Rozdział 13

20.4K 692 97
                                    

NADIA

Facet cały czas dotyka mnie swoimi brudnymi łapskami, a ja z każdą kolejną chwilą czuję się coraz gorzej. Próbuję krzyczeć, ale mam wrażenie, że to i tak nie pomoże. Kiedy zaczyna mnie rozbierać, słyszę strzał. Moje komórki nie rejestrują już tego, co dzieje się później. Czuję tylko jak lecę na podłogę, a po chwili tracę przytomność.

Budzę się w swoim pokoju. W pewnym momencie wracają do mnie wydarzenia z poprzedniego wieczoru. To moja wina. Po co poszłam do tego cholernego klubu? Chciałam się zemścić, ale jak zawsze to ja musiałam ponosić konsekwencje. Nawet nie wiem, co tam się wydarzyło, bo jedyne co pamiętam to strzał, a później kompletna pustka. Od moich myśli odrywa mnie wchodzący do pokoju Vincenzo.

- Co ty sobie kurwa myślałaś?! - pyta głośno, nalewając sobie whisky.

- To nie jest twój interes. Dałeś mi jasno do zrozumienia, co o mnie myślisz. - odpowiadam, patrząc mu prosto w okno.

- Chciałaś się z nim pieprzyć?! - wydziera się na mnie, siadając na fotelu naprzeciwko łóżka. Chyba sobie żartuję. On mógł ruchać jakąś laskę, a mnie ma czelność jeszcze oskarżać? No chyba nie.

- A jeśli tak to co? - odpowiadam, przenosząc na niego wzrok. Mam w dupie jego podejrzenia. Niech sobie myśli co chcę.

- Zabiłem go. - syczy do mnie i zaczyna podchodzić w moją stronę. - Ostrzegałem Cię, ale do ciebie i tak nic nie dociera. - dodaje i siada na łóżku.

- I co mnie też zabijesz? Jak chcesz, możesz to zrobić. Naprawdę mi nie zależy. - prycham, patrząc w jego oczy.

- Nie boisz się? Przecież jestem diabłem bez serca? - pyta, upijając łyk whisky.

- Przecież wiem, że masz mnie dosyć. Myślałeś, że będę posłuszną dziewczynką, którą będzie rozkładać przed tobą nogi, prawda? - zwracam się do niego z sarkazmem i sztucznie uśmiecham.

- Naprawdę mnie zaskakujesz aniołku. - mówi, śmiejąc się pod nosem. Następnie wychodzi z pokoju, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Nie dowierzam. Co tu się przed chwilą odjebało? Myślałam, że uda mi się go wyprowadzić z równowagi, a tymczasem jest odwrotnie. Jego wręcz śmieszą moje poczynania. Ten dupek zaczyna działać mi na nerwy....

Godzinę później siedzę w salonie i oglądam telewizję. Do moich nozdrzy dociera zapach perfum Vincenzo. Jak nic zaraz zacznie swoje wywody.

- Czego chcesz? - zaczynam wręcz pewna, że jest obecny w pokoju.

- Cóż za spostrzegawczość. - odpowiada i staje naprzeciwko mnie.

- Do rzeczy Vincenzo. Nie mam czasu na twoje głupie gierki. - odpowiadam i przenoszę na niego swój wzrok.

- Spokojnie aniołku. Dzwonił do mnie twój ojciec. Zaprasza nas na kolacje dziś wieczorem. - chyba sobie ze mnie żartuję... Ostanie, na co teraz mam ochotę to przebywanie w jednym pokoju z moją chorą rodzinką.

- Nigdzie nie idę. - mówię i wracam do oglądania filmu.

- Zachowujesz się jak jakaś rozkapryszona gówniara, której ktoś zabrał zabawkę. Niech dotrze do ciebie w końcu fakt, że to ja ustalam zasady nie ty. Masz być gotowa na dwudziestą, a jeśli tak nie będzie, to porozmawiamy inaczej. - sapie podminowany i odchodzi. Po prostu świetnie...

Godzinę później biorę gorącą kąpiel. Muszę w końcu się jakoś przygotować do tego starcia. Miałam swój plan zemsty, który poszedł się jebać, ale kto mi zabroni się nimi zabawić? Uderzyć w nich od strony, której się nie spodziewają. No nic... Muszę zacząć się szykować, bo Vincenzo nie rzuca słów na wiatr. Wychodzę z wanny i siadam przy toaletce. Na twarz nakładam delikatny makijaż, a włosy zostawiam rozpuszczone. Następnie zmierzam do garderoby i decyduje się na krótką czarną sukienkę w koronkę. Na nogi nakładam wysokie czerwone sandałki na szpilce. Gdy jestem gotowa, spryskuje się perfumami i powoli zmierzam na dół. Idąc schodami, widzę że Vincenzo już czeka przy wejściu. Jest zajęty rozmową, ale kiedy słyszy stukot moich szpilek, od razu przenosi na mnie spojrzenie swoich ciemnych oczu. Zawsze czuję to samo dziwne uczucie, kiedy lustruję mnie całą. Jakby przenikał każdą komórkę i znał wszystkie moje myśli.

- Widzę, że zrozumiałaś moje słowa? - zaczyna i otwiera przede mną drzwi prowadzące na zewnątrz. Normalnie dżentelmen się znalazł.

- Chyba tutaj jestem prawda? - prycham, wychodząc na dwór.

- Moja laleczka jak zawsze nie w humorze. Zapowiada się bardzo ciekawy wieczór. - odpowiada, równocześnie śmiejąc się pod nosem.

- Nawet nie wiesz jak bardzo, ciekawy to będzie wieczór. - mówię do siebie, a następnie wsiadam do auta.

Po godzinie dojeżdżamy na miejsce. Gdy spoglądam na dom w którym spędziłam tyle lat, robi mi się nie dobrze. Mimo tego, że w środku czuję kompletną pustkę, robię krok na przód i ruszam przed siebie. Nie pozwolę sobie na kolejne łzy... Nie okaże słabości.

W sumie to przyzwyczaiłam się do udawania szczęśliwej. W sumie weszło mi to w nawyk, a wymuszanie uśmiechu nie sprawia mi żadnego problemu. Mimo, że w sercu czuję żal, smutek i pustkę.

Wchodząc do domu, zostajemy przywitani przez Nancy, za którą tak bardzo się stęskniłem. A moi rodzice? Nawet nie raczyli wyjść. Po prostu żenujące. Dopiero kiedy wchodzimy do salonu, witają naszą dwójkę. Oni naprawdę zachowują się tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. To im zawsze wychodziło najlepiej...

- Kochanie, pięknie wyglądasz. Małżeństwo ci służy. - Co to ma być? Teraz będziemy udawać, że wszystko gra? Że jesteśmy jedną wielką kochająca się rodziną? Stoję tam i nie dowierzam, a Maria? Tak po prostu podchodzi w moją stronę i rozkłada ręce, żeby mnie przytulić. Boże, to nie jest normalne.

- Czyli teraz będziemy udawać, że wszystko jest ok? A może Vincenzo z chęcią posłucha, co działo się przez ostanie trzy lata w tym domu? - odpowiadam jej z sarkazmem, spoglądając to na rodziców to na mojego męża. Francesco robi się czerwony jak burak, a Maria z wrażenia musi usiąść na kanapie.

- Córeczko, o co chodzi? Źle się czujesz?- pyta mój ojciec. Aha... Czyli teraz tak będziemy się bawić?

- Wiesz, czemu źle się czuję? Bo jestem w domu, w którym przeżyłam koszmar! A ty jak gdyby nigdy nic zapraszasz mnie na kolacje. I co będziemy teraz udawać jedną wielką kochającą się rodzinę? To jest chore. - wyrzucam z siebie.

- O co tutaj chodzi? - pyta De Luca, patrząc na mnie. Wiem, że może dowiedzieć się prawdy, ale ojciec nie dał mi wyboru. Po co ta cała kolacja? Żeby się przypodobać? Boże.

- Zapytaj mojego ojca. On z chęcią Ci wszystko opowie. - syczę przez zaciśnięte zęby, równocześnie spoglądając w stronę ojca.

- Słucham Francesco. - wrzeszczy Vincenzo, a po chwili dodaje. - Mówiłem Ci ostatnio, że nie toleruje kłamców. Już dwa razy mnie oszukałeś przyjacielu.

- Co proszę? O jakie dwa razy chodzi?! - pytam. Nie mam zielonego pojęcia o czym mowa...

- No powiedz swojej córce, co zrobiłeś. Z chęcią posłucham, jak się będziesz tłumaczył. - ponagla Vincenzo. Spoglądam na ojca i mam wrażenie, że zaraz zejdzie na zawał.

- Mów do cholery! - krzyczę w jego stronę.

- Sprzedałem mu ciebie. Nie na trzy miesiące, lecz na zawsze. - mówi cicho, patrząc w podłogę.

Przychodzi chwila, kiedy klękasz z bezsilności. Zwyczajnie się poddajesz, tracąc wszelką wiarę na lepsze jutro. Wiedząc, że zgotowałeś sobie piekło na swoje własne życzenie, że tak naprawdę każdy z Twoich problemów jest z Twojej własnej winy. Zaczynasz nienawidzić samego siebie za to, kim jesteś, za to ile popełniłeś błędów. Nie potrafisz sobie wybaczyć, że nie jesteś w stanie cofnąć czasu...

************************************
Kolejne problemy... 😢😞

Ostatnie ZlecenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz