Nick siedział przy ,zarezerwowanym przez jego asystenta, stoliku, czekając na rudą piękność, którą spotkał na balu charytatywnym. Kelner nalewał mu już drugą lamkę czerwonego, wytrawnego wina, a mężczyzna bał się, że dziewczyna się nie zjawi. Miał w planie przeprosić ją za swoje złe zachowanie, to że nie odezwał się wcześniej ale miał dużo spotkań poza miastem i właściwie dopiero wrócił. Poprawił swoją marynarkę i zrezygnowany spojrzał do kieliszka. Mijała 20 minuta po piątej. Nie chciał jej pośpieszać, ponieważ wiedział ile zajmuje kobietom przygotowanie się, więc nie pisał do niej żadnych wiadomości. Kręcił telefonem w ręku, obracając go na różne strony. Zdążył już przeczytać wszystkie zaległe maile, przesłać odpowiedzi do swojego asystenta Jamesa i przekazać, że jutro ma mieć rozpiskę wszystkich czterech firm, których dotyczyły wiadomości. Czasami współczuł chłopakowi jego pracy, bo wiedział, że ma ciężko, choć nigdy się nie skarżył. Jamesowi zależało i wiedział, że jeśli dalej będzie się tak starał, niedługo Nick da mu awans. Firma Nicholas Blaese'a była jedną z największych na Wall Street. Ich sondaże były z dnia na dzień coraz wyższe. I choć właściwie przeprowadził się z rodziną do Nowego Jorku niecały rok temu, zakochał się w mieście. Podobało mu się w nim wszystko. Mimo, że nie miał czasu na głębsze zwiedzanie, pragnął wyrwać się, choć na chwilę z firmy, żeby przejść się po Central Parku, czy obejrzeć wszystkie dostępne atrakcje turystyczne. James twierdził, że żaden Nowojorczyk zwyczajnie nie bywał w takich miejscach jak Statua Wolności czy Most Brooklyński, przynajmniej nie celowo. Chciał iść na wystawę do Metropolitan Museum of Art, podziwiać eksponaty, poznać może bardziej historię? Nie mógł jednak spełniać tych marzeń, bo między pracą a domem, nie miał czasu na własne przyjemności. Nick był w szoku, że udało mu się wygospodarować chwilę wolnego dla rudej piękności, córki państwa Moore- Lori. Zachwyciła go od samego początku i choć nie chciał tego przyznać, pragnął jej. Z tego co opowiadała mu jego żona przed galą Moorowie byli małżeństwem od kilku lat. Matka Lauren i ojciec Chrisa, wzięli ślub 4 lata temu. Dziewczyna była młodziutka, miała zaledwie 17 lat. Amanda twierdziła, że to jedna z najbystrzejszych dziewcząt w szkole i ich syn- Ryan, powinien się od niej uczyć. Niestety chłopak miał w głowie tylko imprezy, wydawanie pieniędzy rodziców na własne przyjemności. Żona Nicka zachwycała się Lori i miała rację. Chciała wyswatać ich syna z dziewczyną, ale z tego co wiedział na razie się nie udało.
-Przepraszam, za spóźnienie. - usłyszał melodyjny głos dziewczyny tuż przy swoim uchu, po czym pocałowała go w policzek.Wyrwała go z przemyśleń. Nie chciał jednak, żeby Lori poczuła się niekomfortowo jego nietypowym zachowaniem, więc wskazał jej dłonią miejsce na przeciwko i uśmiechnął się do niej promiennie. Kiedy usiadła, odwieszając torebkę na oparciu, do ich stolika podszedł kelner bez pytania podając rudowłosej menu. Nalał jej do kieliszka tego samego wina, co Nickowi. Dziewczyna skwitowała zachowanie mężczyzny cichym „dziękuję". -Zamyśliłam się, chodząc przez Central Park.- odezwała się nagle, spoglądając na swojego towarzysza lekko zażenowana własnym zachowaniem. Jej wzrok powędrował na kolana. Rozczuliło to niezwykle mężczyznę, który chwycił podbródek partnerki nakazując jej patrzeć prosto w jego oczy.
-Nie smuć się.- powiedział twardo. -Proszę opowiedz mi o tym więcej.- chciał ją skłonić do mówienia ale dotarło do niego, że zabrzmiał jakby był jej ojcem. Dziewczyna na szczęście nie skomentowała tego, dlatego odetchnął z ulgą, kiedy z łatwością pisarza opisywała mu piękno Central Parku o tej porze roku. Zachwycała się liśćmi, mówiła o ludziach, przechadzających się z dziećmi, siedzących na trawie, biegających z psami. Cieszyła ją każda niewielka rzecz. Mówiła mu o zegarze Zoo, o romantycznych pocałunkach, o pięknej tafli wody jeziora odbijającej kolory. Była przy tym taka niewinna. Przerwała swoje rozważania na chwilę, gdy kelner przyniósł im jedzenie, dolewając po lampce czerwonego wina. Podświadomie Nick wiedział, że Lori nie powinna pić. Chodziła przecież do klasy z jego synem. Nie zajmował jednak tym myśli przysłuchując się teraz wyborom tematu tegorocznego balu zimowego. Interesowało go, jej życie. Lubił jej gładki, wyważony ton głosu, to w jaki sposób dobierała słowa, to jak z fascynacją opowiadała o naturze. Patrzył na jej uśmiech, białe, idealnie proste zęby, różowe usta, wręcz proszące o pocałunek. Obserwował jak na jej twarzy pojawiają się lekkie zmarszczki, gdy wydawała się zdziwiona. Miała w sobie taki dziecięcy urok, który sprawiał, że przy niej młodniał. Podobało mu się to w jaki sposób układała ręce pod brodą, gdy dopytywała o jego dzień. Chciała go poznać. A on chciał poznawać ją.
CZYTASZ
Beautiful game
Teen FictionLeżała na plecach spoglądając na swoje świeżo pomalowane paznokcie. Lubiła kolor czerwony. Wydawał się jej kobiecy. Było chwilę po północy a ona leżała w różowej satynowej bluzeczce na ramiączka i spodenkach w tym samym odcieniu pudrowych cukierków...