyliśmy dogonić postaci i zastanawiałem się, kto był tak zdesperowany, aby przed nami uciekać. Czyżby to jeden ze sługusów GameMastera? A może on sam?

- Nie sądzę, abyśmy tutaj kogoś...- zaczął Tae, ale w tym momencie usłyszeliśmy wyraźny odgłos biegania. Zerwaliśmy się i popędziliśmy w stronę źródła. Przeczucie podpowiadało mi, że to nie była ta sama osoba, co wcześniej, choć nie umiałem tego wytłumaczyć.

- Tędy- powiedział Jungkook i otworzył jedne z drzwi, w którym zderzył się przerażonym Jinem. Za nim przybiegł zziajany Namjoon, ledwo łapiący oddech i próbujący domyślić się, co się właśnie wydarzyło.

- Jin? Namjoon?- nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

Więc jednak znaleźli wyjście z katakumb! Miałem wyrzuty sumienia, że ich tam zostawiłem i bałem się, że mogli nie mieć tyle szczęścia co ja. Lecz teraz stali przed nami cali i zdrowi, choć lekko przestraszeni.

- J-Jungkook?! Czy to ty? Czy to naprawdę ty?- Jin uściskał zdezorientowanego Kookiego z całej siły.

-Tak, to ja, ale potrzebuję trochę powietrza!- wysapał i wyśliznął się z miażdżącego uścisku.

- Tak się cieszę, że was znaleźliśmy- jęczał i podskakiwał z przejęciem.- Prawie umarliśmy jakoś z pięć razy, ale dzięki mnie wciąż żyjemy- wypiął się dumnie.

Namjoon miał inne zdanie na ten temat.

- Wcale nie byliśmy blisko śmieci, po prostu tobie wydawało się, że widzisz jakieś niebezpieczeństwo. Rany... Że też musiałem być na ciebie skazany...

- Właśnie! Musimy uciekać, bo nas dogonią!

Złapał Jungkooka i Joona, którzy byli najbliżej i zaczął ciągnąć ich w stronę, z której przyszliśmy. Wyrwali się prawie jednocześnie, co zdenerwowało najstarszego chłopaka.

- No super, co wy teraz odstawiacie?

- Już ci mówiłem, że nie ma żadnych śmiertelnie groźnych kóz!

- A ja mówiłem ci, że są, ale najwyraźniej zobaczysz je dopiero wtedy, gdy zjedzą ci tyłek!

- Przestańcie- krzyknął Tae, za co byłem mu wdzięczny.

Atmosfera stawała się robić napięta, ale musieliśmy trzymać się razem. Mieliśmy duże szanse na ucieczkę z tego domu, gdy było nas pięciu.

Problemem był Jin, którego uznaliśmy wspólnie z Jungkookiem za zdrajcę. Odnalazłem spojrzenie chłopaka, który potwierdził ruchem głowy, że wiedział, o czym myślałem. Pewnie sam się nad tym zastanawiał.

Zdrowy rozsądek podpowiadał, że powinniśmy pozbyć się hyunga i uciekać, ale ten wydawał się tak wiarygodnie przestraszony, że zwątpiłem we wszystko, co mu w duchu zarzucałem. Jin, którego znałem nie strzeliłby sam do siebie, nawet jeśli byłoby to częścią strategii. Mimo to nie było nikogo innego, kto mógłby być zdrajcą.

Pułapka z buteleczką nauczyła mnie podchodzić z dystansem do tego, co wmawiał nam mistrz gry. Prawdopodobnie jego celem było skłócenie nas ze sobą i obserwowanie, jak się wzajemnie obwiniamy.

- Opowiedzcie nam o wszystkim- zarządziłem.

- Może najpierw powiedz, dlaczego nie trzymałeś się planu, co? Trzymanie kłębka wełny było dla ciebie zbyt trudnym zadaniem? Dlaczego wzięliśmy w ogóle tego kurdupla ze sobą?

- Zamknij się- tym razem to Namjoon się uniósł, co wywołało zdziwienie u wszystkich. Zazwyczaj nie okazywał emocji, ale zbyt długie przebywanie sam na sam z Jinem musiało go nieźle zmęczyć. Nie zdziwiłbym się, jakby już powoli odchodził od zmysłów.- Na pewno miał jakiś powód, prawda?

Pokiwałem głową i opowiedziałem o przygodach w katakumbach.

- Wiedziałem, że coś się musiało stać, bo twój sznurek był przerwany... W każdym razie spotkaliśmy się z Jinem przy rozwidleniu i wspólnie podążyliśmy moją ścieżką, bo wydawała się bezpieczniejsza. Trochę to trwało, ale znaleźliśmy wyjście, no i zostaliśmy na wstępie zaatakowani przez hmm...

- Śmiertelnie groźne kozy! Czekały tam na mnie!

- Nic takiego nie widziałem...

- Jakbyś się rozejrzał, to byłbyś trupem. Powinieneś mi dziękować, że cię uratowałem.

- Niech ci będzie- westchnął, bo nie miał ochoty kłócić się dalej.

- I rozumiem, ze to przed nimi uciekaliście?- wtrącił się Jungkook.

- Na mnie nie patrz- odparł bezradnie Namjoon i przykucnął, aby odpocząć. Nie miał zbyt dobrej kondycji, więc długi bieg musiał go bardzo zmęczyć.

Znowu nie wiedziałem, co było prawdą, a co iluzją. Poza tym mocno rozbolała mnie głowa od nadmiaru wydarzeń ostatnich godzin. Czułem, jakby coś wwiercało się w moją czaszkę i dobijało się do mojego wnętrza. Również potrzebowałem odpoczynku i chciałem w końcu spokojnie usiąść. Tae wyczuł moje zamiary, więc wyciągnął rękę, aby mi pomóc.

Nie zdążyłem mu odmówić, gdy potężna siła odrzuciła go dwa metry dalej. Obejrzałem się błyskawicznie i spojrzałem w czerwone ślepia najdziwniejszych stworzeń, jakie do tej pory miałem okazję spotkać.

Miały ze trzy metry wzrostu i niesamowite umięśnienie, jakie kontrastowało z małym łbem, który przypominał kozi. Olbrzymie, poskręcane rogi lśniły w delikatnym świetle latarek i świec. Trzy mutanty sapały niebezpiecznie, szykując się do ataku.

Jungkook w sekundę wyciągnął rewolwer, wycelował i strzelił, ale kula odbiła się od grubego futra i z brzdękiem wylądowała na podłodze, co tylko rozjuszyło stworzenia. Rzuciły się na nas, becząc głośno.

Jedna skierowała się prosto na mnie, więc byłem zmuszony uciekać, choć nie miałem już sił. Wszystkie moje siniaki ponownie się odezwały i odebrały mi dech w piersiach. Czułem, że w każdej chwili mogłem osunąć się na podłogę i już się nigdy nie podnieść.

Silne ręce złapały mnie i uniosły.

- Niezłe kózki, co?- wysapał mój chłopak i rzucił się do ucieczki, zostawiając za sobą resztę.

- Poczekaj, co z Taehyungiem?!

- Nie ma czasu się tym przejmować... goni nas!

Faktycznie, jedno ze zwierząt odłączyło się od pozostałych i pędziło prosto na nas. Mimo to, że musiał mnie nieść, Kookie był zaskakująco szybki, co jeszcze bardziej wkurzyło kozę, która nas ścigała.

- Tutaj!- krzyknąłem, widząc jakieś drzwi na końcu korytarza. Wyglądały masywnie, więc można by się tam zabarykadować. Wskazałem na nie palcem.

Jungkook podłapał mój pomysł i kopniakiem otworzył drzwi. Puścił mnie, ale złapałem równowagę, opierając się o laskę, którą wciąż trzymałem w dłoni. Chłopak błyskawicznie zablokował wejście drewnianym stołem. Ostre rogi wbiły się w deski, ale nie zdołały się przebić. Zwierzę musiało się wycofać, bo usłyszeliśmy cichnący tętent kopyt.

- Udało nam się- wyjąkałem cicho, bo kręciło mi się w głowie i bolało mnie całe ciało. Chciałem odwrócić się do mojego chłopaka i podziękować mu za to, że mnie uratował...

Rozległ się strzał.

Momentalnie odwróciłem się, ale zobaczyłem tylko postać, niknącą w mroku. Kookie zachwiał się, a na posadzkę pociekła posoka ciemnej krwi. Byłem przerażony, ale też okropnie wściekły.

Złapałem rewolwer i ignorując ból chciałem gonić napastnika, ale Jungkook upadł na ziemię. Miałem zabójcę na wyciągnięcie ręki i mógłbym w końcu odkryć jego tożsamość, ale co będzie z moim chłopakiem?...

Infernum | bts horror auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz