Ania poczuła, jak jej serce się zatrzymuje. Mogła myśleć tylko o tym, czy z Mateuszem wszystko dobrze. Z jej twarzy zniknęły wszelkie kolory, a ona poczuła się, jakby jej świat właśnie runął w gruzach.
— Aniu? — zaczął cicho Gilbert, wyrywając ją z transu zmartwień.
— Pojedziesz ze mną? Nie będę w stanie być sama, jeśli to nie będą... Dobre wieści — poprosiła, a jej głos załamał się pod koniec zdania.
Gilbert szybko skinął głową i wstał, razem z dziewczyną. Zanim Ania jeszcze odeszła, Diana mocno ją przytuliła i zapewniła, że wszystko się ułoży.
Oboje wyszli ze szkoły i ruszyli do samochodu Blythe'a.
— Bardzo mi przykro, że musisz przez to przychodzić. Nigdy bym tego nikomu nie życzył, nawet największemu wrogowi. A to, że ktoś, kogo koch... — Odchrząknął. — Na kim mi zależy, musi przez to przechodzić, boli mnie bardziej niż sobie wyobrażasz.
— Dziękuję, Gil. — Ania wymusiła uśmiech, gdy łza spłynęła jej po policzku.
Po chwili dotarli do szpitala, a dziewczyna niemal przewróciła kilka osób po drodze na schody. Zatrzymała się dopiero przed drzwiami od sali. Czy zobaczy oddychającego Mateusza? Tego Mateusza, którego znała i kochała, z radosnym uśmiechem? A może zobaczy chorego Mateusza, który nie może nawet otworzyć oczu ani mówić? Może już go nie ma?
Gilbert ją dogonił i popatrzył jej w oczy. Jego serce złamało się przez zastany widok. Próbowała powstrzymać się od płaczu. W jego głowie pojawiły się wspomnienia z czasu, gdy stracił swojego ojca i zareagował w ten sam sposób. W takiej sytuacji czujesz się, jakby nikt nie rozumiał, przez co przechodzisz i jakbyś był samotny. Ale Gilbert wiedział, że Ania nie była sama.
Zanim weszła do sali, chłopak przyciągnął ją do uścisku. Nie spodziewała się tego, ale gdy uświadomiła sobie, co się dzieje, wtuliła się w niego. Do oczu zaczynało napływać jej coraz więcej łez. Nie mogła już kontrolować szlochu. Gilbert jeszcze mocniej ścisnął rudowłosą i pogładził jej włosy, próbując niemo przypomnieć jej, że wszystko będzie dobrze.
Ania odsunęła się od niego i kiwnęła głową, jakby chciała powiedzieć, że jest gotowa, by wejść do środka. Brunet również skinął, po czym otworzył przed nią drzwi.
— Ania... — odezwał się Mateusz. Na twarzy rudowłosej pojawił się uśmiech. Nie straciła go.
— Mateusz! —Zaśmiała się przez łzy i podbiegła do jego boku.
Wyglądał okropnie. Z jego twarzy zniknęły wszystkie kolory, nie licząc jego oczu, które były zapuchnięte i czerwone — widać było, że płakał. Jego siwe włosy były potargane, a niektóre kosmyki przykleiły się do czoła przez pot. Nawet nie wspominając o jego dłoniach, które strasznie się trzęsły. Jednak Ania nadal widziała w nim tego pięknego Mateusza Cuthberta, co zawsze.
— Jak się masz? — zapytała, uśmiechając się podczas płaczu.
— Niezbyt dobrze, ale nie przejmuj się, Aniu.
Uśmiech dziewczyny zniknął. Jak miała się nie przejmować?
— Mateuszu.... — Zamilkła, gdy popatrzyła mu prosto w umierające oczy.
— Aniu, posłuchaj mnie. Naprawdę jesteś najodważniejszą dziewczyną... Nie, kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem. Tyle razy broniłaś to, w co wierzysz i pomagałaś tym, którzy cię zranili i im wybaczałaś. — W tamtym momencie już oboje płakali. — Jesteś cudowna. Nigdy nie zapominaj o tym, jaka jesteś niesamowita. Dokonasz genialnych rzeczy na tym świecie, Aniu.
Uśmiechnął się i ujął jej dłoń. Maryla weszła do sali ze łzami spływającymi po jej policzkach. Cała rodzina była zebrana przy umierającym pacjencie.
— Kocham was obie każdą kością w moim ciele. Obie jesteście niesamowite — zakończył.
Czuł, że jego koniec się zbliża. Czuł, że coraz trudniej mu się oddycha, więc wypowiedział swoje ostatnie słowa:
— Aniu, dziękuję, że byłaś najlepszą córką na świecie.
Rudowłosa uśmiechnęła się i przyciągnęła go do uścisku.
— Kocham cię, tato.
I nagle monitor rejestrujący pracę serca zwolnił. Pikanie było wolne, aż w końcu zamieniło się w przeciągły pisk. Mateusz odszedł.
— Nie! Nie, proszę! Obudź się! — krzyczała Ania. — Mateuszu! Proszę!
Szlochała coraz bardziej. Nie mogła oddychać — czuła się, jakby ktoś wyrwał jej serce i zaczął po nim deptać.
— Aniu! Aniu! Przestań! — Maryla próbowała uspokoić rozhisteryzowaną dziewczynę.
— Nie! Odsuń się! On-może się obudzić! Zaufaj mi, może! — Płakała tak mocno, że ledwo widziała na oczy.
Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Gilbert Blythe.
— Ania! — zawołał, podbiegając do niej.
— Gilbercie, on może się obudzić. — Wyszlochała i na niego popatrzyła. Był cały rozmazany.
— Aniu... — wyszeptał, owijając wokół niej ramiona.
Powoli zaczęła się uspokajać, jednak dopadł ją potworny ból głowy.
— On może... — Zapłakała ponownie, powoli opadając na ziemię, nadal będąc w uścisku Gilberta. — Kocham go.
Siedziała na podłodze szpitalnej w ramionach Gilberta, histerycznie płacząc. Do sali weszły pielęgniarki oraz lekarz, ale Ania ledwo to zauważyła. Wszystkie bodźce zewnętrze były zablokowane przez jej umysł, w tym również szloch jej i Maryli. Gdy już usłyszała ciche „shh" od gładzącego ją po włosach Gilberta, brzmiało ono, jakby była pod wodą.
— Proszę, nie... — powiedziała cicho sama do siebie.
Naprawdę nie mogła się z tym pogodzić. Straciła już kolejnego rodzica.
Po jakimś czasie jej płacz ucichł, a ona zaczęła się uspokajać. Minęło już od dziesięciu do piętnastu minut, odkąd leżała na podłodze w ramionach Gilberta.
— Mo-możemy stąd iść? — popatrzyła na niego ze łzami w oczach.
Chłopaka nie tylko bolała śmierć Mateusza, ale również widok Ani w takim stanie jeszcze bardziej go dobił. Gdyby nie musiał być dla niej silny, z pewnością również by płakał. Kiwnął głową i pomógł jej wstać. Gdy już stanęli na nogach, oboje zatracili się w uścisku, który trwał dla nich niepojęcie długo.
— Przepraszam, że tak się wpraszam, a-ale mogłabym może n-nocować u ciebie? Nie mogę jeszcze wrócić na Zie-zielone Wzgórze. — Westchnęła i otarła łzy z policzków.
— Aniu, ani trochę się nie wpraszasz. Oczywiście, że możesz. Maryla chyba też zostanie dzisiaj u pani Linde.
Uśmiechnęła się, po czym kiwnęła głową.
— Dziękuję, Gil.
Oboje wyszli ze szpitala, a Ania nadal cicho płakała. Weszli do samochodu, a następnie odjechali w ciszy. Rudowłosa popatrzyła na chłopaka. Tak bardzo ją pocieszał, był jedyną osobą, która rozumiała, przez co przechodziła. Wspierał ją i mógł pomóc, gdy nikt inny nie był w stanie. Nagle uśmiechnęła się przez płacz.
— Dziękuję, Gilbercie.
Brunet również uniósł kąciki ust i popatrzył na nią, po czym kilka razy mrugnął, by pozbyć się napływających do oczu łez.
— Nie ma za co, Aniu.
CZYTASZ
(NIE)WROGOWIE ━ SHIRBERT
Fiksi PenggemarWspółczesna wersja Ani, nie Anny i Ani z Zielonego Wzgórza. Opowiada o przygodzie Ani i jej przyjaciół w szkole średniej, a co ważniejsze, o przygodzie jej i Gilberta. © forblythe | 2020