Nico di Angelo tkwił w swoim łóżku spoglądając cały dzień w szary sufit. Nawet żaden cień bądź promień słońca nie ukazał się na nim. Spędzenie całego dnia w domku było na swój sposób kojące. Skoro świat na zewnątrz jest tak przerażający. Te ściany nie zranią go, nie wypowiedzą okropnych słów, nie zetrą uśmiechu z jego twarzy. Ale odbiorą cenny czas.
Mimo iż wydaję się, że jego życie przybrało barw. Bywały dni, kiedy było ich brak. Nie licząc tego irytującego blondyna nie miał tutaj nikogo. Uratował ich, dziękowali mu, wybudowali domek, a mimo to dalej niektórzy wolą go omijać szerokim łukiem. Szepczą, gdy syn Hadesa przechodzi. Nie dziwi im się, sam by się siebie lękał. Na zajęciach nie potrafił wpasować się do grupy. Odstawał od innych. Ludzie zerkali na niego, gdy przechodził między nimi, a on wtedy próbował odgadnąć o czym myślą.
Żył obok nich.
Może wyolbrzymiał, może mu się wydawało. Nie miał sił już o tym myśleć. Przewrócił się na lewy bok i westchnął pod nosem.
Will nie miał dziś czasu wstąpić do niego. Nie miał mu tego za złe. Czasami miał cięższe dni, a blondyn nie mógł za każdym razem podawać mu chusteczki. Gładził wówczas jego plecy i przekonywał go, że to nie tak. Nico czuł wyrzuty sumienia, iż mimo słów otuchy chłopaka, czarne myśli wracały. Nie chciał więcej zadręczać tym syna Apolla.
Próbował zasnąć, gdy usłyszał zgrzyt otwieranych drzwi. Leniwie zerknął na przybysza i momentalnie się ożywił, gdy dostrzegł blond czuprynę.
— Kayla mi mówiła, że widziała cię przygnębionego. — Zamknął za sobą drzwi.
Usiadł na łóżku opierając się o zimną ścianę.
— Nie, jest w porządku — odparł.
Will położył szarą siatkę na łóżku, a następnie sam się na nie wgramolił. Przysunął się ku młodszemu i objął go ramieniem. Brunet natomiast oparł głowę o jego ramię.
— Przecież wiem, że łżesz di Angelo — wyznał.
W tym momencie jak rdza żelazo, wyrzuty sumienia zaczęły niszczyć jego serce. Solace miał dużo obowiązków i nie musiał tu siedzieć i użerać się nad złym samopoczuciem Nico.
— Wal się, nic mi nie jest — wymamrotał.
— Widzę, że niewyparzony język jak zawsze obecny — zaśmiał i sięgnął wolną ręką po siatkę.
Kruczoczarny zmarszczył brwi zerkając z zaciekawieniem co przyniósł do niego nastolatek.
— Wiem, że masz znów te wstrętne myśli — powiedział. — Więc przyniosłem to! — wyjął czarny marker wraz ze blokiem żółtych kartek samoprzylepnych.
Młodszy wyswobodził się z uścisku blondyna i przyglądał mu się skonfundowany.
— Karteczki? — zapytał.
— Od dzisiaj — zaczął — masz pisać rzeczy, które wywołały u ciebie uśmiech. — Pokazał palcem na kartki.
— Co? — dopytywał Nico.
— Bądź coś co cię uszczęśliwia. — Zgarnął marker i narysował na kartce uśmiechniętą buźkę. — I przykleisz o tutaj — oderwał jedną samoprzylepną karteczkę i przykleił ją do ściany. — Kiedy poczujesz się gorzej, a mnie nie będzie obok zerknij na te karteczki.
— Ale to głupie — próbował stłumić uśmiech wdzierający się na jego usta.
— Może i tak — wzruszył ramionami — ale co masz do stracenia?
Podał mu karteczki wraz z markerem. Nico po krótkiej chwili przechwycił je.
— No dobra-a — odrzekł.
— Nie ma co się martwić o takie bzdety — wstał. — Jeżeli różnisz się od innych to wiedz, że ciężej będzie cię zastąpić — posłał mu uśmiech. — Szkoda czasu na gdybania o tym, wiesz?
Brunet uśmiechnął się pod nosem na słowa starszego. Przytaknął mu i zerknął ponownie na karteczki.
— Serio — kontynuował. — Walić ich, jeśli nie potrafią dostrzec w tobie tych wszystkich dobrych rzeczy, a patrzą tylko przez pryzmat, że twój staruszek to Hades. — prychnął.
— Pajac — zaśmiał się. — Dzięki Will. — Dodał po chwili unikając jego wzroku.
— Nie masz za co. — Pochylił się i pocałował bruneta w czoło. — Kocham cię, wiesz? — wyznał. — Niestety muszę coś jeszcze załatwić ale niedługo wrócę! — podszedł do drzwi i zasalutował. — Obiecuję!
— Idź już — zaśmiał się di Angelo oraz rzucił poduszką w blondyna. Niestety nie trafił, bo ten już zamknął za sobą drzwi.
Wtedy zrozumiał, że z powodu odmienności zadręczamy się do czasu. Dopóki ktoś dostrzeże w nas naszą wyjątkowość. Wtedy dopiero dostrzegamy jakim podarunkiem jest od życia.
Wziął marker i zaczął pisać na cytrynowej karteczce. Gdy skończył oderwał ją powoli i przykleił do ściany tuż obok karteczki Willa. Uśmiechnął się pod nosem czytając napis na kartce głoszący:
,,Will Solace''
