"Journey"✖️Jerrie (p.1/3)

846 41 12
                                    

- Cześć, Jadey.

- Perrie - mruknęłam przez zaciśnięte zęby, przechodząc obok blondynki, która stała oparta o jedną ze ścian.

- Czyżbyś wstała za późno? - zapytała rozbawiona, ruszając za mną, kiedy przeszłam obok niej.

- Nie uwierzysz, ale KTOŚ zasłonił mi okna i nie wstałam o wschodzie Słońca - burknęłam. Perrie zaśmiała się tylko.

Ja i blondynka miałyśmy dziwną relację. Obie we wszystkim rywalizowałyśmy, jedna chciała być lepsza od drugiej. Nie było pola, na którym byśmy nie rywalizowały. Poza tym, często sobie uprzykrzałyśmy życie, chociażby takimi rzeczami, jak ta dzisiaj. Perrie doskonale wiedziała, że wstaję o świcie, a nie śpię do południa jak ona. Teraz czułam się rozkojarzona i nie w humorze, bo spałam za długo.

- Masz szczęście, że nie spóźniłam się na trening - powiedziałam do niej, wchodząc na dziedziniec zamku.

- No tak, pani zawsze punktualna i przesadnie perfekcyjna - mruknęła z tym swoim głupim uśmieszkiem na twarzy. Już chciałam jej coś odpowiedzieć, a najlepiej to jej przyłożyć, ale powstrzymałam się. Nie jest warta moich nerwów i czasu.

Zarówno ja jak i Perrie byłyśmy Wojowniczkami, pierwszymi w historii. Służyłyśmy ramię w ramię z mężczyznami, broniąc naszego królestwa w razie niebezpieczeństwa i pomagając mieszkańcom. Był to dla nas ogromny zaszczyt, ale i wyzwanie. Na każdym kroku musiałyśmy udowadniać, że nasza płeć nie sprawia, że jesteśmy gorsze w walce. Dodatkowo, musiałyśmy też mierzyć się z różnymi nieprzyjemnymi komentarzami ze strony innych Wojowników. Nie zliczę, ile razy zostałam "przypadkowo" obmacana. Z początku bałam się postawić, ale teraz nie wahałam się uderzyć kogokolwiek, kto dotykał mnie bez mojej zgody.

Razem z Perrie stanęłam w rzędzie obok innych Wojowników. Codziennie mieliśmy kilkugodzinne treningi, by nie wypaść z formy i móc być gotowym do ataku czy obrony w każdej chwili, nawet w środku nocy. Czasami naprawdę miałam dość, jednak nigdy nikomu się nie skarżyłam, bo wiedziałam, że ściany mają uszy i gdyby moje słowa dotarły do niewłaściwych osób, mogłabym pożegnać się z byciem Wojowniczką, a tego naprawdę nie chciałam. Służba była moim wszystkim, całym moim życiem. Od małego zamiast uczyć się szyć czy gotować wolałam dźgać trawę drewnianym mieczem albo bić się z gałęziami. Rodzice nie pochwalali tego, ale dotrzymywali tajemnicy w tym wszystkim. Po ich śmierci postanowiłam, że nie mam nic do stracenia i dotarłam do stolicy królestwa. Królowa nie chciała ze mną rozmawiać, ale nie poddawałam się i w końcu zostałam wysłuchana. Musiałam przejść długi okres szkolenia. Udało mi się i zostałam Wojowniczką jaką zawsze chciałam być.

- Dzisiaj nie robimy standardowego treningu - zaczął Olivier. Był naszym mentorem i dowódcą w jednym. Potrafił cię wesprzeć dobrymi słowami, ale także dać ci więcej zadań, by lepiej się wyćwiczyć. Podziwiałam to, jak potrafił balansować między tymi dwiema rolami. - Dzisiaj będzie oglądać was sama Królowa, dlatego idziemy na arenę, byście zmierzyli się ze sobą nawzajem.

Wszyscy byli zaskoczeni. Naprawdę rzadko kiedy Królowa do nas przychodziła, najczęściej po to, by wyznaczyć jakąś indywidualną misję. Ja jeszcze żadnej takiej nie dostałam, dlatego teraz zamierzałam się o to postarać. Chciałam pokazać wszystkim, że też mogę dostać misję i być godną uwagi Królowej.

Cała nasza dziesiątka wraz z Olivierem poszła na arenę. Była ona duża, z miejscami na widowni, jednak nie była najnowsza. Podobno wieki temu odbywały się tu turnieje rycerskie, ale nie wiem, czy to prawda. Rycerze wyginęli na długo przed tym zanim zostałam Wojowniczką, jednak zostawili po sobie właśnie takie wspaniałe areny do walk.

One shots [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz